Jingle Bells

950 75 7
                                    


Nie mogę w to uwierzyć! No nie mogę! Opieram głowę o kierownicę i głośno wdycham, wyrzucając z siebie kłąb pary. Akurat dziś, moje kochane, stare autko, musiało odmówić mi posłuszeństwa. Choć może nawet lepiej teraz, niż w drodze do rodziców.

Spoglądam na siedzącego obok mnie Wilsona, który wpatruje się we mnie z zapytaniem: dlaczego nie jedziemy?, i myślę jak mu to wyjaśnić. Od kilku dni razem ze mną ekscytował się wyjazdem. Razem się pakowaliśmy, opowiadałam mu co będziemy robić, kiedy dotrzemy do rodziców. Czuł moją radość. Jak mam teraz mu wyjaśnić, że nie ruszymy się, dopóki ktoś nie naprawi samochodu? Co pewnie nastąpi po świętach, bo dziś warsztaty już nie pracują. Czy w ogóle da się cokolwiek wytłumaczyć psu?

Najpierw jednak wyciągam z kieszeni telefon i wybieram numer do mamy. Kiedy odbiera, ma tak optymistyczny głos, że żałuję, że muszę zepsuć jej humor.

- Hej, Lexie, wyjechałaś już? Jak droga? – pyta.

- Hej, mamo... Właśnie po to dzwonię – mamroczę.

Na pewno już słyszy ton mojego głosu.

- Co się stało?

- Auto mi wysiadło. Tym razem kompletnie – odpowiadam.

- O nie! Kochanie!

Wiem, że jest załamana. Każde święta spędzamy razem. Chciała też poznać Wilsona, bo nie mogę przestać o nim mówić, kiedy rozmawiamy przez telefon.

- Nic się nie da zrobić? Może tata z Charliem przyjadą po ciebie? – proponuje.

- Nie ma mowy, mamo! To kawał drogi, poza tym na pewno później zacznie padać śnieg i utknęlibyśmy od razu w środku trasy. I pewnie wszyscy już są.

Też miałam przyjechać do nich już wczoraj, ale kiedy dopiero zdobyło się dobrą pracę, nie chce się drażnić szefa, który nie dał nikomu wolnego.

Nasz dom rodzinny nieco opustoszał, kiedy wszystkie dzieci po kolei, jedno za drugim, rozwijały skrzydła i wylatywały z gniazda. Najpierw najstarszy z nas Brad, później Gina, Charlie i na końcu ja. Trójka mojego rodzeństwa założyła już rodziny, dwójka cieszy się swoimi dziećmi. Często wszyscy przyjeżdżamy do rodziców i przez kilka dni depczemy po sobie w ich małym domu, ale kochamy ten czas. Zawsze byliśmy i nadal jesteśmy blisko. Tym bardziej w święta. No cóż, w tym roku mnie nie będzie.

- Ale nie możesz zostać sama – oponuje mama.

- Mam Wilsona.

- Wilson to pies – przerywa mi moja rodzicielka. – Lexie, jak mamy spędzić święta bez ciebie?

W moich oczach zaczynają skrzyć się łzy, ale zaciskam na moment zęby, bo nie chcę, żeby mama wiedziała jak bardzo mi przykro.

- Normalnie. – Staram się brzmieć jak najbardziej optymistycznie. – Trudno, mamo. Po świętach zaprowadzę auto do mechanika i spotkamy się w sylwestra.

- Och, Lexie.

- Dobrze, że zepsuł mi się podczas jazdy, bo dopiero byłby problem. Dziś będę świętować z Wilsonem, jutro spotkam się ze znajomymi z pracy. Będzie dobrze, mamo.

Oczywiście z nikim się nie umawiałam, ale nie chcę, żeby pękło jej serce.

- Zadzwonię później. Zmarzłam tu trochę i Wilson też zaczyna się trząść – dodaję.

- Dobrze, kochanie – wzdycha mama. – Kochamy cię.

- Ja was też.

Cholera, mogła tego nie dodawać, bo znowu zachciało mi się ryczeć. Rozłączam się jak najszybciej i znów patrzę na psa. Nastroszył uszy, zaciekawiony moją rozmową.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 29, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jingle BellsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz