Rozdział 53

960 59 10
                                    

Pov Peter

Położyłem jak najostrożniej umiałem dziewczynę na stole operacyjnym. Jednak nie byłem w stanie odejść od niej. Chwyciłem ją za dłoń i przyglądałem się uważnie jej spokojnej twarz. Ona jest taka idealna. Nie mogę jej stracić.

- Młody wyjdź już. Musimy zaczynać. - Odezwał się spokojnie jeden z obecnych ludzi w środku. Tak szczerze nawet nie wiem kto.

- Może zostanę. - Nie odrywałem wzrok od brunetki. - Obiecuję nie będę przeszkadzać. Stanę gdzieś z boku i będę cicho.

- To niebezpieczne. Im mniej osób w środku tym lepiej dla nas i dla niej.

- Chodź dzieciaku. - Pan Stark popchnął mnie w stronę wyjścia, więc byłem zmuszony puścić dłoń dziewczyny.

Rzuciłem jej jeszcze szybkie i ostatnie spojrzenie zanim drzwi za nami się zamknęły. Gdy wyszliśmy zauważyłem, że na korytarzu znajdowały się też inne osoby. W sumie pełno osób. Była Pepper, Happy i reszta Avengersów.

Usiadłem na krześle tuż pod samymi drzwiami od sali, w której była teraz nieprzytomna dziewczyna. Pochyliłem głowę nad kolanami i założyłem ręce na kark.

Mam tego dość. Mam dość tego głupiego uczucia bezsilności. Czy życie może dać spokój tej dziewczynie? Chce żeby ona była po prostu szczęśliwa i bezpieczna. Mam dość. Naprawdę mam dość.

Po jakiejś godzinie nie wytrzymałem już tego dłużej. Wstałem wściekły z krzesła i uderzyłem pięścią w ścianę krzycząc jednocześnie z bezsilności. Zwróciłem tym samym na siebie uwagę wszystkich, którzy znajdowali się na korytarzu.

- Parker! - Krzyknął zaskoczony Tony jednocześnie podnosząc się ze swojego miejsce. -  Co się z tobą dzieje?

- Mam dość! - Krzyknęłam na cały korytarz. - Mam dość tego czekania. Nie możemy nic zrobić, żeby jej pomoc tylko siedzimy bezczynnie i nic nie robimy. Czekamy na cud, gdy ona tam umiera.

- Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i... - Zaczął już spokojniej.

- To za mało. - Przerwałem mu.

- Daj teraz zająć się tym bardziej odpowiednim ludziom. Ty nic więcej nie możesz zrobić.

- Mogłem... - Wyszeptałem załamany. - Mogłem zrobić więcej. Mogłem zauważyć coś wcześniej. Mogłem nie słuchać, gdy kazała mi się do siebie nie zbliżać. Mogłem jej do cholery pomóc.

- Może mogłeś, a może nie... - Przewrócił oczami. - Ja też mogłem zrobić więcej. Możemy teraz się tylko zastanawiać, co by było gdyby, ale nic to nie zmieni. Zaufaj jej. Ona da radę. Jeśli ktoś jest wstanie to przeżyć to tylko ona.

- Nie mogę jej stracić. - Powiedziałam praktycznie już płacząc. Widziałem jak wszyscy przyglądają mi się współczującym wzrokiem, ale miałem to w tym momencie gdzieś. - Kocham ją. - Wyszeptałem tak cicho licząc, że nikt tego nie usłyszy.

- Wiem. - Podszedł bliżej i uśmiechnął się lekko. - Nikt z nas jej nie straci. Zaufaj mi. Zobaczysz jeszcze wszyscy tu zebrani biedzimy tańczyć na waszym ślubie. - Zaśmiał się cicho.

Ślubie...

Chce być z nią już na zawsze tego jestem pewien. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej, dlatego nie mogę jej stracić. Nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak kocham ją. Nawet nie myślałem, że da się kogoś, aż tak pokochać. Chce mieć ją już zawsze obok i ją chronić. Chce żeby była po prostu w końcu szczęśliwa i bezpieczna.

********

Godziny mijały, a my dalej siedzieliśmy pod sala. Był środek nocy i zostaliśmy już sami z Panem Starkiem. Reszta poszła spać choćby na godzinę, bo to może jeszcze trochę potrwać.

Love Isn't A Weakness // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz