Kai

867 66 55
                                    

Kiedy o godzinie dziewiątej do klasy wchodzi policja, przypuszczam, że nikt nie nie ma pojęcia, co się dzieje, ale każdy prostuje się zaciekawiony. Kto wie, może część z nich boi się, że funkcjonariusze przyszli po nich, bo zrobili coś nielegalnego.

— Można przeszkodzić? — pyta jeden, a nauczycielka kiwa głową, sama zaskoczona zaistniałą sytuacją. Spoglądam na siedzącego obok mnie przyjaciela, który wzrusza ramionami, bo też nie ma pojęcia, co się właśnie dzieje. Na pewno jednak wiem, że nikt nie przyszedł po mnie. Może robię głupie rzeczy, ale nic nie wymaga interwencji policji. — Czy ktoś z obecnych tu uczniów przyjaźni się może z Lloydem Garmadonem?

Słyszę szepty, a może i nawet ciche śmiechy, jednak mi w ogóle nie jest tym razem do śmiechu. Nie oszukujmy się, żarty z Lloyda zawsze były spoko, ale nie w sytuacji, kiedy wzywana jest policja.

Tym bardziej że dzisiaj są jego urodziny.

Co ten idiota narobił? Czy potrzebuje pomocy? Czy to jest drugi już znak, by odzyskać swoją przyjaźń z Lloydem?

Rozglądam się po sali, jednak nikt się nie zgłasza. Część z nich pewnie nawet nie wie o kogo chodzi, pozostali mogą chodzić z nim na jakąś lekcję, ale nie zgłoszą się, żeby nie mieć potem problemu w razie czego.

Dwoje mężczyzn nie dostaje żadnej reakcji, więc postanawiają wyjść z sali, jednak w końcu wstaję, dość niepewnie, czując na sobie wzrok wszystkich w sali.

— Ja. Umm, przyjaźniliśmy się kilkanaście lat — rzucam spokojnie.

— Możesz zabrać rzeczy i iść z nami? To nie będzie problem? — pyta mężczyzna, spoglądając na nauczycielkę.

— Proszę — odpowiada.

— Stary, co ty robisz? Dobrze się czujesz? — pyta się siedzący koło mnie chłopak, potocznie zwany moim najlepszym przyjacielem.

— Właśnie — wtrąca się brunet siedzący przede mną, kiedy powoli pakuję swoje rzeczy do czerwonego plecaka. — Kto wie, czy ten gejuch kogoś nie zgwałcił i będziesz oskarżony o współudział.

— Lloyd nie jest gejem — warczę oschle najciszej jak tylko się da, a potem zakładam plecak na ramię i wychodzę razem z policjantami z sali.

To, że mnie pocałował, wcale nie oznacza, że jest gejem. Przecież mówił, że podobała mu się jakaś dziewczyna, choć nigdy nie powiedział mi jej imienia, albo już tego nie pamiętam. Dziewczyny przecież też się całują, a to nie oznacza, że są lesbijkami, prawda?

— Przepraszam, mogę zapytać, o co chodzi? — pytam w końcu, kiedy zauważam, że prawdopodobnie kierujemy się do gabinetu dyrektora. Serce zaczyna bić mi coraz szybciej, a nawet zaczynam żałować, że się zgłosiłem.

— Zaraz się wszystkiego dowiesz — wzdycha spokojnie jeden z mężczyzn. Jestem asekurowany do samego końca, aż zajmuje wolne miejsce naprzeciwko dyrektora.

— Kiedy ostatni raz widziałeś się z Garmadonem? — pyta dyrektor, dość spokojnie. Nie rozumiem, co się tu dzieje, rozglądam się, oprócz mnie, dwóch policjantów i dyrektora przy ścianie siedzi jakaś kobieta ubrana w obcisną spódnice elegancką koszulę i ciasno spiętą fryzurą.

— Nie rozumiem. O co chodzi. I kim jest ta kobieta. Lloyd to ciamajda, nie zrobiłby nic, co nie jest zgodne z prawem, więc po co ta policja!? — krzyczę.

— Jestem w prokuratury. Mam za zadanie dowiedzieć się, kto widział się z Lloydem Garmadon podczas ostatnich godzin życia.

Czuję, że cały świat zatrzymuje się w miejscu, a mi samemu ciężko złapać oddech.

𝓞𝓼𝓽𝓪𝓽𝓷𝓲𝓮 7 𝓭𝓷𝓲 𝔃 𝔃𝔂𝓬𝓲𝓪 𝓛𝓵𝓸𝔂𝓭𝓪 𝓖𝓪𝓻𝓶𝓪𝓭𝓸𝓷𝓪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz