*Louis*
Nie miałem pojęcia, jak Harry zareaguje na widok matki, ale na pewno nie spodziewałem się tego co nastąpiło.
Kiedy mój mate wybiegł z naszego domu, czułem, jak wilk wewnątrz mnie skacze uradowany. Chciałem wziąć chłopaka w ramiona i już nigdy nie puszczać. Jednak on zatrzymał się gwałtownie, wlepiając wzrok w kobietę stojącą obok mnie. Dobrą chwilę stał nieruchomo, a ja miałem wrażenie, że wszyscy obecni wstrzymali oddech. Wtedy Harry przemienił się i nie oglądając się na nikogo, pobiegł w stronę lasu. Spodziewałem się wpadania sobie w ramiona, albo rzucania talerzami, ale w życiu nie przypuszczałem, że ucieknie. W jego wspomnieniach matka była kimś ciepłym, kimś, kogo kochał i kto o niego dbał, kiedy całe stado się od niego odwróciło.
Rozejrzałem się po zgromadzonych. Mój wzrok padł na Nialla, który pokazał mi, żebym biegł za swoją omegą. Wiedziałem, że znalezienie go nie będzie takie proste. Krzyknąłem jeszcze, tylko żeby ktoś zajął się Anne, wskoczyłem w wilczą skórę i co sił pobiegłem za nim. Prowadził mnie jego słodki zapach, ale wbrew moim przypuszczeniom, Harry wcale się nie ukrywał. Siedział pod tym samym drzewem, pod którym niedawno tłumaczyłem mu, że zostanie Luną i wpatrywał się w pasące się w oddali sarny. Ułożyłem się obok, ale chłopak nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem. Jego umysł był zamknięty i to chyba najbardziej mnie martwiło. Coś było nie tak, czułem się, jakbym pomijał jakiś ważny szczegół, ale nie mogłem sobie przypomnieć, o co chodziło.
Nagle dostrzegłem, że Harry nie tylko obserwuje sarny. On planował na jedną z nich zapolować. Widziałem, jak obserwuje młodą, widocznie utykającą łanię. Sam wybrałbym podobnie, i choć moja ludzka strona nigdy by się do tego nie przyznała, to mój wilk kochał polować. Każdy wilk kochał polowania i choć mogliśmy to wypierać, to była to nieodłączna część naszej natury. Zauważyłem, jak omega lekko unosi się na nogach i zaczyna skradać się w stronę niewielkiego stada. Nie myśląc wiele, zrobiłem to samo z odwrotnej strony. Chłopak spojrzał na mnie przelotnie, jakby szukając potwierdzenia, ale ostatecznie odwrócił głowę bez jakiejkolwiek interakcji.
Nim się obejrzałem, wbiegł w sam środek stada i zaczął gonić wypatrzoną łanię. Nie atakował jej, ale chciał ją zmęczyć, czasami podgryzał jej pęciny, ale miało to ją tylko bardziej wystraszyć. Większość stada uciekła w las, ale Harry nie pozwalał swojej zdobyczy na podążenie za nimi. Ciągle odcinał jej drogę ucieczki. Obserwowałem, jak zagania ją z każdym susem bliżej mnie. Byli zaledwie kilka metrów ode mnie, kiedy wyskoczyłem z ukrycia i wskoczyłem prosto na zwierzę, powalając je. Czułem, jak łania szarpie się pode mną. Jej nogi, zakończone twardymi kopytami wierzgały na wszystkie strony, ale nie chciałem jej zabijać. To nie ja miałem to zrobić.
Podniosłem łeb i przyglądałem się, jak Harry zbliża się do nas powoli. Wiedział, że nie pozwolę jej uciec. Zresztą, nie miała szans w starciu ze mną. Patrzyłem, jak omega stawia łapę za łapą, wpatrując się wierzgającej sarnie prosto w oczy. Było w tym coś sadystycznego i zmartwiła mnie ta strona chłopaka. Nigdy nie widziałem go takiego. Nawet kiedy widziałem go po raz pierwszy, nie był taki... dziki. Jego głowa wisiała nisko nad ziemią, a boki falowały z każdym oddechem. Kiedy podszedł już blisko, polizałem go po pysku, chcąc pochwalić jego zwycięstwo. Nie zareagował na to, wpatrując się tylko w lekko pulsujący punkt na szyi łani. Wtedy dotarło do mnie, że Harry delektował się tym zwycięstwem. Strach sarny dawał mu poczucie siły. Tylko dlaczego tego potrzebował?
Zwierzę nie cierpiało długo. Harry nie polował po raz pierwszy i od razu to zauważyłem. Nie poznałem jeszcze omegi, która potrafiłaby robić to tak dobrze. Zazwyczaj to alfy zajmowały się zdobywaniem pożywienia, ale domyśliłem się, że wiele do powiedzenia mają tutaj czasy kiedy był zdany tylko na siebie. Zastanawiałem się co dalej, ale chłopak nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, zajął się łapczywym pochłanianiem zdobyczy.
CZYTASZ
Usłysz mnie|Larry|abo
FanfictionHarry, jako sześciolatek został porzucony przez swoją watahę. Przez lata żył samotnie do dnia, w którym wszystko się zmieniło. Louis alfa Harry omega Ziallam - pobocznie