Rozdział XII

3.3K 258 661
                                    

Odniosłaś wrażenie, że przez kilka kolejnych dni McKenzie unikał cię jak ognia. Praktycznie w ogóle z tobą nie rozmawiał i unikał kontaktu wzrokowego. Szczerze to wcale się mu nie dziwiłaś. Sama przyznałaś, że ponowne spojrzenie sobie w oczy może być dość niekomfortowe.

Przełom nastąpił dopiero pewnego wieczoru, kiedy kolacja dobiegła końca, a wy zbieraliście się już do swoich pokojów. 

— [Imię], czy możemy pogadać? — zatrzymał cię, kiedy wychodziliście ze stołówki praktycznie jako ostatni. Niepewnie przytaknęłaś głową. — Słuchaj, ja... — westchnął, patrząc wszędzie, tylko nie na ciebie. — Przepraszam cię. Nie wiem, co wtedy sobie myślałem. Wybacz, ale chyba jestem jeszcze gówniarzem, który nie do końca ogarnia życie, ale czy... Może być tak jak dawniej? Czy możemy zachowywać się tak, jakby tamtej rozmowy w ogóle nie było? — spytał. — Kiepsko wychodzi mi unikanie cię. Właściwie, to nie chce tego robić. Wolałem razem z tobą obgadywać pozostałych i biegać dodatkowe kółka, gdy kapitan się wkurzał — powiedział, nerwowo się uśmiechając. Cóż... Musiałaś przyznać, że kompletnie się tego nie spodziewałaś. W pierwszej chwili nie wiedziałaś nawet, co takiego powinnaś powiedzieć.

— Też wolałam biegać z tobą dodatkowe kółka — bąknęłaś w końcu z cieniem uśmiechu na twarzy. — Jeśli tak chcesz, to nie było tematu — dodałaś. Mówiłaś prawdę. Podczas treningów strasznie brakowało ci jego towarzystwa. Unikał cię, podczas gdy ty unikałaś Levi'a.

— Mam nadzieję, że nie przysporzyłem ci przez to żadnych zmartwień, a jeśli tak, to naprawdę przepraszam. Nawet nie wiesz, jak mi głupio i jak teraz mi ulżyło — powiedział wyraźnie odprężony.

— Daj spokój, było, minęło. Teraz znów możemy zbierać wspólne zjebki od kapitana — rzekłaś i uśmiechnęłaś się.

Tak przejęłaś się zaczepką chłopaka, że nie zauważyłaś nawet Generała Smitha z herbatą, który kroczył z naprzeciwka i którego przypadkowo szturchnęłaś ramieniem. Wylał zawartość filiżanki na podłogę, a przy okazji na swoją koszulę.

— O mój Boże, przepraszam pana! — pisnęłaś i odskoczyłaś zatykając usta rękoma.

— Oh, nic się nie stało — powiedział Smith. — Tylko... Czy mogłabyś pójść po jakiegoś mopa? Wytrzyjmy to nim ktoś to rozdepta — dodał, a sam podjął się próby wytarcia cieczy ze swojej koszuli. 

— Tak, oczywiście — bąknęłaś i ruszyłaś w kierunku schowka na różne detergenty i przyrządy czyszczące. 

— Pójdę z tobą — zaproponował nagle Anthony, który był świadkiem ów zajścia.

— Ach, McKenzie, mógłbyś odnieść tą filiżankę na zmywak? Będę bardzo wdzięczny — wyrwał nagle Erwin, wciskając mu kubek, nim tamten zdążył zareagować.

— P-pewnie — powiedział trochę oszołomiony i wypełnił polecenie.

Szybkim krokiem zmierzałaś w kierunku kanciapy. Może i wylanie na kogoś herbaty nie było wielkim występkiem, ale czułaś się jednak trochę głupio. W końcu to przez twoją nieuwagę Generał poplamił sobie koszulę. Dotarłaś do celu i nie zauważyłaś nawet światła z pomieszczenia, które prześwitywało przez szparkę. Wparowałaś do środka i lekko podskoczyłaś, gdy niespodziewanie zobaczyłaś Levi a, który stał na stołku i chyba czegoś szukał na wyższych półkach. Zmierzył cię przelotnym spojrzeniem, natomiast ty starałaś się sprawiać wrażenie, jakbyś w ogóle go nie widziała. Zaczęłaś błądzić po niewielkim schowku wzrokiem w poszukiwaniu sprzętu.

— Wiesz, gdzie jest mop? — spytałaś w końcu z bólem serca.

— Powinien być w kącie — odparł oschle. We wskazanym miejscu jednak nic nie było. — Jednak nie zdziw się, jeśli go nie znajdziesz. Brakuje połowy asortymentu — dodał, widząc kątem oka twoje uporczywe poszukiwania.

⚔ Levi x Reader ⚔ Kapitan z Podziemii ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz