*Louis*
Złapałem Harry'ego, ale nie wiedziałem co dalej. Instynkt kazał mi zabrać go do domu i zająć się moją omegą, ale logika podpowiadała, że muszę porozmawiać z przybyszami. Nie potrzebowałem dużo czasu, żeby domyślić się, że była to siostra Harry'ego.
Rozejrzałem się. Nikomu nie ufałem aż tak, by powierzyć mu swoją omegę. Wziąłem chłopaka na ręce i poprosiłem parę, by poszła za mną. Ruszyłem do domu stada. Słyszałem, jak dwa obce wilki idą za mną. Ich obecność wybijała mnie z rytmu. Nie wiedziałem, jak Harry sobie z tym poradzi. Wciąż nie doszedł do siebie po pojawieniu się matki.
Weszliśmy do mojego gabinetu. Położyłem omegę na kanapie i przykryłem kocem. Potem odwróciłem się do przybyszy, którzy stali w drzwiach i wskazałem im dwa krzesła za biurkiem, po czym sam usiadłem po jego drugiej stronie, kątem oka obserwując kanapę.
Kobieta była piękna. Czułem od niej alfę. Jej zapach był silny. Była tak podobna do Harry'ego, że nie miałem wątpliwości, że są spokrewnieni. Jej były tak samo ciemne i kręcone, ale sięgały za łopatki. Jej rysy twarzy były odrobinę delikatniejsze niż te Jazdy, ale gdyby obcięła włosy, trudno byłoby ich rozróżnić.
Mężczyzna za to był bardzo drobny. Był ode mnie o głowę niższy. Czuć go było omegą na kilometr. Delikatne rysy twarzy i postawa zbitego psa nie pozostawiały złudzeń. Jego jasne włosy przypominały mi Nialla. Mój wzrok spoczął na ich splecionych dłoniach. To było ciekawe. Matka Harry'ego wydała na świat dwie istoty, które były w naszym świecie bardzo rzadko spotykane. U wilkołaków zazwyczaj kobiety były omegami, rzadziej betami. Jako alfy były wręcz niespotykane. Wśród mężczyzn było wiele alf, ale bet także było sporo. Omegi? Przypadek jeden na kilkaset tysięcy.
Gemma mierzyła mnie wzrokiem, ale nie przejmowałem się jej spojrzeniem. Wsłuchiwałem się w oddech chłopaka leżącego na kanapie. Wreszcie dziewczyna się odezwała, ale w jej głosie słychać było wściekłość.
- Dlaczego zabrałeś mojego brata z jedynego miejsca, w którym był bezpieczny?
Prychnąłem. To było bardzo nierozsądne z jej strony. Była na moim terenie, a w tej chwili rzucała mi wyzwanie. Pochyliłem się w jej stronę i wysyczałem.
- Bezpieczny? Uważasz, że zostawienie kilkulatka samego, w opuszczonym domu, na terenie obcej watahy, było bezpieczne? Pokazać Ci ile blizn nosi jego ciało, bo Twoja rodzina postanowiła zostawić go w bezpiecznym miejscu?
To zbiło ją z tropu, ale postanowiłem pójść dalej.
- Jak myślisz, ile czasu potrzebował Harry, żeby dojść do siebie po tym, co mu zrobiliście? Jak myślisz, ile razy przytulałem go, kiedy budził się w nocy z płaczem? Jak myślisz, ile razy musiał polować, bo ktoś nie dowiózł mu jedzenia na czas? Jak myślisz, ile rzeczy musiał nauczyć się sam, żeby przeżyć? Uważasz, że to było bezpieczne?
Dziewczyna spuściła wzrok. Przez chwilę myślałem, że posunąłem się za daleko, ale wtedy spojrzała na mnie pewnie i powiedziała.
- To nie tak miało wyglądać. Mieli się nim zająć.
Tym razem to ja spojrzałem zaskoczony na dziewczynę, a ona kontynuowała.
- Nie raz słyszałam, jak ojciec opowiadał mamie, jakie Harry robi postępy. Twierdził, że o wszystkim mu donoszą, a co weekend wyjeżdżał, żeby sprawdzić co u niego. Mama mu wierzyła, choć z każdego z tych wyjazdów wracał, śmierdząc inną kobietą. A kim ja w tym wszystkim byłam? Odebrano mi brata, mojego braciszka, którym się tyle opiekowałam, i którego kochałam. Sama byłam jeszcze dzieckiem. Wierzyłam w słowa ojca. Tak, uciekłam od niego, zostawiając matkę. Tak, odeszłam z watahy, ale nigdy, przenigdy nie przestałam szukać brata.
CZYTASZ
Usłysz mnie|Larry|abo
FanficHarry, jako sześciolatek został porzucony przez swoją watahę. Przez lata żył samotnie do dnia, w którym wszystko się zmieniło. Louis alfa Harry omega Ziallam - pobocznie