Moje kochane, to koniec pierwszej części! Dziękuję Wam wszystkim za uwagę, wsparcie, komentarze i głosy i wracam do nadrabiania zaległości w innych opkach. Na początku miałam pokazać tutaj całe rozwiązanie zagadki z feniksem, ale zrezygnowałam, bo mam pewne plany co do tego na drugą część. Dajmy Binnsowi czas.
XIX i XX mogłyby być w jednym rozdziale, ale ze względu na marną ilość czasu na pisanie w Święta rozbiłam na dwa osobne. Wybaczycie?
Severus Snape zarówno przez całą drogę do biblioteki jak i pobyt w niej, nie mógł pozbyć się zdumienia, w które wprawiła go Granger. Nie dość, że jej teoria zaczynała wyglądać na w jakimkolwiek stopniu sprawdzalną, to jeszcze zdał sobie sprawę, że po cichu kibicuje tej nieznośnie upartej dziewczynie. Sam już nie wiedział, co bardziej go zadziwiało: jej inteligencja, czy własna postawa.
Najpierw próbował tłumaczyć sobie te uczucia długiem życia, jaki u niej miał oraz ich pocałunkiem z wigilii, który uznał oczywiście za jednorazowy wybryk; jednak za każdym razem gdy zbliżali się do siebie lub gdy mówiła coś, co go pozytywnie zaskakiwało, miał ochotę jej dotknąć...
To było dziwne, nieznane mu uczucie, zwłaszcza w odniesieniu do tej krnąbrnej, dumnej gryfonki... Było to coś więcej niż puste pożądanie ale, Merlinie broń, nie był też w niej zakochany.
Tak naprawdę uwierzył jej dopiero, gdy przypomniał sobie ostatnie słowa dyrektora, które z jakiegoś powodu dotyczyły właśnie feniksa. Wtedy, w tamtym momencie, wziął je za troskę starego dziwaka o jego oryginalnego pupila. Potem zapomniał o całej sprawie, bo Minerwa zaoferowała się zapewnić ptaszysku odpowiednią opiekę. A teraz... Teraz cała sprawa nabrała dodatkowych barw. Teraz puzzle powoli wskakiwały na właściwe miejsca. Przez te wszystkie lata, czasem zastanawiał się, jak tak szlachetny ptak może trwać u boku człowieka dwulicowego i zakłamanego... A teraz, cóż... Teraz okazywało się, że być może Fawkes był nie gorszym skurczybykiem niż jego ludzki towarzysz...
***
Profesor Binns popatrzył na nią z góry ‒ dryfował właśnie ponad regałami swojej prywatnej biblioteczki, księgozbioru niemal tak samo obszernego, jak ten w bibliotece pani Pince.
‒ Feniks? ‒ zapytał z nutka zadumy w głosie. ‒ To zdecydowanie nadzwyczajny zbieg okoliczności...
‒ To znaczy? Co ma Pan na myśli?
‒ Hmmm. Otóż... Jakoś na trzy miesiące przed śmiercią, nasz nieodżałowany dyrektor przyszedł do mnie i poprosił o zebranie dla niego wszystkich możliwych materiałów na temat feniksów... Zazwyczaj w takich sytuacjach prosił jedynie o spisanie najważniejszych fragmentów i przekazanie mu abstraktu z moich poszukiwań, jednak tym razem nalegał, bym zostawił to w jego pieczy... Cóż... Dotąd nie sądziłem, by ta informacja miała jakiekolwiek doniosłe znaczenie, nie raz nie dwa Albus Dumbledore radził się mnie w kwestiach związanych z nauką, mitologią, magicznymi stworzeniami które hmmm, wymykały się pojęciu naszego, proszę się nie obruszać gdyż nie mam nic zdrożnego na myśli, obecnego nauczyciela ONMS-u... Ale skoro panienka przychodzi do mnie z takim rumieńcem na policzkach...
Hermiona odruchowo dotknęła palcami swojej twarzy. Rzeczywiście. Policzki miała gorące.
Nie słuchała już, co Binns miał dalej do powiedzenia, zbyt pogrążona gonitwą własnych myśli.
Dumbledore wiedział... Albo się domyślał... Dlaczego nie powiedział? Pozwolił tak po prostu Harry'emu umrzeć?
– Mówiłem ci, że bywał z niego egoistyczny drań, – prychnął Snape, gdy przyszła do niego kilka minut później.
‒ Pince? ‒ zapytała tylko, zupełnie pomijając komentarz Mistrza Eliksirów.
‒ Szuka ‒ burknął.
– Binns obiecał zebrać wszystkie materiały. Ale musi najpierw porozmawiać z McGonagall. To ona teraz ma pieczę nad komnatami Dumbledore'a, więc... O Boże, Severusie! – zanim zdążyła to przemyśleć, na raz użyła jego imienia i złapała go za rękę.
Uniósł brew.
‒ Granger? Nie pozwalasz sobie na zbyt...
‒ Niech pan słucha! Przecież... Przecież pan też...
‒ Co „ja też" Granger? Naucz się wysławiać, bo uznam opinie innych o twojej inteligencji za mocno przesadzone.
‒ Do jasnej cholery, Snape! ‒ krzyknęła ogarnięta desperacją. ‒ ciebie też uratował feniks Dumbledore'a.
Czarodziej popatrzył na nią z mieszanką szoku i niedowierzania na bladej twarzy. Maska opadła. Szpieg się odkrył. Na moment.
‒ Co to za bzdury, Granger? To ciebie zobaczyłem...
‒ To JA pana znalazłam, tak. Ale nie ja uratowałam. Zastanawiałam się potem, dlaczego łzy nie wyleczyły zupełnie ukąszenia Naginii, czemu potrzebne było dalsze leczenie. Przecież i Harry ‒ Snape skrzywił się na dźwięk tego imienia ‒ i Albus... obaj zostali zupełnie uzdrowieni... A jad bazyliszka i klątwa z pierścienia Gauntów to nie były jakieś błahostki...
‒ Do rzeczy, Granger ‒ mruknął. ‒ Skoro mój czas dobiega końca nie chcę go zmitrężyć na wysłuchiwaniu twoich bzdur.
‒ Horkruks ‒ powiedziała z irytacją w głosie. Nie lubiła, gdy jej się przerywało.
‒ Dusza Czarnego Pana ‒ powiedział jakby do siebie.
‒ Moim zdaniem zadziałała jak klątwa i trucizna w jednym.
Popatrzył na nią, wyraźnie coś rozważając.
‒ Snape ‒ powiedziała, niepewna jak ma się zachować pod jego spojrzeniem.
‒ Och, zamknij się, Granger ‒ mruknął ‒ może nie jesteś wcale tak zwariowana i naiwna, za jaką cię miałem, ale z pewnością jesteś upierdliwa do granic możliwości.
Hermiona, wciąż patrząc na niego, uśmiechnęła się lekko. Nie wiedzieli jeszcze na czym ma dokładnie polegać mechanizm związany z łzami feniksa, ale wyglądało na to, że Snape był pod wrażeniem. I wyglądało na to, że miała rację. Bodaj pierwszy raz w życiu sukces miał dla niej jednak gorzki smak porażki.
Nie pozwolę ci odejść ‒ pomyślała.
CZYTASZ
DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 1: Legenda (Sevmione) ZAKOŃCZONE
FanfictionTajemnicza choroba Harry'ego oraz niespodziewana śmierć Dumbledore'a krzyżują wszystkie plany życiowe Hermiony Granger, która sama walczy z wieloma wojennymi traumami. Próbując odkryć prawdę narazi się pewnemu sarkastycznemu Mistrzowi Eliksirów. Świ...