Początki

560 13 1
                                    

Nazywam sie Lii Bokuto, chodziłam do gimnazjum w Kitagawie Daiichi, tam poznałam na pozór swoją pierwszą miłość. Mam długie czarne wlosy i lekko kocie żółte oczy. Moją pasją była siatkówka, ale przez swój niebywały charakter, zostalam oficjalnie wyrzucona. Zemsta na dziewczynie, która się do tego posunęła, srogo za ro zapłaci. Jednakże chodzę do liceum Nekomy. Ze względów swojej przeszłości, jeden z moich ojców nalegał, żebym nie szła w ich ślady, żeby pójść do Fukurodani.

To był mój pierwszy dzień w nowej szkole. Zupełnie inny niz wszystkie. Chciałam, aby w tej szkole zacząć żyć na nowo. Bez jakichkolwiek konfliktów. Niestety bez tego się nie obejdzie. Już na samym wejściu do szkoły natknęłam się na chłopaka, przypadkiem spadłam na niego. Próbowałam oderwać wzrok od jego oczu, ale nic z tego.
-ehm... Mogłabyś... Mhh... Zejść? - mruknął.
Szybko ocknęłam się po jego słowach widząc, dziewczynę, która nie wyglądała na zadowoloną, że najprawdopodobniej leżałam, na jej 'własności'.
-tak, wybacz. - odparłam poprawiając przy tym spódniczkę. Usłyszałam też tedy, głos mojego przyjaciela z gimnazjum, Kageyamę Tobio.
-Ka-kageyama..? - mój głos się załamał nie sądziłam, że osoba, którą uwielbiam i, która otworzyła mi oczy, aby spojrzeć inaczej na świat chodziła do tej samej szkoły co ja.
Chłopak obrócił mnie w swoją stronę, spojrzał mi w oczy i przytulił. Kątem oka widziałam, jak ten chłopak na którego niechcący wpadłam, patrzał się na mnie jakby był lekko zazdrosny o moją osobę. Kiedy zauważył, że go zobaczyłam szybko się ogarnął i chwycił swoją niewiastę za rękę, a ja stałam ze swoją nadzieją nad wejściem do szkoły. Dawno nie byłam tak szczęśliwa, że mogę mieć tak ważną osobę przy sobie. Było to dla mnie jak cud.
Zadzwonił dzwonek na lekcje. Okazało się, że ja i Tobio o dziwo chodzimy do tej samej klasy. Nie sądziłam, że tak będzie. Moje miejsce było kolo okna, pierwsze minuty lekcji byłam skupiona tym, co się dzieje za oknem. Moją oazę spokoju i wyciszenie przerwał pewien spóźniony chlopak. Cała klasa pokierowała oczy w jego stronę, ja zerknęłam tylko na chwilę obczaić chlopaka, mial brązowe, ciemno brązowe włosy i skośne, niczym księżyc żółte oczy. Nie wyglądał mi na jakiegoś szkolnego 'bad boy' a' jak juz miałabym obstawiać, to szkolny lovelas, Alvaro, przed którym żadna dziewczyna się nie wywinie. Nie lubiłam chłopaków takiego typu, byli zawsze strasznie prostolinijni i zawsze bylo widać czego chcą.
[TIME SKIPP]

-Pierwszy dzień w szkole zaliczony-powiedziałam cicho do siebie.
-dzień się nie skoczył Lii-chan,masz jeszcze zajęcia klubowe. - warknął chlopak, na którego rano wpadłam.
-Myślisz, że się zapisze na jakieś? Zresztą skąd znasz moje imię.?- odwarknęłam, później chciałam żałować swoje decyzji, chłopak wyglądał na nie źle wziętego, a w pobliżu nie było nikogo. Moją jedyną opcją jest gra w jego zabawę.
-A więc...Nie musisz wiedzieć co i jak... - szepnął mi do ucha i przysunął mnie do kąta. Mój oddech stawał się cięższy, bo chłopak byl cholernie wysoki, patrzył się na mnie z góry, do tego nie widziałam nic oprócz napalonego 17latka.
-czyli, nie mam wiedzieć skąd i jak mnie znasz? - ledwo wydusiłam z siebie te słowa.
-dokładnie. Wystarczy tylko, że... -
Jego wypowiedź przerwał mu mój wybawca, Tobio.
-Mógłby Pan, ją zostawić? Nie widzi Pan, że jest ona zestresowana?-powiedział to tak prosto, że pozazdrościć mu tylko.
Czarnowłosy, bo miał on taki kolor włosów, odsunął się ode mnie i poszedł.
Ja mogłam w końcu normalnie oddychać. Rzuciłam się na wybawcę ze łzami w oczach. Odwzajemnił on mój przytyłas.
-tylko nie całujcie się, to ciągle szkoła. - mruknął jakiś chłopak.
-Suna? - zapytałam.
Chłopak wyglądał na zakłopotanego i szybko popatrzył się mi w oczy.
-skąd znasz moje imię? - zapytał.
-usłyszałam przypadkiem... - odkleiłam się wtedy od Kageyamy.
-mhh... - mruknął i wyszedł.
-To ten chłopak co się spóźnił na lekcje, ta? - spytał Tobio.
-tak, dokładnie! - chwyciłam chłopaka i zaciągnęłam na szkolne podwórko.
Nie było tam za wielu uczniów, bo wszyscy byli na zajęciach klubowych.
-Lii...-zaczął Tobio.
Zwróciłam głowę w jego stronę.
-Mam dla ciebie dosyć przykrą chyba wiadomość... Moi rodzice przeprowadzają się, co i dzie w tym ja razem z nimi. Najprawdopodobniej jutro mnie już nie zobaczysz. Przepraszam. Wątpię, że już cie nie uratuje przed tamtym napaleńcem.
Po tych słowach spojrzał się na chodnik, koło trawy. Nie mialam do niego żalu, bo to nie jego wina, on też nie byl chętny co do tego, pewno chciał ze mną zostać.
-nie martw się. Mam nadzieję, że poradzę sobie z nim.
-Kuroo? - odezwał się jakiś głos.
Zwróciłam głowę w stronę głosu. Był to chłopak miał budyniowe włosy, i brązowe odrosty. W ręku trzymał Nintendo.
-chyba, chyba tak. - odpowiedziałam.
-nie martw się. Jestem bacznym obserwatorem, zauważę, jak cos się będzie dziać, wiec nie bój się, Kageyama. - Tobio od razu zwrócił kierunek swoich oczu na chłopaka. - Zresztą znam go od dziecka. Nie jest na tyle debilny, żeby... - jego zdanie przerwał znajomy mi głos tego napalonego czarnowłosego.
-Kenma! Szukałem cię!-podbiegł do naszej trójki.
-Kuroo-odezwał się nieśmiało. - zrobiłeś jej coś? - zapytał.
Koci chłopak od razu podszedł w moją stronę. Stanął przede mną i szepnął mi do ucha:
-udasz, że nie wiesz o tym, że byłem pijany, nawet, że w ogóle nie byłem. Inaczej będziesz miała piekło ze szkoły. - odparł stanowczo, a ja osupialam. Stałam jak walony slup soli. Chłopak odszedł ode mnie i zaciągnął Kenmę ze sobą. Patrzą łam jak odchodzą w bezpieczną dla mnie odległość, aby spokojnie odetchnąć. Wtedy Tobio przysunął mnie do siebie i chwycił za talię. Chciał mi coś powiedzieć, ale speszył go dźwięk klaksonu auta. Był to nie kto inny jak mój tata, Kotaro razem z Keijim. Zauważyłam przypadkiem ten samochód. Nie chcąc, żeby rodzice myśleli, że mam kogoś szybko zdjęłam ręce z mojej talii i dodałam:
-Tobio...rodzicie moi tu są. Muszę iść. W takim razie do zobaczenia kiedyś. -dalam mu solidnego buziaka w policzek i podbiegłam do auta.
-Tatusie! Co wy tu robicie? - zapytałam zapinając pasy bezpieczeństwa.
-przyjechałem dziś z treningów siatkarskich, więc pomyślałem że sie gdzieś zwiniemy na jakies żarcie. Oczywiście twój kochany Keiji, nie chciał się przekonać, więc użyłem dosyć specyficznych środków... Podobało mu się, co nie? - spojrzał mu się w oczy.
-Boże! Tato! Fuj! - powiedziałam zniesmaczona.
-kiedyś zrozumiesz, jak trzeba się poświęcać, szczególnie dla Keijego.
Keiji siedział z rekami splecionymi i widać było lekkie wkurzenie z jego strony. Jednakże spytał.:
-Jak było w szkole? Pierwszy dzień. Masz już kogoś?
-w sumie to nie, jestem lekko smutna, bo Tobio, mój przyjaciel, myślałam, że będzie chodził ze mna do szkoły, ale los chciał żebym poznała kogoś nowego... Chyba...
-Nie ma co, mój stary kolega, chodził do tej szkoły Tetsuro, mial na nazwisko, jego syn tam idzie w jego ślady, ajajaj...-odparł tata Kotaro.
Popatrzałam się na tatę z zdziwieniem. Fo głowy przyszedł mi świetny pomysł.
-Tato, tato-zwróciłam się do oby dwóch. - czy w Nekomie jest klub siatkarski? - spytałam.
Mężczyźni wybuchli śmiechem, a ja patrzałam się na nich z poirytowaniem.
-ty tak na serio? - zapytał tata Kotaro.
Potaknęłam głową. Nie wiem czy widział, bo był zajęty trasą.
-Keiji! Mam pomysł, weź mi na GPS wskaż jakiegoś McDonalda!
-Nie będziecie jeść śmieciowego żarcia! Nie na mojej warcie, zresztą obiad w domu! Nie na darmo siedziałem w garach od rana! - odparł nieco wkurzony.
-Keiji! Musisz wszystko komplikować?! Zjedlibyśmy coś innego, oprócz twoich przezajebistych obiadków! Ty wiesz, że cię kochamy, ale jednak mógłbyś dać nam jakąś satysfakcję z życia. - odparł nieco zrezygnowany.
Ja siedziałam z tyłu nie mogąca ogarnąć, jak oni się tak świetnie dobrali, a to ja bylam tym szczęściem, które doświadczyło takiej miłości.

Prawdziwe Oblicze [Haikyuu x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz