dix

482 16 3
                                    

Nagle w korytarzu rozległ się kobiecy głos:

- Marinette? Wróciłaś już?

Gdy usłyszała te słowa dochodzące z salonu, natychmiast go puściła. Cholera jasna, pomyślała.

- Tak, mamo! - odkrzyknęła, pokazując blondynowi palcem, żeby się nie odzywał. Odwróciła głowę w stronę salonu, akurat żeby zobaczyć, jak jej matka, powiadomiona przez szefa, wychodzi w za dużej pidżamie do korytarza. Światło się zapaliło.

Blondyn stał przed nią i zapiął już pasek, a teraz zakładał na siebie koszulkę.

- Dzień dobry - powiedział.

- Raczej dobry wieczór albo dobranoc - kobieta o wzroście jamnika zlustrowała go od stóp do głów, po czym zwróciła się do córki: - Gdzie ty, do cholery, byłaś? Twój szef zadzwonił do mnie przez procedurę ICE, że nagle wyjechałaś gdzieś, biorąc zaległy urlop. Nie można się było do ciebie dodzwonić, ani namierzyć.

Mężczyzna, aż się skulił pod wpływem jej głosu, ale poczuł potrzebę obronienia swojej dziewczyny przed tym szczekaczem. Gdyby uciekł i zostawił ją samą, nie zyskałby w jej oczach nic, a jeszcze mógł stracić.

Marinette zeskoczyła z komody, wciągając dres z powrotem na tyłek. Całe szczęście, że jej sweter go zasłaniał.

- Przepraszam, to moja wina... - zaczął, ale mu przerwała:

- Nie z tobą rozmawiam, kim ty w ogóle jesteś?

- Jej chłopakiem - palnął, co pierwsze dotarło do jego zwoi mózgowych, odpowiedzialnych za język*, akcentując ostatnie słowo. Może Marinette chciała utrzymać ich związek w tajemnicy, dopóki się nie przekona, że jest jej wart? Trudno, mleko się rozlało. - I...

Kobieta prychnęła.

- Od kiedy?

- Mamuś, wysłuchaj go - córka złapała ją za rękę.

- To był mój pomysł. Pomyślałem, że miło będzie spędzić trochę czasu we dwójkę w Wenecji, bez pracy.

- Och, to mi się śniło, że szef mówił, że spoliczkowałaś jakiegoś blondyna i się z nim pokłóciłaś? - nie pamiętał żadnej kłótni z tamtego okresu, wcześniej, owszem, kłócili się tylko, że przez telefon, ale tak już jest, wiadomości z drugiej ręki.

Tym razem to on prychnął.

- Nie dał mi skończyć zdania i no... - wymamrotała.

- Mieszkacie już razem?

Wyszedł na klatkę schodową po jej walizkę.

- Nie, mamo.

- Pamiętacie o zabezpieczeniu?

- Mamo! - jęknęła głośno.

- No, co.. no co..?

- O tym raczej ja będę pamiętał, bo, jak coś pójdzie nie tak, to Marinette położy rękę na moich pieniądzach - puścił dziewczynie oczko. - A wtedy nie będzie już tak kolorowo, bo, kto jej kupi buty Gucci w Mediolanie? - Sabine zaśmiała się z jego żartu. Gdyby wzrok dziewczyny mógł zabijać, leżałby już prawdopodobnie trzy metry pod ziemią w trumnie. - A teraz przepraszam, ale muszę ją porwać i dokończyć coś, co nam tak bezdusznie przerwano - złapał ją za rękę, otworzył drzwi do sypialni i bezceremonialnie wciągnął do środka. - Dobrze, że jej nie otworzyłem - powiedział, przyglądając się folii w świetle lampy ulicznej i księżyca i leżąc na łóżku z głową na swoim ramieniu. - Będzie na później.

La Patte 🔞 || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz