II

145 13 5
                                    

A następnie przyszedł czas na zajęcia z Zielarstwa. Dzień, który Riddle przeklina do dzisiaj.

Zapowiadało się na kolejny, pełen rutyny dzień. Tom przychodzi, elegancko się wita z profesorem, zdobywa pokaźną liczbę punktów dla domu węża, dziękuje za liczne pochwały, idzie do biblioteki, robi swoje i tak dalej.

Aczkolwiek Tom znienawidził platynę tak bardzo, że na jej widok miał ochotę rzucić jakieś zaklęcie, które pomyślnie zmieniało kolor czyjejś czupryny. Ale nie o tym mowa, gdyż brunet i tak nie mógł tego uczynić, bo nadzwyczaj wybitnemu uczniowi i wzorcowi dla młodszych roczników nie przystoi.

Ciemne oczy Ślizgona wpatrywały się w kolejną, wyglądającą na dość zwyczajną i niegroźną, co w zasadzie ukazywało tylko jak bardzo pozory mylą, roślinę, której nazwę, właściwości i inne informacje miał już wypisane w głowie na roku piątym. Z jadowitą tentakulą trzeba było obchodzić się z rozwagą i nieustającą czujnością, gdyż jad z jej kolców mogła doprowadzić nawet do śmierci. Riddle bowiem o tym wcale nie marzył, więc był właśnie bardziej niż skupiony.

- Czy ktoś powie mi co to za roślina i poda parę cech szczególnych? - zapytał w średnim wieku mężczyzna, rozglądając się po wszystkich uczniach, aczkolwiek jego wzrok zatrzymał się na Tomie przez dłuższą chwilę, jakby spodziewał się, że Ślizgon zna odpowiedź i ją wyczerpująco przedstawi na forum klasy.

Tak jak przewidywał Herbert Beery, uczący zielarstwa w Hogwarcie w tymże czasie, ręka ulubieńca (prawie) wszystkich nauczycieli poszybowała w górę niemalże od razu. Minę miał nieodgadnioną jak zwykle i nikt nie był w stanie niczego z niej wyczytać.

- Tak, panie Riddle?

Młody chłopak w mgnieniu oka zapoznał każdego ucznia z dzisiejszym tematem lekcji, podając parę cennych zagadnień i ciekawostek, które wyczytał gdzieś z tych opasłych ksiąg w bibliotece. Nie zawsze koncentrował się na przyszłości, czasem pożądał chwili wytchnienia, którą zyskiwał przez czytanie o roślinach, które mimo wszystko kiedyś mogły okazać się przydatne do chociażby jakiegoś eliksiru.

- Wspaniale i wyczerpująco, dziesięć punktów dla Slytherinu - klasnął dłońmi nauczyciel, po czym spojrzał ochoczo na wszystkich. - Przyjrzyjcie się tym ciekawym roślinom, zbadajcie je, wynieście z tej lekcji jak najwięcej!

Z tymi słowami każdy odetchnął, co było bardzo ironiczne zważywszy na okoliczności, i udał się do własnego stanowiska, gdzie czekały na nich złośliwe tentakule. Brunet zmierzył znudzonym wzrokiem obiekt znajdujący się przed nim, po czym westchnął cicho pod nosem, żałując, że nie może teraz wykonać czegoś produktywniejszego. Nie lubił marnować cennego czasu, co właśnie też czynił.

Wtedy jego myśli zaczęła zaprzątać tamta bezczelna i arogancka Ślizgonka, więc szybko odgonił niepożądane gdybanie, potrząsając szybko głową. Przyłapał się na domniemanym mordowaniu jej przy pomocy wyobraźni.

- Cholera, Diffindo! - rozległ się damski głos, a po chwili rozbłysnął promień niebieskawego światła. - Uważaj, Riddle, przecież sam przed chwilą powiedziałeś, że ich jad jest bardziej trujący niż twoja ślina, a teraz stoisz przed jedną, rozmyślając o tej pani Merrythought.

Ślizgon zmrużył oczy, widząc jak obok niego stoi właśnie blondynka z różdżką w ręku. Zignorował ją na chwilę, odwracając się i szukając wzrokiem profesora, aby sprawdzić czy był świadkiem jego rozkojarzenia się. Na jego nieszczęście, Beery spojrzał się karcącym wzrokiem na młodą Ślizgonkę i przemówił dość głośno:

- A cóż to było, panno Selwyn? Minus 10 punktów za słownictwo. A co do pana, panie Riddle... Ma pan jednakże szczęście, że panna Selwyn się pojawiła w porę. Znalazłby się pan na skrzydle szpitalnym.

POŁYSK PLATYNY - TOM RIDDLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz