Rozdział 4

1.2K 156 50
                                    

Gorąco... Sapnął.

Gorąco... Ugh. Spróbował złapać oddech.

Gorąco... Zdołał wystawić głowę spod kołdry i odetchnął głęboko.

Coś było nie tak.

Otworzył oczy.

Coś było zdecydowanie nie tak!

Po pierwsze: odkrył, że leży pod kołdrą. Przykryty był nią po same uszy, więc znalazł powód tego palącego gorąca. Ale to nie było wszystko. Pod kołdrą nie był sam!

Odsunął kawałek materiału i od razu opuścił go z powrotem.

Nie. To musiał być sen.

Odetchnął jeszcze raz głęboko i powtórzył czynność. Postać nie zniknęła.

Teraz przestraszył się nie na żarty. Razem z nim, wtulając swoją głowę w delikatną skórę na szyi Xie Liana, leżał San Lang. To było jedno z jego najwrażliwszych miejsc i Król Duchów zawsze lubił tak zasypiać. Zawsze kiedy... Xie Lian przełknął ślinę i siłą wyparł to wspomnienie z głowy.

"Muszę myśleć racjonalnie. Muszę myśleć racjonalnie..." - powtarzał jak mantrę.

Ponownie spojrzał na chłopaka. Spał w najlepsze, głośno oddychając. Xie Lian znów przełknął ślinę, bo mało tego, że jego oddech za każdym razem łaskotał wrażliwą skórę, to jeszcze oba ramiona chłopaka ściśle obejmowały go w mocnym uścisku. Niemal czuł jego bijące serce na swojej piersi.

Przechodząc jeszcze niżej...jego kolano było pomiędzy nogami dwudziestopięciolatka. Niebezpiecznie blisko. W tej chwili umysł Księcia Koronnego wypełnił się sutrami, które latami uczył się od Goushi Księstwa Xian Le i pisał tysiące razy (często w ramach kary), więc znał je na pamięć i mógł recytować o każdej porze dni i nocy, bez zająknięcia. Ta wiedza i umiejętność często mu się przydawała w przeszłości i był szczęśliwy, że jego pamięć nie zawodziła.

Kiedy już się uspokoił, zaczął się zastanawiać, jak znaleźli się w tak intymnej pozycji. Przecież całkiem niedawno leżeli oddaleni od siebie na bezpieczną odległość i był pewien, że Hua Cheng niczego nie pamięta.

To prawda. Gdyby odzyskał pamięć, to jego meridiany w końcu byłyby odblokowane i czułby przepływ mocy. Dodatkowo... choć ciężko mu to było przyznać, był pewien, że San Lang nie spałby teraz, tylko... Nie spałby i nie dałby spać jemu!

Oczywiście to była najlepsza z możliwych opcji. Bardziej jednak obstawiał taką, że zabije go w przypływie furii...

Nie chcąc budzić chłopaka, wyszeptał "Ruoye" i cicho poprosił o przyniesienie mu zegarka. Ruoye posłusznie wykonał polecenie i powrócił na ciało swojego Pana. Była już 2 w nocy. Westchnął i przytulił obecnie ludzkie ciało Szkarłatnego Deszczu Szukającego Kwiatu.

"A więc ostatecznie nie zjedliśmy kolacji. Jak za starych czasów, kiedy jadłem posiłki tak nieregularnie, że dopiero San Lang upominał mnie, że moje burczenie pustego brzucha jest tak harmonijne, jak jego koślawe dzikie pociągnięcia pędzla na pergaminie. Obaj się śmialiśmy i szliśmy zjeść. Teraz jednak obaj jesteśmy śmiertelnikami. Obaj powinniśmy jeść, żeby funkcjonować. Ale tak naprawdę, jak nic nie zjemy przez 24 godziny, to i tak jeszcze nie umrzemy".

Leżąc i myśląc o drobnych sprawach z przeszłości i teraźniejszości, uśmiechał się pod nosem.

Osoba obok niego była prawdziwa. Nadal nie mógł w to uwierzyć, że udało im się spełnić pierwszy warunek. Wydawał się on dość prosty, ale w rzeczywistości były to 3 rzeczy, które bezwzględnie musiały zostać spełnione i które, bez odpowiedniego szczęścia, po prostu Nie Mogły Zostać Spełnione, a w żadnym razie przewidziane.

Zapieczętowane szczęście || HuaLian ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz