Rozdział IV

1.3K 80 23
                                    

Hermiona nigdy jeszcze nie była tak niewyspana, jak po tej nocy. Od dawna już się nie wysypiała, jednak tym razem praktycznie nie zmrużyła oka. Dręczyły ją jakieś okropne przeczucia, koszmary tak straszne, że nawet w jej arsenale złych snów uchodziły za nadspodziewane.

Wreszcie, koło szóstej, skapitulowała i opuściła łóżko. Ubrawszy się w swoją codzienną szatę i spiąwszy włosy, postanowiła spędzić resztę poniedziałkowego poranka na czytaniu. Niby nic niezwykłego, a jednak ostatnio niewiele miała czasu nawet na tak drobne przyjemności.

Jedynym jasnym punktem w jej życiu było ostatnio to miejsce: lubiła swoje mieszkanie i wracała tu na każdy wolny od dyżurów weekend.

Rozsiadła się właśnie w fotelu, zapaliła lampkę i otworzyła Idiotę Fiodora Dostojewskiego na pierwszej stronie, gdy usłyszała natarczywe pukanie w szybę. Odruchowo wzdrygnęła się i sięgnęła po różdżkę, jednak szybko uspokoiła się. Westchnęła. Znała ten dźwięk aż za dobrze.

Podeszła do okna i otworzyła je, wpuszczając do kawalerki zimny podmuch wiatru i szarą sówkę z listem przywiązanym do nóżki.

Odczepiła go, podała ptakowi jeden z przygotowanych na takie okazje smakołyków i wypuściła sowę. Opadła z powrotem na fotel, niepewna, czy chce by jej pierwszą czynnością tego dnia było przeczytanie listu od niewiadomego nadawcy. Mogło tam być przecież wszystko: życzenia rychłego zgonu (dostawała je regularnie od zakończenia wojny), idiotyczne propozycje matrymonialne (nagle po wygranej wojnie stała się dobrą partią i pojawiały się zdesperowane mamusie próbujące wydać swoich synków za Najzdolniejszą Czarownicę Stulecia) albo coś znacznie gorszego, coś jak...

Informacja o czyjejś śmierci.

Ręce jej się trzęsły. Zakryła oczy dłońmi.

Merlinie.

Na małym kawałku pergaminu, równiutkim pismem Minerwy McGonagall napisano taką oto notkę:

Panno Granger, Albus Dumbledore odszedł wczorajszego ranka. Nie informowaliśmy pani wcześniej, bo nie miało to większego sensu. Teraz jednak oczekujemy pani obecności na nadzwyczajnym zebraniu, które odbędzie się o 7:30 w pokoju nauczycielskim.

***

Niebo powoli oblekało się delikatnym różem, gdy Hermiona wkroczyła przez bramę Hogwartu.

Przywitała się z Filchem, który nawet jak na niego, był w wyjątkowo złym humorze, omal nie stratowała przy tym Pani Norris ‒ kotka bezczelnie wepchnęła jej się pod nogi, jednak nie było w tym ruchu nic ze zwyczajnego, kociego instynktu łaszenia się. Zwierzę wbiegło na ścieżkę tuż przed jej nogami i zatrzymało się w poprzek drogi prawie wywracając młodą nauczycielkę Mugoloznawstwa i przy okazji nieomal samemu tracąc życie pod ciężarem człowieka.

‒ Głupi kot ‒ wymamrotała Hermiona, zerkając ze złością na Filcha. Od zawsze miała wrażenie, że woźny wyjątkowo jej nie lubi. Być może miało to związek z ich przeciwstawnym pochodzeniem - wszak on miał kosmicznego pecha, a ona w jego oczach, wypadała na niewdzięcznego farciarza. Pani Norris wydawała się Hermionie przedłużeniem woli charłaka – niczym połączona jakąś tajemniczą mocą, zawsze rozumiała emocje i zamysły swego złośliwego pana. Wzdrygnęła się.

Upiornego poranka ciąg dalszy nastąpił na spotkaniu grona pedagogicznego. Prawie wszyscy płakali, Hagrid wył niczym zranione zwierzę. Jej również było smutno, ale jakoś nie potrafiła się rozpłakać. Była raczej zaskoczona niż załamana oraz zaciekawiona niż zdesperowana, co odróżniało ją w tym momencie od większości zebranych osób. Spojrzała na Snape'a. On był oczywiście wyjątkiem od reguły. Nawet nie starał się przybrać ponurego wyrazu twarzy - w zupełności wystarczał jego codzienny, mroczny chłód.

DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 1: Legenda (Sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz