Noc spędzona w Trzech Miotłach na piwie kremowym spowodowała, że zaspałam na zajęcia. Na złamanie karku biegłam na pierwszą lekcję, która odbywała się w podziemiach zamku. Eliksiry. Nie byłam z nich najlepsza, ale najgorsza także nie. W każdym bądź razie Lily bardzo mi pomagała i udzielała tych wszystkich dobrych rad i lekcji.
Wbiegłam na zajęcia spóźniona ponad dwadzieścia minut. TRAGEDIA... Slughorn zmierzył mnie surowym wzrokiem. Ale czy Slughorn może być surowy? Pod jego wzrokiem umiękłby może tylko przedszkolak.- Proszę usiąść panno Williams- rzekł, a ja od razu zajęłam miejsce obok Rudej Wiewióry zwanej Lily.
Evans już mieszała coś w swoim kociołku o niebieskiej konsystencji. Obok James z Syriuszem nieudolnie robili ten sam eliksir, ale ich, magicznie zrobił się zgniłozielony i cuchnął zepsutymi jajkami. Skrzywiłam się nieznacznie. Ledwo powstrzymałam odruch wymioty. Obrzydlistwo. OBRZYDLISTWO.
Starając się zignorować zieloną breję chłopaków spojrzałam z powrotem na Lily, która była dziwnie milcząca.- Hej...- zaczęłam niepewnie. Bardzo prawdopodobne, że zaraz dostanę ochrzan za coś o czym nie mam pojęcia. Albo ruda ma po prostu okres.- Coś się stało?
Lily nie oderwała wzroku od kociołka. Jakby całkowicie zignorowała fakt, że stoję obok niej. Jednakże! po chwili krótkiej odpowiedziała chłodno:
- Gdzie byłaś w nocy?
Oj... Czyli o to chodzi.
- Musiałam coś załatwić...- burknęłam wyciągając podręcznik.
- Miałaś się oszczędzać Alex- tym razem na mnie spojrzała.
W oczach miała troskę, a ja w tym momencie poczułam okropne wyrzuty sumienia. Cholera cholera cholera... Dlaczego musiała na mnie tak patrzeć?
- Lily...- zaczęłam cicho wiedząc, że wkraczam na cienki lód.- Obiecałaś to mi i Huncwotom. Marii już nie ma. Nie musisz aż tyle harować.
Zamknęłam oczy, aby zaraz potem je otworzyć. Gdyby ona wiedziała o Rosalii... W co ja pogrywam? Nie oszukam jej. W końcu się dowie, że nie żyję. Już mam dosyć ciągłej walki.
- Przepraszam Lily- powiedziałam skruszona patrząc na własne dłonie.- Naprawdę przepraszam, ale nigdy nie będę mogła dotrzymać tej obietnicy.
- To chociaż mów, gdy wychodzisz, dobrze?
Lily miała za dobre serce. Nie byłam wart takiej przyjaciółki.
- Dobrze- przytaknęłam, a w oczach pojawiły mi się łzy.- I... Lily?
- Hm?
- Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mam.
- Oh Alex... Ty też kochana, ty też.
Dzień mijał nieubłaganie szybko. W ciągu kilku godzin Huncwoci zrobili dowcip nauczycielom. Lily zdołała przywalić Jamesowi książką w tył głowy. Syriusz prawie mnie zabił swoim „wszechstronnie uzdolnionym” kociołkiem, który koniecznie chciał mi pokazać. Remus wyznał MIŁOŚĆ miłej Puchonce i chyba umówili się na najbliższe wyjście do Hogsmeade. A Peter zaginął bez śladu... To ostatnie było najdziwniejsze. Nikt nie wiedział co się dzieje z tym chłopakiem. Znikał na całe dnie bez śladu. Nie pojawiał się na lekcjach, nie spędzał czasu z przyjaciółmi popołudniami. Czasem nie pojawiał się na posiłkach. A gdy pytaliśmy co się stało, gdzie znika i co robi w tym czasie. Zbywał nas odpowiedzią, że to nie nasza sprawa. I nie pomagały argumenty, że jest naszym przyjacielem i się o niego martwimy.
Powoli nastawał wieczór. Słońce było coraz niżej. Wszyscy korzystali z ostatnich ciepłych dni i spędzali czas na błoniach. Wszyscy prócz mnie. Stanęłam przed szafą, w której wisiała skórzana kurtka. Czarna... Czarna, jak krew demonów i Upadłych Aniołów. Pod spodem spodnie również czarne i skórzane. I broń. Pełno broni. Sztylety i noże. Łuk ze strzałami. Miecz. Kastety i bicz. Każda broń była zadbana. Nigdy nie pozwalałam aby na anielskim metalu pojawiła się rdza.
Przebrałam się. Na plecy założyłam miecz, przy pasie sztylety i noże. W dłoni obróciłam stelę.
Wzięłam głęboki wdech. Ta walka będzie trudna, o ile do walki w ogóle dojdzie. Zamknęłam oczy i na przedramieniu poprowadziłam stelę tworząc znaki. Poczułam lekkie pieczenie. I prawdopodobnie od teraz byłam niewidoczna dla otoczenia.Zamek o tej godzinie był opustoszały. Śmiechy i rozmowy dobiegały z błoni. Szybkim krokiem, niemal biegnąc szłam w tamtą stronę. Zachód słońca zbliżał się wielkimi krokami. Jeszcze tylko kilka minut.
Przemykałam między ludźmi niezauważona na granicę Zakazanego Lasu. Będąc prawie na miejscu poczułam szarpnięcie w bok. Uderzyłam plecami w pień drzewa i aż syknęłam. Już ktoś chce mnie zabić?
Złapałam za sztylet i zmrużyłam oczy. Z ciemności patrzyły na mnie dwa żółte ślepia. A po chwili mogłam zobaczyć dużego czarnego psa. Syriusz... Opuściłam broń.- Black...- zaczęłam i w tym samym momencie stanął przede mną człowiek, a nie pies.
- Williams- skinął.- Daleko idziesz?
Przełknęłam ślinę. Idę bardzo daleko, zapewne w najbliższym czasie nie pojawię się w Hogwarcie.
- Nie- skłamałam chowając sztylet.- Wrócę nad ranem- kolejne kłamstwo.
Syriusz dokładnie przyjrzał się mojej twarzy, a ja miałam wrażenie, że czyta z niej jak z otwartej księgi.
- Uważaj na siebie- jeżeli wyczuł kłamstwo to nie robił problemów. Właśnie to szanowałam w Blacku. Nigdy nie wtykał nosa w moje sprawy.
- Od kiedy Syriusz Black martwi się o innych?- uniosłam brew.
- Nie o innych, a o ciebie.
Tego się nie spodziewałam. Cholera... Teraz powinnam powiedzieć coś równie poetyckiego. Dobra Alex, skup się.
- Dobrze, będę uważać i postaram się wrócić w jednym kawałku- starałam się obiecać chociaż nie do końca mogłam spełnić tą obietnicę.
- Przyrzekasz?
Eh... Czy oni jeszcze nie zrozumieli, że moje obietnice są nic nie warte? Jakim cudem trafiłam do Gryffindoru? Chyba bardziej pasowałby Slytherin...
Nie odpowiedziałam i wbiłam wzrok w żelazne tęczówki chłopaka. Były takie hipnotyzujące... Serio tak pomyślałam? Jezu, co się ze mną dzieje?- Nie możesz obiecać, że wrócisz, prawda?
- Nigdy nie obiecuję, że przeżyje.
I wtedy wydarzyło się coś czego naprawdę się nie spodziewałam. Na ustach poczułam muśnięcie ust Syriusza. I chociaż mogłabym się wypierać przed samą sobą to podobał mi się ten nikły pocałunek. Może po prostu teraz tego potrzebowałam?
Znałam naturę Blacka. Był jednym wielkim casanovą. Bawił się dziewczynami. Więc dlaczego to robi? Skoro nie chciał mnie zranić to czego chciał?
Oddałam pocałunek. Byłam zbyt pewna śmierci, aby nie zaryzykować.- Będę na ciebie czekać- wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł nieznany dreszcz.
- Nie czekaj Black... Jestem Nocnym Łowcą, jestem duchem. Niosę za sobą nieszczęście i śmierć, taki jest los Łowcy- ucałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się smutno.- Do zobaczenia.
Pobiegłam na skraj Zakazanego Lasu, gdzie już widziałam Azazela z Natashą. I z tego co mogłam zauważyć... kłócili się. Tak się to kończy, gdy każesz współpracować demonowi i aniołowi...
CZYTASZ
Łowczyni na pół etatu II Huncwoci
FanfictionDruga część Łowczyni Życie Alex wraca do normy. Nie jest już Nocnym Łowcom przez całą dobę i ustala swoje godziny pracy. Uważa, że nie może być gorzej niż było zanim pojawiła się Upadła. Ponoć Maria zniknęła na zawsze, ale czy na pewno? Dla Alex roz...