2

368 28 0
                                    

Po kilku minutach samotnego siedzenia, do przedziału weszli James, Peter i Syriusz. Ten ostatni miał nieźle obitą buźkę.

- Było trzeba zaczynać?- spytałam patrząc Blackowi na twarz.
- Oni zaczęli- odpowiedział za niego James.
- No tak... Zachowujcie się jak małe dzieci i zrzucajcie winę na siebie nawzajem...
- Daj już spokój- burknął Black i usiadł na wolnym miejscu na przeciwko mnie.
- Nie dam spokoju. I mam jeszcze kilka pytań. Po pierwsze czemu zwiales z domu?
- Ehh... Starzy przegieli. Voldemort ma na nich coraz więcej wpływu- odpowiedział.
- Dobra, a teraz racz mi wytłumaczyć o co poszło ze ślizgonami?- spytałam i uważnie patrzyłam czy nie kłamie.
- Nooo... Bo, oni obrażali niektóre osoby... i groziły niektórym osobom i całkiem przez przypadek to usłyszeliśmy...
- Którym osobom?
- Dobra Syriusz, nie ma co owijać w bawełnę. Broniliśmy honoru twojego i Lily. Snape tam byl i gadał takie rzeczy, że myślałem, że wywalę go na tory- odpowiedział za Blacka Potter.
- No to już wiesz...- zakończył swą wypowiedź Łapa.
- I to był powód, żeby się bić? Normalnie jak dzieci. Jakby była potrzeba, sama bym im przywaliła- powiedziałam i się wyprostowalam.
- Nie bądź taka do przodu- zaśmiał się Black.
- Tak? A chcesz się bić?- spytałam ze śmiechem.

Reszta drogi zleciała szybko. Gadaliśmy, śmialiśmy się i graliśmy w Eksplodującego Durnia.

W Hogwarcie jak zwykle panowała ciepła atmosfera. Tiara Przydziału w tym roku nie starała się zanudzać i szybko przydzieliła nowych do ich domów. Jednakże zanim zaczęła się uczta Dumbledore zabrał głos.
- Drodzy uczniowie, w tym roku wyjścia do Hogsmeade zostały ograniczone do minimum. W świecie czarodziejów panują ciemne czasy. Póki Voldemort żyje nie możemy narażać waszego zdrowia i życia. Proszę was o wyrozumiałość i przestrzeganie mojej decyzji- tu jednoznacznie spojrzał na Huncwotów.

Im nie było do śmiechu, jak i również mi. Mina Lily i Dorcas pokazywała jedynie strach. Chwyciłam Lily za rękę.

- Silni będziemy tylko razem. Nie wolno nam pokazać, że się boimy- szepnęłam na ucho rudej.

Dziewczyna pokiwała głową i nic nie powiedziała. Jedzenie pojawiło się na stołach.

Następne dni w Hogwarcie były spokojne. Nauczyciele nie zadawali tak wielu zadań domowych i całe życie w szkole zrobiło się bardziej spokojne i ciche. Do Hogsmeade można było wychodzić tylko raz w miesiącu w określoną sobotę. Nikt nie łamał zakazu... Dobra... Prawie nikt. Huncwoci co chwilę wychodzili po coś do wioski.
W moim życiu też coś się zmieniło. Wciąż czułam niepokój, miałam wrażenie, że ktoś wciąż mnie obserwuje. To było przytłaczające. Nie mogłam się skupić na podstawowych czynnościach, bo za plecami czułam cień.

Dziś miał być dzień, jak każdy inny. Była godzina obiadu, a ja nie byłam głodna. Samotnie wyszłam na błonia. Będąc przy wierzbie bijącej poczułam uścisk na ramieniu. Mój instynkt kazał uderzyć niezidentyfikowanego osobnika, ale nie zrobiłam tego. Powoli obróciłam się do osoby, która zakłócała mój spokój.

- Azazel? A ty po co tu?- spytałam prowadząc go za drzewo.
- Muszę ci coś pokazać. Ufasz mi?
- Tak- odpowiedziałam i wtedy przeniosłam się gdzieś w odmęty jego myśli.

Łowczyni na pół etatu II HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz