Rozdział I

1.7K 108 28
                                    

Hermiona Granger zapukała delikatnie do drzwi lochów. Odpowiedziała jej cisza. Stała chwilę, przygryzając z nerwów wargę, jednak nadal nic się nie działo: po drugiej stronie nie rozległy się kroki, drzwi nie zaskrzypiały, nie słychać też było charakterystycznego, zimnego „wejść", którym częstował ją w dni, gdy jeszcze bardziej niż zwykle nie chciał widzieć nikogo na oczy, a zwłaszcza „irytującego gryfońskiego podlotka", jak ją teraz nazywał. Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger nadal mu się nie znudziła, jednak zostawiał to sobie zwykle na deser, jako soczystą pointę na koniec dnia praktyk. Mimo tego jak ciężko jej się współpracowało z tym starym durniem, była całym sercem wdzięczna profesor McGonagall za przekonanie Mistrza Eliksirów, by przyjął na praktyki kogoś spoza swojego domu.

Kiedy po otrzymaniu od nowej dyrektorki Hogwartu informacji o sukcesie, zapytała ją jak jej się to udało, starsza kobieta popatrzyła na nią znad okularów, jej surowe oblicze przyoblekł na moment cień figlarnego uśmiechu.

‒ Panno Granger, proszę nie zapominać, że byłam nauczycielką również pani profesora, a teraz Mistrza. Poza tym, Severus wie równie dobrze, jak ja, że na tym roku nie było nikogo bardziej odpowiedniego do tej roli od pani.

Hermiona w odpowiedzi uśmiechnęła się i podziękowała jeszcze raz za fatygę.

‒ Ależ to żaden kłopot, moja droga. Pomoc moim uczniom w zdobywaniu tego, na co zasłużyli swoją wieloletnią ciężką pracą to mój obowiązek, a w twoim wypadku, Hermiono, także przyjemność. Twój wkład w szkołę i wojnę był nie do przecenienia. Poświęciłaś panu Potterowi i SPRAWIE najmłodsze lata swojego życia. Merlinie, byłaś przecież jeszcze dzieckiem... i nadal jesteś... Uważam po prostu, że obecnie należy ci się z naszej strony chociaż tyle, abyś mogła realizować swoje plany i marzenia... Kto jak kto, ale profesor Snape najlepiej powinien to rozumieć ‒ przekąs, z jakim wypowiedziała to zdanie tylko upewnił gryfonkę co do temperatury uczuć, jakimi darzył ją Severus Snape. Gdyby sprawdzić, „zimne jak lód" mogłoby się zapewne okazać eufemizmem.

Stwierdzając, że dziś nie ma tu czego szukać, Hermiona westchnęła i odwróciła się od dębowych drzwi. Gdy przeszła kilka kroków, usłyszała za sobą jednak znaczące chrząknięcie.

‒ Dokąd idziesz, Granger? Tak szybko zrezygnowałaś z praktyk? Muszę powiadomić Minerwę, że mizdrzyła się do mnie na darmo, bo jej pupilka wzgardza nauką już po kilku tygodniach.

Hermiona, która ze zdumienia stała już jak wryta, otworzyła usta, żeby zaprzeczyć wszystkim tym niesprawiedliwym osądom, ale dostrzegłszy charakterystyczny złośliwy grymas u Mistrza Eliksirów, w milczeniu zawróciła i przeszła przez drzwi, świdrowana jego przenikliwym spojrzeniem.

Bez słowa zajęła miejsce w jedynej ławce w sali ‒ Snape usuwał zbędne sprzęty na czas jej popołudniowych praktyk.

‒ Sprawdziany ‒ wyciągnął dłoń w jej kierunku, a dziewczyna drżącymi rękami wyłuskała z torby plik pergaminów. Co czwartek dawał jej do sprawdzenia prace siódmorocznych gryfonów. Nie, nie te bieżące. Były to teksty sprzed kilku lat, zdarzyło jej się nawet sprawdzać własne wypociny pisane rok wstecz, gdy wróciła do Hogwartu przygotowywać się do OWTM-ów. Było to jeszcze w dobrych czasach, gdy wszyscy cieszyli się z odzyskanej wolności, a Harry... Harry był zdrów i w pełni sił...

‒ Profesorze... ‒ zaczęła nieśmiało, bo temat, który chciała z nim poruszyć, nie był dla niej prosty, a bała się w dodatku jego reakcji. Od końca wojny Snape reagował okropną alergią na najdrobniejszą nawet wzmiankę o Złotym Chłopcu, a teraz chodziło o coś znacznie bardziej złożonego. I ważnego, diabelnie ważnego.

‒ Czego chcesz, Granger? ‒ mruknął, przerzucając kolejne sprawdzone przez nią pergaminy. ‒ Jak tak dalej pójdzie to zmitrężysz dzień na czczym gadaniu, więc może z łaski swojej usiądź i zajmij się rozpoczętym wczoraj eliksirem?

DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 1: Legenda (Sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz