Zabawa trwa w najlepsze. Znaczy inni się bawią, a ja siedzę przy barze na hokerze i rozmawiam z barmanem. Barman to taki poalkoholowy psycholog. Specjalnie ignoruje Camilę, nasza niedojrzała i nieodpowiedzialna gra trwa. Nie dam za wygraną, nie tym razem. To mój czas. Nie powinnam podejmować tak ważnych decyzji pod wpływem alkoholu. No ale o konsekwencje będę martwic się jutro. W mojej głowie zrodził się plan. Zamieniłam jeszcze z barmanem kilka zdań, zamówiłam taksówkę, dopiłam drinka i wyszłam. Miało być to tak przerysowane i efektowne wyjście niczym w filach, jednak alkohol który wypiłam nie dał mi tego zrealizować tak jak bym chciała. Co najważniejsze klub opuściłam o własnych siłach. Na całe moje szczęście, już czekała na mnie taksówka. Wsiadłam nieporadnie do pojazdu, podałam adres i ruszyliśmy. Trafiłam na ten rodzaj taksówkarza który nie rozmawia podczas jazdy. Idealnie. Mogłam podziwiać miasto skąpane w ciemności i świetle neonów. O tej porze jest tu tak spokojnie. Nie ma aut, ludzi, życia. Teraz wygląda to tak jakby wszystko się zatrzymało. Stanęło w miejscu. Światła neonów rozmazują mi się tworząc kształty niczym pojedyncze pociągnięcie pędzlem. W dzień jest tu szaro, pełno ludzi, hałasu. Teraz wygląda to inaczej. Niczym druga strona medalu, ale ta lepsza. Moja kolorowa podróż powoli dobiegała końca, ponieważ zaczęłam rozpoznawać już budynki. Westchnęłam ciężko. Z torebki wygrzebałam odpowiednią ilość pieniędzy i wręczyłam taksówkarzowi. Postanowiłam wejść jeszcze do kiosku i kupić papierowy. Zachowam je na później.
Pokonywałam kolejne schody by stanąć pod drzwiami. Z kluczami w ręku przyglądałam się, nadmiernie ciekawej smudze lakieru. Zrobię to dziś. Nie można tego odwlekać w nieskończoność. Zebrałam w sobie całą odwagę. Wybrałam klucz, wsadziłam do zamka, przekręciłam. Drzwi się otwarły. W mieszkaniu cicho. Jakby nikogo nie było. Weszłam z bijącym sercem do środka i wtedy oślepiło mnie światło.
-Co jest kurwa?- syknęłam, nie spodziewawszy się tego, że światło zostanie włączone.
-Mogę się o to samo zapytać?- usłyszałam zdenerwowany głos Jima. -Co z tobą? Nie odzywasz się gdy dzwonie. Nie odpisujesz. Nie mam pojęcia co się z tobą dzieje.- założył ręce na piersi. Ja w tym czasie usiłowałam zdjąć buty, co mi kiepsko szło. -I w dodatku jesteś pijana!- krzyknął.
-Zamknij się. Obudzisz sąsiadów.- powiedziałam, kiedy w końcu udało mi się ściągnąć vasnsy. Kto wymyślił sznurówki.
-Teraz o tym myślisz. No fantastycznie.- odwrócił się na pięcie i zaległ na kanapie.
-A o czym mam myśleć? O tym jak wydajesz nasze pieniądze na kurwy? - aż zauważyłam jak zesztywniał. -Wybacz, moje pieniądze. Ty swoich nie masz bo wszystko wydałeś.-
Jim wstał i stanął naprzeciw mnie. Pobladł.
-Myślałeś, że się nie dowiem?Zabawne jest też to, że tuż po tym mi się oświadczyłeś. Wspominałeś o dziecku. Dobrze, że nie byłam taka głupia i nie dałam się złapać.- chłopak zrobił się zielony na twarzy. Nerwy go zjadają i w sumie dobrze. To koniec. -Jim to koniec.- powiedziałam dumnie.
-Jak to koniec?- wydukał. Niemal płakał.
-Normalnie. Koniec między nami. Już cię nie kocham. - skierowałam się w stronę kanapy, trącając go barkiem, a on stał jak posąg. Ha! 2:0 dla Lauren. -Mogę mieć do ciebie jeszcze prośbę? - zapytałam, rozsiadając się wygodnie.
-Jaką?- pisnął.
-Masz się wynieść. Ja za wszystko płacę. Ja wynajmuje to mieszkanie. Jutro o dwunastej przed drzwiami znajdziesz spakowaną walizkę. A i jeszcze jedno. - odwróciłam się do chłopaka który stał z grobową miną. -Przynieś mi piwo.- włączyłam dumna ale i kurewsko wystraszona telewizor.