Rozdział 29

1.3K 55 22
                                    

Bal w szkole Petera był naprawdę fajny. Szczerze nawet się nie spodziewałam, że będę się aż tak dobrze tam bawić i czuć w miarę normalnie. Mimo, że nie jestem największym fanem dużych skupisk ludzi... No dobra po prostu ludzi to z Peterem spędziłam tam naprawdę miły czas. Dodatkowo MJ i Ned wydają się naprawdę świetni. Chociaż mimo wszystko najlepiej spędzało mi się czas z Peterem rozmawiając, żartując, a nawet tańcząc.

On jest zdecydowanie najlepszą osobą, jaką spotkałam w całym moim życiu. Nigdy z nikim tak dobrze się nie dogadywałam. Byliśmy tam do późna, a sam chłopak odstawił mnie po tym wszystkim prosto do mojego pokoju i jak zwykle został na noc.

Zrezygnowaliśmy z fatygowania Happy'ego. Chyba chłopak po prostu nie chciał mu się narażać za bardzo i postanowił, że sam mnie odprowadzi. Oczywiście używając tych swoich sieci. Chociaż mówiłam, że mogę sama wrócić, bo przecież również mam swoje moce i nie zajęłoby mi to jakoś specjalnie dużo czasu to chłopak uparł się, że to on mnie odprowadzi argumentując to tym, że przecież i tak zostaję u mnie spać, więc mam nie przesadzać.

********

Teraz siedzę w salonie razem z Tony'm, który robił coś na swoim laptopie, a ja czytałam jakąś książkę.

Prawdopodobnie powinnam wrócić do normalnego nauczania, ale cały czas coś się dzieje i nie ma kiedy się nawet za to zabrać. Na całe szczęście nigdy nie miałam większych problemów z uczeniem się. Jestem osobą, która dość szybko chłonie wiedzę. Jackson zawsze był wymagający jeśli chodziło o moje nauczanie nie tylko walki, dlatego z materiałem jestem bardziej do przodu niż przeciętni uczniowie w moim wieku, więc raczej nie powinnam się martwić o jakieś ogromne zaległości czy po prostu o zaległości.

Siedzieliśmy w ciszy każdy z nas pogrążony był w tym, co aktualni robił. Jednak nasz spokój przerwał dzwoniący telefon Tony'ego. Mężczyzna spojrzał niepewnie na wyświetlacz i odebrał dopiero po chwili zastanowienia.

- Co jest? - Spojrzałam podejrzliwie znad książki na Tony'ego, gdy zauważyłam jak zdenerwowany rzuca swój telefon na kanapę.

- Nic. - Powiedział udając spokojnego jednocześnie kierując się w stronę wyjścia.

- Przecież widzę. - Przewróciła oczami odrzucając książkę i podnosząc się z miejsca. - Tony powiedz mi prawdę. - Chwyciłam go za ramię. 

- Dobra. - Westchnął zrezygnowany. - Tylko proszę cię spróbuj zachować kontrole i się nie denerwować za bardzo. Obiecuję, że go uratuje i nic mu się nie stanie.

- Co? - Powiedziałam zaskoczona nie rozumiejąc co się właśnie dzieję.

- Proszę tylko się naprawdę nie denerwuj. - Dlaczego on się aż tak boi, że stracę kontrolę? - Parker został porwany przez ludzi Jacksona. - Starał się mówić spokojnie cały czas przyglądając mi się uważnie.

- Idę z tobą. - Powiedziałam pewnie nie zastanawiając się nad tym ani sekundy.

- Nie. - Od razu zaprzeczył i wskazał w moją stronę palcem. - Ty zostajesz tutaj.

- Tony nie będę siedzieć bezczynnie i nie mam zamiaru czytać książki czy oglądać telewizję jednocześnie modląc się o cud. Dobrze wiesz, że dobrze walczę. Przecież się przydam się. Masz większe szanse ze mną niż beze mnie.

- Nie mogę martwić się o waszą dwójkę jednocześnie. Co zrobimy jeśli stracisz kontrole albo...

- Więc po prostu się nie martw. - Przerwałam mu przewracając jednocześnie oczami. - Naprawdę nie musisz, a tym bardziej o to, że stracę kontrole. Ostatnio sobie dość dobrze radze z mocami. Przecież dobrze wiesz, że i tak pójdę. Nawet jeśli mnie tu zamkniesz i tak stąd wyjdę. - Mówiłam pewnie. - Jeśli spadnie mu choć jeden włos z głowy przysięgam, że zniszczę ich wszystkich i dopiero wtedy będziesz musiał się martwić o moje moce. Został porwany przeze mnie. Nie zostawię go teraz za bardzo go... lubię. - Dodałam po chwili ciszej tak żeby tego już nie usłyszał.

- Dobra pójdziesz ze mną tylko skończ już gadać. - Powiedział zrezygnowały. - I to nie twoja wina Alison. - Dodał po chwili patrząc na mnie kątem oka.

- Dobrze wiesz, że moją. Gdybym od początku nie planowała cię zabić, nie miałbyś teraz na głowie trudnej nastolatki, Peter miałby spokój i co najważniejsze byłby bezpieczny. Wszyscy bylibyście teraz bezpieczni. - Powiedziałam płaczliwym tonem naprawdę starając się nie rozpłakać.

Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i przytulił mnie lekko, co było dla mnie kompletnie dziwne. Naprawdę wciąż nie mogę się przyzwyczaić do takich gestów ze strony innych. Bycie przytulana przez innych ludzi sprawia, że zaczynam się denerwować, a moje ciało automatycznie się spinało. Jedyną osobą, która mnie przytulała i tak się nie działo był właśnie Peter. 

Myśl o nim sprawiała, że po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Naprawdę się o niego martwię. Dlaczego ściągam na niego same problemy? Chłopak jest gdzieś sam, porwany i nie wiadomo w jakim stanie.

- Odbijemy go dzieciaku obiecuję. - Powiedział pewnie odsuwając się lekko ode mnie. - I błagam cię nie mów takich rzeczy. Gdybyś nie próbowała mnie zabić, nie wiedziałbym teraz nawet, że żyjesz. Nie jesteś dla mnie żadnym problemem wręcz przeciwnie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się odnalazłaś i możesz ze mną mieszkać. - Powiedział spokojnie i odsunął się ode mnie. - Nie możesz mówić, że Peter byłby teraz bezpieczny, gdyby cię nie poznał, bo prawda jest taka, że ten chłopak ma zdolność do pakowania się w same kłopoty. Za to odkąd cię poznał jest o wiele bardziej radosny niż był zazwyczaj i to tylko i wyłącznie twoja zasługa. - Uśmiechnął się lekko. - Poza tym on też cię lubi, a nawet bardzo. - Uśmiechnął się w moja stronę, na co tym razem przewróciłam oczami.  

***** ***

- Jesteś pewien, że to taki dobry pomysł? Jak pobiegnę to prawdopodobniej będę szybciej na miejscu. - Powiedziałam, gdy spotkaliśmy się na dachu. 

On w swoim stroju Iron Mana i ja, która zdążyła ubrać jakąś czarną bluzę i o wiele wygodniejsze wojskowe buty, które idealnie nadają się do walki. Nie wiadomo, co czeka nas na miejscu, ale musimy się spieszyć i jak najszybciej odbić chłopaka.

- Po pierwsze zgodziłem się, żebyś tam poszła razem ze mną. Razem ze mną. - Powtórzył jeszcze raz. - Po drugie nie wiesz nawet gdzie biec. Po trzecie nie marudź i trzymaj się mocno. - Powiedział chwycił mnie za ramiona i uniósł nas nad ziemię.

Love Isn't A Weakness // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz