Rozdział piąty

1.9K 131 24
                                    

*Harry*

Biegliśmy bez większych przerw przez kilka godzin. Louis nawet nie wyglądał na zmęczonego, a ja ledwo trzymałem się na łapach. Kątem oka, co jakiś czas, widziałem Liama ubezpieczającego nasze tyły. Mimo ciągłej lekkiej niechęci do niego czułem się bezpieczniej, wiedząc, że ktoś, kogo znam, nas pilnuje. Nie podejrzewałem Louisa o to, że mógłby mnie zgubić, ale czułem jego ekscytację wywołaną powrotem do watahy. Czułem, że tęsknił.

Co jakiś czas, kiedy nie miałem już siły biec, zwalniałem i poznawałem nowe rzeczy. Na moim wzgórzu występowało tylko kilka roślin, a i zwierząt nie było wiele. Choć moja więź z Louisem przez te kilka dni stała się zaskakująco trwała, wciąż niewiele ze sobą rozmawialiśmy. Po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Wciąż zdarzały się momenty, kiedy chłopak przestawał panować nad swoim umysłem i zazwyczaj, potrzebował potem chwili dla siebie, ale czułem się dopieszczony. Każdego dnia, mój mate dbał o to, by niczego mi nie brakowało. Przynosił mi śniadania i pilnował, żebym je zjadał.

Pogrążony w myślach, nie zauważyłem, że Louis się zatrzymał i wpadłem prosto na jego wielki tyłek. Otrząsnąłem się i podniosłem z ziemi, patrząc na niego pytająco. Po chwili otrzymałem odpowiedni obraz. Byliśmy na granicy. Liam musiał tutaj zawrócić, a my mieliśmy iść dalej. Szybko i niezbyt wylewnie pożegnałem alfę Nialla i ruszyłem za Louisem. Nie zdążyliśmy przejść kilku kroków, jak zza drzew wybiegła obca alfa, a zaraz za nią beta. Odskoczyłem i wyszczerzyłem zęby, ale Louis był spokojny. Dotarło do mnie, że komunikuje się z wilkami przez wilczą więź. Chciałem dowiedzieć się, o czym rozmawiają, ale Louis wyrzucił mnie ze swojego umysłu, co wywołało we mnie konsternację. Zresztą, i tak nie rozumiałem ich mowy.

Po chwili obce wilki odbiegły, a Louis pchnął mnie nosem, zmuszając do ruszenia dalej. Spojrzałem na niego z wyrzutem i położyłem się na ziemi, układając się tyłem do niego. Tak, to my się bawić nie będziemy.

*Louis*

Westchnąłem, widząc obrażonego chłopaka. Może rzeczywiście niepotrzebnie odcinałem go od swoich myśli, ale chłopak nie wiedział, że jestem alfą stada i wolałem, żeby tak pozostało. Bałem się, że ucieknie, kiedy dowie się, że ma zostać Luną. Bałem się, że go to przytłoczy. Wilki, które wybiegły nam naprzeciw, były strażnikami. Pilnowały tego, kto pojawia się na naszych terenach. Chciały nas eskortować do naszej wioski, ale nie zgodziłem się. Mieli pilnować terenu, a nie mnie. Po tym jak ostatnio dwóch strażników zignorowało samotnego Harry'ego na naszym terenie, musiałem im zrobić reprymendę. To, że dzięki temu znalazłem mojego mate, nie zmieniało faktu, że nie wywiązali się ze swoich obowiązków.

Podszedłem spokojnie do chłopaka, szturchając go przepraszająco w bok. Chciałem zapiszczeć, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że chłopak nawet nie będzie miał o tym pojęcia. Zrobiło mi się przykro, bo zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele wspaniałych rzeczy go omija przez to, że nie słyszy. Cieszyłem się, że już wracamy i wiedziałem, że muszę jak najszybciej porozmawiać z mamą.

Tymczasem moja uwaga znów skupiła się na mojej omedze, która chowała się pode mną, wystawiając kły. Zdziwiła mnie jego postawa, ale kiedy podniosłem głowę, dostrzegłem szarą omegę biegnącą prosto na mnie. Od razu rozpoznałem w niej moją siostrę, ale zanim zdążyłem zareagować, Harry rzucił się na wilczycę, a ona odskoczyła z podkulonym ogonem i piskiem, który mnie przeraził. Jednym susem stanąłem między nimi i spojrzałem na Harry'ego łącząc się z nim. Był tak rozemocjonowany, że nawet nie stawiał oporu. Najszybciej jak potrafiłem, przekazałem mu, że to moja siostra. Chłopak momentalnie zmarkotniał, odwrócił się do mnie tyłem, podkulił ogon i położył się na kępce liści.

Usłysz mnie|Larry|aboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz