V

102 10 11
                                    

Blondynka spojrzała przelotnie na okno, a jej oczom ukazała się przepięknie mieniąca kurtyna szronu. Grudzień był niczym artysta malujący majestatyczny pejzaż, przyroda zaś okryta puchem dodawała mu uroku. Gwiazdy niczym pyłki brokatu zdobiły ciemnogranatowy firmament, a księżyc dopełniał całość. Pohukiwania sów natomiast ostrzegały jakby, że mroki ciemności mogą ukrywać przed nami więcej niż by się wydawało. Ale to nie powodowało, że noc była brzydka. Nader tajemniczości jej służył, bo gdyby była tak jasna jak dzień, ludzie nie poświęcaliby tyle czasu na poematy o niej.

Młoda kobieta skupiła swoje spojrzenie na tafli lustra, które zdawałoby się odzwierciedlać rzeczywistość, mimo że tak nie było. Owszem, pokazywało złudny świat, ale nie ten nader prawdziwy, a jego odbicie. Priscille wygładziła po raz kolejny swoją suknię, a następnie przeczesała włosy palcami. Widząc efekt końcowy, skinęła delikatnie głową i odchrząknęła.

Bal u Slughorna zapowiadał się tak jak zwykle, nudno i zwyczajnie. Jednakże tym razem coś się zmieniło - dziewczyna zawsze chciała wyglądać dobrze dla siebie. Dzisiejszego wieczoru starała się jak nigdy, ale nie wiedziała dlaczego, tak bardzo frustruje ją ta odstająca nitka w dole sukienki czy jeden niesforny włos na głowie.

Chciała po prostu wyglądać perfekcyjnie jak na Selwyn przystało.

Poprawiła swoją ciemnozieloną (Abraxas zaręczał wręcz, że to nie jest żaden ciemnozielony, a butelkowa zieleń!) suknię, po czym schowała różdżkę do kieszeni i wyszła z dormitorium.

Jako że było już dość późno (dobijała dopiero godzina dziewiąta, aczkolwiek nauczyciele upierali się gorliwie, że dla pierwszoroczniaków to wręcz bardzo późno), ciężko było spotkać kogokolwiek na korytarzu. Fakt, minęła się z paroma Krukonami czy Gryfonami, ale były to sytuacje dość sporadyczne.

Zresztą, kogo to obchodziło? Wyglądała nieziemsko, więc dlaczego tylko parę osób miało to podziwiać?

Nie minęło pięć minut, a dziewczyna znajdowała się już w zatłoczonym pomieszczeniu. Oczywiście, została wcześniej przywitana przez profesora od eliksirów, który do trzeźwych już się nie kwalifikował. Ale kto mógłby go winić, skoro ten szampan tak przyjemnie drażnił kubki smakowe?

Z nonszalancją chwyciła w dłoń trochę alkoholu, po czym nie omieszkała się rozejrzeć po wszystkich gościach. Jej wzrok przykuł czarnowłosy Ślizgon, którego kojarzyła z rodzinnych balów czy też różnych spotkań. Ruszyła w jego stronę, upijając uprzednio łyk napoju.

- Madame Selwyn, jak mniemam - na jej widok owy chłopak odwrócił się do niej, stając na przeciwko niej, po czym chwycił jej dłoń i musnął ją wargami.

Na twarzy Yaxley'a zawidniał delikatny uśmiech, który kontrastował nieprzyjemnie z jego zimnymi oczami. Rzadko który z ich rodu słynął z sympatycznego wyglądu.

- Selwyn, Priscille Selwyn - skinął delikatnie głową na jej słowa, bo dobrze wiedział, jaka jest jej godność. - Miło mi cię widzieć.

Blondynka zdecydowała się na uniesienie kącika ust, a następnie zlustrowała wzrokiem Ślizgona.

- Williamie, jestem wręcz zmuszona przyznać ci, że wyglądasz nieziemsko. Jak mniemam, to szaty świąteczne po twoim ojcu?

Muzyka grająca w tle zmieniła się właśnie na jakiś bardziej energiczny utwór, aczkolwiek niewiele osób nadal garnęło się do tańca.

- Och, dziękuję. Mogę powiedzieć to samo o tobie, Priscille. A co do szat... Mieli je i mój dziad, pradziad. Przekazywana z pokolenia na pokolenie, sama rozumiesz.

Selwyn miała szczerze w poważaniu jego ubrania, aczkolwiek nazwisko rodu wymuszało na niej pewną presję, by pokazywać się z jak najlepszej strony przy innych wpływowych rodzinach.

- Naprawdę niezmiernie miło się z tobą rozmawiało, aczkolwiek ktoś na mnie czeka. - Kłamstwo w takim wypadku nie mogło być nawet uznane za oszustwo. - Do zobaczenia - cmoknęła go w policzek jak na kobietę pełną kurtuazji przystało, a widząc jego delikatny uśmiech, oddaliła się od niego.

„Na Merlina, więcej ich matka nie miała?" - pomyślała, widząc na przeciwko Rookwooda czy też Rosiera.

- Nie umknęło mojej uwadze, że bawisz się świetnie, Selwyn.

Młoda kobieta uniosła brwi, słysząc chłodny, ale też tak znajomy głos, a następnie odwróciła się. Jej oczom ukazał się elegancko (bądźmy szczery, on zawsze wyglądał elegancko) ubrany Tom Riddle.

- Czego zapewne nie mogę powiedzieć o tobie, Riddle. Wyglądasz na niezadowolonego, zresztą jak zwykle.

- Dlaczego miałbym być zadowolony? - skrzywił się nieznacznie, po czym przeleciał wzrokiem po sali. - Taki przepych na zwykłym balu bożonarodzeniowym jest wręcz bezsensowny.

Jego rozmówczyni spojrzała uważnie to na Toma, to na Slughorna, po czym skinęła delikatnie głową, wracając do Riddle'a.

- Rzeczywiście. Lepiej byłoby zorganizować taki przepych na twojej stypie.

Dziedzic Slytherina zmrużył gniewnie oczy, po czym prychnął z pogardą na samą myśl, że miałby umrzeć. Jakie to było żałosne ze strony tej dziewuchy... Żeby tylko wiedziała...

Selwyn uniosła kącik ust z satysfakcją, patrząc na podjuszonego Ślizgona. On za to zdecydował się na milczenie i delektowanie się tą chwilą. Jednakże wszystko co dobre, dobiega końca.

- To co ty robisz tu przez cały czas? Stoisz tak bezczynnie? - uniosła brew, patrząc zaciekawiona na ciemnowłosego.

- Być może.

- Nie chciałbyś się może rozerwać?

- Nie.

- W porządku, niech Ci będzie - upiła łyk musującego napoju, wcześniej przewracając oczami.

Nastała cisza między nimi, choć wokół nich rozbrzmiewała głośna muzyka. Zielonooka kiwała delikatnie głową w rytm piosenki, patrząc się przed siebie. Tom zaś chcąc nie chcąc, przeleciał ją wzrokiem. Skrzywił się nieznacznie, lecz nie wypowiedział żadnego słowa.

- A właśnie...

- Szampana? - pojawił się przy nich kelner.

Priscille fuknęła urażony, że ktoś jej przerwał, a następnie odchrząknęła i uniosła swoje naczynie z alkoholem, po czym spojrzała pytająco na Ślizgona.

- Nie, dziękuję, nie piję.

- Nie pijesz? - spytał zdziwiony arystokratka.

- Nie piję - odrzekł stanowczo.

Kelner w międzyczasie odszedł, kiwając uprzednio głową. W jego ślady poszedł Tom, który skierował się do wyjścia bez słowa. Priscille uniosła brwi, czując narastające zaskoczenie, ale też i zirytowanie.

Pobiegła więc za nim, odstawiając wcześniej naczynie z szampanem gdziekolwiek tylko mogła. Zignorowała spojrzenia innych, a w zasadzie nawet o nich nie myślała. W końcu znalazła się przy chłopaku i odchrząknęła.

- Nie pozbędziesz się mnie tak szybko.

Tom zatrzymał się w miejscu, a następnie popatrzył na nią wzrokiem bazyliszka. Selwyn nic sobie z tego nie robiła, a po prostu stała przy nim tak, jakby oczekiwała wyjaśnień.

- Impe-

- Zamknij się i powiedz mi o co chodzi.

Ciemnowłosy wyjął z kieszeni różdżkę i w mgnieniu oka przystawił ją do gardła blondynki. Dźgnął ją delikatnie drewnianym patykiem, po czym zmrużył oczy. Przełknęła głośno ślinę i patrzyła pytająco na Toma.

- Nikomu. Ani. Słowa.

Z tymi słowami odsunął się od niej i pospiesznie udał się przed siebie. Priscille nie miała nawet chwili na zastanowienie, poszedł w jego kroki.

Ale nawet gdyby miała chwilę na zawahanie, to czy to by coś zmieniło?

POŁYSK PLATYNY - TOM RIDDLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz