Rozdział XI

1K 67 0
                                    

Wszystko wydawało się proste, zanim nie trzeba było się z tym zmierzyć. Hermiona Granger po raz kolejny miała wrażenie, że padła ofiarą swojej ambicji, ciekawości i teorii, które snuła wciąż i wciąż, choćby i dla zabicia czasu. Ron, gdy jeszcze się z nim widywała nieco częściej niż raz na kilka tygodni, zwykł jej mówić, że cierpi na przerost ego. Usłyszał to sformułowanie w jakimś mugolskim programie popularnonaukowym albo telewizji śniadaniowej i tak mu się spodobało, że...

Może zresztą miał rację. Krztynę.

Była teraz na siebie zła ‒ tak po całości.

Stała nad ubranym w jakąś starożytną togę ciałem Albusa Dumbledore'a i... Nie wiedziała, co bardziej zbiło ją z tropu: widok zimnych, bladych zwłok dyrektora, czy pełne zaufanie, jakim obdarzyła ją Minerwa, wychodząc z pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.

Automatycznie jak na zawołanie ręce zaczęły jej drżeć, zacisnęła mocno usta.

Musiała się opanować i pozbierać w sobie. Nie była to przecież sekcja zwłok, a jednak nawet tak subtelne grzebanie w ciele wielkiego maga napawało ją wstrętem i odrazą.

Już wiedziała, co miał na myśli Snape. Chciał ją zapewne zniechęcić, przestraszyć.

Chronił ją?

Sama myśl była dostatecznie idiotyczna, jednak miała tak duży mętlik w głowie, że nie potrafiła ocenić, co jest możliwe, a co nie. Nie w tym momencie. Nie w tej zimnej, pustej sali, gdzie na kamiennym prostopadłościanie leżał najpotężniejszy człowiek na ziemi, jakiego spotkała.

Ten kontrast, to sine światło wpadające przez wysokie, brudne okno...

Co to było za pomieszczenie? Hogwarcka kostnica?

Być może ten stary dupek myślał, że sobie nie poradzi, że jest zbyt słaba?

Czyżby miał rację?

Skoro podejrzewała, że śmierci Harry'ego i Albusa coś łączy...

Machnęła różdżką, rzucając zaklęcie, które wzbiło z dyrektora mglisty pył i utworzyło jego kopię, świetlisty hologram ponad ciałem zmarłego. Trup był ubrany, jego eteryczna rzeźba – naga. Tak, jak mówiła Minerwa, nie dało się dostrzec, co spowodowało zgon. Przez połyskującą powłokę, imitującą naskórek maga, widać było zarysy mięśni, kości a także organów. Wszystko wyglądało dobrze, poza dłonią, której dotknęła klątwa. W tym miejscu zamiast delikatnych połyskujących drobinek turkusu, panowała ciemność. Ale o tym wszyscy wiedzieli, nikt nie spodziewał się, że nawet po wyzdrowieniu dyrektor wróci do pełni sił. Nie, gdy dotknęła go tak silna magia. Tak naprawdę Hermiona nigdy nie dowiedziała się, czemu dyrektor zawdzięczał swoje cudowne wyzdrowienie. Czy był to jakiś wynalazek Snape'a, czy też sam wymyślił remedium na klątwę? Coś w tych rozważaniach jej nie pasowało, coś było nie na swoim miejscu, a jednak... nie potrafiła powiedzieć, co.

Była na siebie zła, rozczarowana i już widziała drwiące spojrzenie Mistrza Eliksirów, gdy zapyta, czy Hogwarcka-Miss-Pytań znalazła tym razem swoje odpowiedzi. Nie, to nie z powodu jego wstrętnych komentarzy chciała dać z siebie wszystko. Naprawdę zależało jej na poznaniu prawdy, był to chyba jej sposób na zadośćuczynienie Ginny, na pomszczenie śmierci przyjaciela... Skoro nie potrafiła należycie go opłakać, skoro nie miała odwagi się pożegnać...

Mogła dać im prawdę. Poniewczasie, ale jednak prawdę.

A co do Snape'a... Jego uwagi sprawiały czasem, że czuła się jeszcze bardziej zagubiona, jeszcze mniej warta, jeszcze bardziej nieudana... Potrafił tak celnie znaleźć każdy jej czuły punkt, że przypominało jej to palpacyjne badanie urazu: jak tu ucisnę boli? ‒ zdawał się pytać.

DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 1: Legenda (Sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz