Rozdział XX

3K 242 250
                                    

— [Imię]? Ach, tak, wiem co tu robisz — powiedział Erwin już na samym wejściu, gdy tylko po zapukaniu do drzwi weszłaś do jego gabinetu. — Pewnie dowiedziałaś się o kolejnej ekspedycji, ale nie ma mowy. Nie pozbierałaś się jeszcze po poprzedniej, nie byłabyś w stanie się na nią wybrać. Musisz poczekać do kolejnej — dodał.

— Generale, chciałabym złożyć rezygnację — wypaliłaś, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą.

— Ile razy mam mówić, że nie zdążysz dojść do siebie do jutra? To... — ciągnął. — Zaraz, co? — nagle urwał, marszcząc swoje brwi wolności i przerywając swoje grzebanie w papierach, aby na ciebie spojrzeć. — Jaką rezygnację?

— Przepraszam. Myślałam, że dam sobie jakoś radę, jednak ojciec chyba miał rację. To wszystko mnie przerosło. Po stracie oddziału, ja... Doszłam do wniosku, że naprawdę nie nadaję się na zwiadowcę — powiedziałaś, czując ogromną gulę w gardle, która chciała zahamować potok słów.

Jesteś pewna? — spytał Erwin, mierząc cię wzrokiem spod krzaczastych brwi.

— Tak — odpowiedziałaś natychmiast, nie chcąc tracić chwili na wahanie. — Przepraszam — dodałaś, czując potworny wstyd.

Tak właśnie wyglądała rozmowa, którą przeprowadziłaś dosłownie kilka chwil temu i która teraz nie potrafiła wyjść z twej głowy. Poczułaś się tak, jakby właśnie ktoś solidnie uderzył cię cegłą prosto w przyłbice. Przez te wszystkie lata marzyłaś, aby zostać Zwiadowcą, a teraz, gdy w końcu ci się udało, rezygnowałaś. Miałaś jednak w tym swój cel. Przecież nie chciałaś, aby Levi miał przez ciebie jakiekolwiek problemy. Nie chciałaś, aby jeszcze kiedykolwiek musiał wybierać pomiędzy tobą, a zdrowym rozsądkiem.

Następnego dnia miała odbyć się kolejna ekspedycja za mur. W końcu poprzedni raz był aż miesiąc temu. Miesiąc, który przeleżałaś w szpitalu, czując się jak ostatnia idiotka. Nazajutrz mieli cię wypuścić, a już kolejnego dnia miałaś na zawsze opuścić Korpus Zwiadowczy.

Mimo wielu przekonań ze strony Smitha, nie chciałaś zmienić swojej dezycji. Nie spałaś przez to całą noc, a kiedy już udało ci się zasnąć, budziłaś się po kilku minutach dręczona przez koszmary, w których pojawiali się zmarli już członkowie Oddziału Levi'a.

Jednak jeden z nich zamiast wzbudzić w tobie przerażenie sprawił, że poczułaś się nader spokojna.

Wystąpił w nim Anthony, z którym wesoło biegłaś kolejne już z rzędu okrążenie, które zlecił wam Kapitan.

— Słyszałem, że odchodzisz ze Zwiadowców — powiedział.

— Tak, ja... Myślę, że jedyne wyjście — westchnęłaś. — Zginęliście przeze mnie. Gdybym tylko...

— Co ty gadasz, [Imię]? — przerwał ci chłopak takim tonem, jakby właśnie rozmawiał z największą idiotką świata. — Gdybyś wtedy nie odbiegła, zginęłabyś razem z nami. Nawet Kapitan nie byłby w stanie nam pomóc. Brakowało nam doświadczenia, poza tym przysięgaliśmy, że jesteśmy gotowi na śmierć dla dobra ludzkości. Ludzkość to też ty — dodał.

— Co ty wygadujesz? — zatrzymałaś się i zmarszczyłaś brwi. — I dlaczego rozmawiasz ze mną tak, jakbyś w ogóle nie żywił do mnie urazy? — spytałaś dopiero teraz zwracając uwagę na jego wygląd. Zdałaś sobie sprawę, że nie wygląda już tak, jak wcześniej. Rumiana cera, lśniące włosy, zero jakichkolwiek zadrapań czy oznak wyczerpania. Anthony przypominał ducha.

— Bo nie żywię jej, zrozum. Nie chcę, abyś zadręczała się wyimaginowanym poczuciem winy. To nie w twoim stylu, [Imię] — powiedział. — Ach i jeszcze jedno. Idiotka z ciebie, że rezygnujesz tylko dlatego, aby Kapitan o tobie zapomniał. Teraz znam już całą prawdę, a ty wkrótce przekonasz się, jak wielki błąd popełniasz — dodał tajemniczo. — Wybacz, muszę już iść. Oluo woła mnie na partyjkę pokera — dodał. Jego obraz powoli zaczął znikać wyglądając tak, jakby właśnie rozdrabniał się na miliony cząsteczek.

⚔ Levi x Reader ⚔ Kapitan z Podziemii ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz