Rodział IX

3.2K 269 329
                                    

Podróż powrotna rozpoczęła się z samego rana tuż po śniadaniu, którym obdarzyli was członkowie tamtejszego wydziału. Po wielu podziękowaniach z ich strony w imię ludzkości, w końcu mogliście zamknąć rozdział z tym całym powrotem do Podziemii. Podczas jazdy nie odezwaliście się z Levi'em ani słowem. Było ci to na rękę. Przynajmniej nie musiałaś znosić jego kąśliwych uwag i suchych jak wiór odzywek.

Oznaczało to również powrót do oddziałowej rutyny. Trening miałaś wznowić już następnego dnia. I tak też właśnie się stało.

— I jak tam misja z Kapitanem? — już z samego rana napadła cię Petra. — Rany, zazdroszczę ci. Mogłaś spędzić z nim tyle czasu, podczas gdy ja musiałam siedzieć tutaj z tymi pajacami z oddziału — mruknęła, siadając na łóżku i krzyżując ręce na piersiach.

— To raczej ja zazdroszczę tobie — odparłaś. — Wcale nie chciałam tam jechać. To był rozkaz odgórny Erwina. Wolałabym siedzieć tutaj z chłopakami z oddziału przez tydzień, niż spędzić jeszcze choć jeden dzień z tym bucem — dodałaś.

— Zwariowałaś? — pisnęła dziewczyna. — Nie mogę uwierzyć, że nadal masz o nim takie okropne zdanie. Przez te kilka dni mogłaś go poznać, jak nikt inny z nas — powiedziała rozgoryczona. Serio?

— Cóż, jak widać moja opinia się nie zmieniła — wzruszyłaś ramionami. — Możesz dalej na niego polować — dodałaś z przekąsem. Każdy doskonale wiedział, że Petra jest zakochana po uszy w Kapitanie Levi'u. Niech go sobie weźmie. Nie miałaś z tym absolutnie żadnego problemu. Co więcej, taki obrót sprawy mógłby wyjść ci na dobre. Pytanie tylko, czy Kapitan pamiętał jeszcze, czym takim jest miłość, bo odniosłaś wrażenie, że przez ostatnich kilka lat zatracił w sobie resztki ludzkich uczuć. — To co, idziemy? — uniosłaś pytająco brwi.

— Idziemy — powtórzyła dziewczyna i razem ruszyłyście na pole treningowe.

Ćwiczyliście dość powszechny szyk, a raczej osobne niszczenie drewnianych tytanów, którzy wyłaniali się w różnych częściach lasu. Sama dziwiłaś się, jak łatwo przychodziło ci wycinanie z ich karków kawałka drewna. Niestety, były to tylko ich kiepskie podobizny. Obawiałaś się, czy rzeczywiście byłabyś w stanie poradzić sobie z prawdziwym.

Użyłaś sprzętu, aby rozprawić się z całkiem dorodną karykaturą i gdy już miałaś podążyć dalej, niespodziewanie drewniany tytan wyrósł tuż przed twoimi oczami. Nie miałaś szans wyhamować ani zmienić toru lotu. Wpadłaś w niego jak kanapka z dżemem rzucona o szybę i poleciałaś w dół, łamiąc kilka gałęzi po drodze. Mimo że upadłaś na runo, to i tak dość boleśnie odczułaś tego skutki.

— Ała — mruknęłaś i chwyciłaś się za kostkę. Mimo że bolało cię w zasadzie całe ciało, to chyba jednak ten ból odczułaś najbardziej.

— [Imię], nic ci nie jest? Widziałem, że mocno oberwałaś — nagle ujrzałaś Anthony'ego, który płynnie przyleciał do ciebie na sprzęcie, wyłaniając się niewiadomo skąd. Widocznie musiał trenować gdzieś blisko, kiedy usłyszał twój żałosny plask o drewno.

Anthony był najmłodszym żołnierzem z całego oddziału. Wywnioskowałaś, że był młodszy od ciebie o jakieś dwa lata. Miał ciemne włosy i zarost, który dodawał nieco męskości jego młodej twarzy. Jego oczy przypominały trochę dwa, duże węgielki, a zadarty nos dodawał mu niesamowitego uroku.

— Nie wierzę, ten tytan wyrósł mi dosłownie przed nosem — syknęłaś. — Nie miałam nawet jak zmienić toru lotu! — warknęłaś. Byłaś zła na siebie i na to, jak mogłaś pozwolić sobie na takie upokorzenie.

— Nie obwiniaj się, widziałem całe zajście. Nikt nie zdążył by wyhamować. Szczęście, że jesteś cała — odparł chłopak i podał ci rękę. Przyjęłaś ją, jednak ból kostki dał się we znaki i kiedy tylko  wstałaś, lekko się zachwiałaś. Pomógł ci jednak Anthony, który przytrzymał twoje niestabilne ciało.

⚔ Levi x Reader ⚔ Kapitan z Podziemii ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz