Minął tydzień od tamtego dnia i Harry popadł w pewną rutynę. Codziennie wstawał wcześnie rano by zdążyć do łazienki, jeszcze zanim Ron się obudzi. Na szczęście jego przyjaciel nie był rannym ptaszkiem i nim wypadł z łóżka, bo nigdy nie mógł wyjść z niego normalnie, Harry zawsze kończył poranną toaletę. A miał z nią spore problemy. To już nie był szybki prysznic i przeciągnięcie dłonią po mokrych włosach, by je jako-tako ujarzmić. Od urodzin zajmowało mu to o wiele więcej czasu niż kiedykolwiek.
Najpierw musiał wejść do łazienki i szybko zasłonić lustro ręcznikiem, nim zaczęło komentować jego wygląd. Nie cierpiał tego, że jego własne odbicie zachęcało go, by się obrócił i pochylił, by mieć lepszy widok na jego pośladki. Zastanawiał się, kto dokładnie sprezentował mu to lustro. Ron pewnie wiedział, bo zawsze odwracał wzrok i szybko zmieniał temat, gdy Harry zaczynał marudzić.
Zaraz po tym mógł się w końcu wykąpać. Po kilku dniach opracował już pewną metodę. Rozbierał się i siadał w brodziku, następnie za pomocą różdżki i prostego zaklęcia odkręcał wodę. Mógł jej użyć dzięki temu, że dom na Grimauld Place posiadał bariery uniemożliwiające nadzór ze strony ministerstwa.
Jakiś czas temu zauważył, że w czasie przemiany, gdy ma różdżkę ukrytą w ubraniu, ona znika, kiedy zaś jest obok lub w ręku - wciąż ją ma. Ta wiedza przydawała się, gdy musiał się szybko osuszyć.
Kiedy pierwsze krople wody spadały na jego ciało, nogi przemieniały się w ogon. Nawet się już do niego przyzwyczaił. Potrafił go kontrolować i z zaskoczeniem stwierdził, że jest bardzo wrażliwy. Każdy dotyk na łuskach powodował u niego lekkie wzdrygnięcie. Nie mógł sobie wyobrazić jakby to byłoby gdyby ktoś inny go dotknął, ale wiedział, że nigdy tak się nie stanie. Nie pozwoli, by ktokolwiek zobaczył go w tej postaci. To było upokarzające. Nawet on sam nigdy nie spojrzał w lustro, gdy był w takim stanie.
Po tym, jak już wystarczająco długo rozkoszował się obmywającą go wodą, zaczynał się myć. Najpierw głowa, później tułów, a na koniec ogon. Gdy już się wyszorował, rzucał na siebie zaklęcie suszące. Będąc suchym, wracał do normy, czyli do formy w której miał nogi. Później wychodził z brodzika i mył zęby. Musiał uważać podczas płukania, żeby woda nie spadła mu na brodę, ponieważ raz o tym zapomniał i wylądował z jękiem na podłodze. Potem zakładał czyste szaty. Wychodząc z łazienki odsłaniał lustro i uciekał, nim odbicie ponownie zaczynało komentować jego wygląd. W drzwiach mijał Rona, który ziewając szeroko dopiero docierał do łazienki. Witał się z nim i zbiegał na dół na śniadanie.
Przez pierwsze dwa dni miał problem z Molly. Nie mogła zaakceptować faktu, że Harry nie je nic innego niż ryby i popija je wodą. Twierdziła, że to niezdrowe i że się pochoruje. Nastolatek musiał szybko znaleźć jakąś wymówkę. W końcu, nie mogąc wymyślić nic lepszego, powiedział, że jest wegetarianinem. Okazało się, że czarodzieje nie znają tego terminu. Ciężko było wytłumaczyć, co znaczy być wegetarianinem. Weasleyowie nie rozumieli, dlaczego nie można jeść żadnych zwierząt oprócz ryb, przecież one również są zwierzętami. Uratowała go Hermiona, która wytłumaczyła to tak szczegółowo, że nawet jeśli nie zrozumieli do końca tego dziwnego zachowania mugoli, to nic nie mówili, by dziewczyna nie zaczęła z powrotem swoich wyjaśnień. Dzięki temu Harry nie musiał jeść tego, co mu szkodziło, lecz nie uwolniło go to od mikstur.
Już na pierwszym śniadaniu czekały go dwie mikstury, które przyniósł wieczorem Snape. Miały one wspomóc jego naturalne leczenie, uzupełnić braki w składnikach mineralnych i unormować wagę. Nie pomogły żadne prośby i marudzenie, że smak jest paskudny, Molly pilnowała, żeby mikstury zniknęły. Musiał w końcu używać zaklęcia, by się ich pozbyć i nie wzbudzić podejrzeń u żadnego z dorosłych. Remus i tak zaczął dziwnie na niego spoglądać, a Syriusz wciąż się kręcił blisko niego, ale go nie dotykał. Harry przyłapał kilka razy swojego ojca chrzestnego na tym jak wyciągał rękę, by zburzyć mu fryzurę, żeby następnie wycofać ją szybko. Chłopak miał dość takiego zachowania. Sam spontanicznie łapał Łapę za rękę lub się do niego przytulał. Czuł się z tym nieswojo, ale wydawało się, że Syriusz tego potrzebuje. Harry mógł złapać chwilę wytchnienia dopiero wtedy, gdy jego przyjaciele odciągali go na bok, by spędził czas z nimi. I tak mijały dni. Ten zaczął się podobnie, ale skończył się dość niespodziewanie.
CZYTASZ
Syreni śpiew
FanfictionJa tylko udostępniam! Syreni ogon, żywa, ale martwa rybka, trochę wymiotów, standardowo porwanie, czyli wszystko, co napalone tygryski w twojej okolicy lubią najbardziej. A, no i oczywiście Severus Snape, tylko co on ma z tym wszystkim wspólnego? ht...