36| Godzina zero.

1K 45 52
                                    

Marinette leżała sobie na swoim łóżku jak zawsze rano nie śpiesząc się nawet na myślenie o wstaniu z niego. Nawet nie miała zamiaru! Dzisiaj były urodziny Adriena. Chłopak krzątał się w kuchni robiąc śniadanie dla dwojga. Była niedziela więc mogli sobie odpocząć. Adrien nie szedł do pracy. Marinette nie pracowała. Mogli spędzić ten dzień razem. Z kuchni dobiegał już zapach pyszności fundowanych przez blondyna.

Od bociankowego minęło jakieś dwa tygodnie, które jak zawsze były dziwne i zaskakujące. No na przykład, Alya z Ninem wysłali im zaproszenia na ślub który miał rozpocząć się dokładnie za rok bo 15 maja ale wolny termin na salę na ślub mięli za dwa lata. Miłości się przecież nie śpieszy? (wyczujcie tą ironię). Kolejnym zadziwiającym zdarzeniem był tajemniczy telefon do Marinette. Dzwoniła do niej jakaś kobieta z firmy pogrzebowej (nie pytajcie heh) . I wiele więcej dziwnych zdarzeń.

8 maja tak czy siak był dniem wolnym. Czy byłaby to niedziela, sobota czy wtorek to był to dzień wolny we Francji. Tak więc Marinette leżała na swoim łóżku czekając na śniadanie. Po chwili blondyn wszedł z tacą pełną pyszności dla dwojga. Położył ją obok ciężarnej dziewczyny i spojrzał głęboko w jej fiołkowe oczy.

— Wyspałaś się, kochanie? — zapytał rozmarzonym tonem.

— W sumie nawet dobrze mi się spało. Wszystkiego najlepszego, kocie — rzekła podając mu niewielkie pudełeczko — Otwórz.

Złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Ułożył się obok niej i zaczął rozpakowywać prezent. W pudełeczku była figurka z ich podobiznami. Chłopak ponownie ucałował dziewczynę i zaczęli spożywać posiłek. Przez przypadek Adrien kliknął przycisk na pilocie, który zawieruszył się na łóżku i włączył się telewizor. Ukazał im się kanał informacyjny, lecz nie byli zainteresowani a że był to przypadek nie mogli go wyłączyć. Tak więc, jedli przy włączonym telewizorze. Adrien zrobił dwa omlety które zostały posypane płatkami róż i owocami. Ponadto na tacy był wazon z jednym kwiatem czerwonej róży oraz dwa kubki z ciepłą kawą.

— Dziękuję, kochanie.

— Za co? — zapytał zdezorientowany Adrien.

— Za to, że się o mnie troszczysz i martwisz. Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie!

— Marinette, kocham cię — wyszeptał jej do ucha.

— Adrien? — zapytała zaniepokojona.

— Tak?

— Czemu tu jest mokro?

— Nie mam pojęcia, kochanie.

— Chyba wody mi odeszły! Adrien, nie żartuje! Odeszły mi wody! Dzwoń po Alye!

— Najpierw trzeba jechać do szpitala!

— Nie, nie możliwe, że to teraz! Nie! Jest za wcześnie! Nie wierze!

Adrien już jej nie słuchał. Wziął torbę i zaczął pakować dzięwczynę. Mięli mało czasu. Marinette nie miała szans się nawet spakować! Tak więc Adrien biegł ile sił do łazienki po ręczniki i pierwszą lepszą piżamę. Po trzech minutach była "spakowana".

★★★

— Moja dziewczyna rodzi! — wykrzyknął Adrien będąc już pod recepcją w tym czasie Marinette zwijała się z bólu.

W momencie podbiegły do niej dwie pielęgniarki zabiegając ją na wózek inwalidzki. W trójkę skierowały się w stronę położnictwa. Adrien pozostał przy rejestracji podając dane dziewczyny. Bał się by nie ominęła go chwila porodu jego ukochanej ale miał taki obowiązek.

Always Together | MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz