𝑜𝟸𝟺. 𝑆𝑈𝑁, 𝑆𝑈𝑁𝑁𝑌, 𝑆𝑈𝑁𝑆𝐻𝐼𝑁𝐸

2.9K 159 236
                                    


Znowu siedziałam na blacie, obserwując bawiących się, rozmawiających i tańczących nastolatków, pośród okropnego hałasu, od którego praktycznie rozsadzało mi uszy. Jednak mimo wszystko do tej głośnej, zremiksowanej muzyki dało się przyzwyczaić. Na kolanach trzymałam plastikową miskę (Gina pochowała większość szklanych naczyń do szafek i szuflad, żeby uniknąć stłuczenia ich), pełną chipsów o sama już nie wiem jakim smaku. W ręce za to ściskałam, również plastikowy, kubek bez uchwytu, do którego wcześniej nalałam jagodowo-pomarańczowego napoju, w kolorze niebieskim. Wiem, że to było strasznie dziecinne, ale barwa tego płynu jakoś dziwnie mi się spodobała i nie mogłam przestać go pić, nawet jeżeli był okropnie słodki i już dawno powinnam mieć go dość. 

W tym wszystkim brakowało mi tylko czegoś z maka. 

Zjadłabym maka.

─ Cały czas będziesz tak tu siedzieć? ─ Usłyszałam wybijający się z tłumu głos Lou, który właśnie wyłonił się z tłumu i stanął obok mnie. Wzruszyłam tylko ramionami, odwracając wzrok w jego stronę, po czym wzięłam łyk napoju.

─ Jak na razie, to całkiem mi wygodnie ─ stwierdziłam trochę głośno, by dało się mnie słyszeć. Brunet dosyć niezdarnie wspiął się na blat i usiadł obok mnie, uprzednio przez przypadek łaskocząc mój policzek swoimi rozczochranymi brązowymi włosami, na co lekko zmarszczyłam nos, po czym uśmiechnęłam się lekko. ─ Tylko zjadłabym maka.

─ Dosłownie siedzisz tu i wpieprzasz chipsy chyba od dwóch godzin ─ prychnął z odrobiną rozbawienia w głosie. ─ I jeszcze chcesz maka.

─ Dokładnie ─ potwierdziłam, przełykając kolejnego chipsa. ─ I jeszcze chcę maka.

Louis tylko pokręcił głową, śmiejąc się cicho i przerzucił wzrok na radosnych imprezowiczów. Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało, a ja jedynie napychałam się niezdrowymi rzeczami. Niesamowicie smacznymi niezdrowymi rzeczami.

─ Powiesz mi kim jest ta blondi lala, co wygląda jak Barbie? ─ Spytał po chwili, zmieniając przy tym temat i ruchem głowy wskazując na mojego niebieskookiego wroga.

─ Ashley Sanders ─ odpowiedziałam natychmiast z wyraźną niechęcią i obrzydzeniem w głosie. ─ Mój największy wróg z Manchesteru. Strasznie głupia, pusta i irytująca manipulantka.

Louis pokiwał głową, przy okazji kradnąc mi parę przysmaków. Natychmiast zmarszczyłam brwi rzucając mu obrażone spojrzenie, ale gdy to zignorował wzięłam kolejny łyk ze swojego kubka.  

─ Przyczepiła się do mnie i przez jakieś pół godziny, jeśli nie więcej, nie chciała mi dać spokoju ─ poinformował po chwili, przy czym jakby bezwiednie zabierając mi całą miskę chipsów. Bardziej bym się skupiła na tym uczynku, gdyby nie jego słowa. ─ Teraz ledwo jej uciekłem.

─ Może w końcu przejrzała na oczy i chociaż trochę poprawiła swój gust ─ powiedziałam, co brzmiało bardziej jak mruknięcie, przez hałas panujący w pomieszczeniu. Louis obok mnie mimo wszystko jednak to usłyszał, przez co zakrztusił się chipsem. 

─ Że co? ─ Wydukał po chwili zdezorientowany, na co tylko przewróciłam oczami, unosząc kącik ust ku górze.

─ Nie pochlebiaj sobie ─ upomniałam go, śmiejąc się cicho. ─ Laska po prostu miała, bądź wciąż ma, manię na punkcie takiego jednego wieśniaka, który siedzi w Manchesterze. 

Wzdrygnęłam się.

─ Okropny typ ─ rzuciłam jeszcze, skrzywiając się na przypomnienie widoku jego twarzy, który ukazał się w mojej głowie. Louis powoli pokiwał głową, unosząc do ust kolejnego chipsa.

IT'S AN OLD MOVIE | Louis PartridgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz