2

323 34 19
                                    

Patrzę na Jima jak na szczeniaka który pogryzł moje ulubione kapcie. W duchu mam nadzieje, że tym razem nic poważnego się nie stało. Jego zmarszczone czoło i pokorna mina rozwiewają moją złudną nadzieję. Oparłam się wygodniej na kanapie i założyłam ręce pod piersiami. Jim w mgnieniu oka podszedł i usiadł obok mnie.

-Lauren wiesz jak ciebie kocham, prawda?- zapytał, ze zdenerwowany. Gdy usłyszałam jego głos wiedziałam, że ta sprawa jest poważniejsza niż te do tej pory. Jego nerwowość udzieliła się i mi. Nie wiedziałam czego się spodziewać tym razem.

-Tak wiem, Jimmy.- odparłam, nie pokazując po sobie tego, że się niepokoje tym, co zaraz usłyszę. Położył mi brudną od smaru dłoń na kolanie.

-Kupiłem ci kwiaty.- wręczył mi wspomniany przedmiot, i ucałował w czoło. Lubiłam dostawać od niego takie słodkie całusy mimo, że wiem co oznaczał ten. Uniosłam piękny bukiet różowych tulipanów do nosa.

-Dziękuje. Wstawię je do wazonu.- uśmiechnęłam się do niego i wstałam z kanapy. Podeszłam do aneksu kuchennego wyjmując z szafki szklany wazon. Odłożyłam kwiaty na blat i nalałam wody do wazonu. Wstawiłam kwiaty do naczynia. Przedmiot postawiłam na parapecie. Jim w tym czasie obserwował mnie opierając się o filar, będący na środku naszego mieszkania.

-Ja chciałem ci coś powiedzieć.- podrapał się po głowie. Spojrzałam na niego. Na jego twarzy malował się smutek.

-Co takiego Jimmy?- zapytałam i podeszłam do niego, łapiąc go za ręce.

-Zwolnili mnie.- wymamrotał. Serce mi zamarło. Co mógł takiego zrobić, że go zwolnili. Nie wyobrażam sobie tego. Głownie z jego wypłaty się utrzymywaliśmy dlatego, że z mojej jest opłacany czynsz za mieszkanie. Jeżeli nie znajdzie szybko pracy, będziemy musieli wrócić na wieś, a tego nie przeżyje. Już się zdążyłam zadomowić w dużym mieście i nie wyobrażam sobie tego bym musiała teraz przenieść się do rodziców. Odrzuciłam od siebie najgorsze scenariusze i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie oczami zbitego psa, a mi serce miękło, kiedy te duże kryształy wpatrywały się we mnie.

-To nic Jim. Znajdziesz coś innego. Świat się nie kończy na zakładzie Franka, a pamiętaj, że to duże miasto.- chłopak przytulił mnie. -Dużo ludzi i jeszcze więcej samochodów które się psują. Na pewno coś się uda znaleźć. - popatrzył w moje oczy i złożył pocałunek na moich ustach.

-Dziękuję Lauren. Jesteś najlepsza na świecie.- powiedział.- Kocham cię.- znów mnie pocałował. Jego pocałunki były słodkie przepełnione troską ale już nie wywoływały u mnie tego przyjemnego prądu co kiedyś.

-Kocham cię.- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.  To nie był szczery uśmiech. Ta sytuacja raczej wywołała u mnie smutek.

-Lece pod prysznic. Dzisiaj ty wybierasz film.- zmarszczył czoło w ten charakterystyczny dla siebie sposób i zniknął za drzwiami łazienki.

Opadłam na kanapę z głową pełną obaw. To co powiedziałam Jimowi było prawdą, jednak mnie nie przekonało. Oparłam łokcie na kolanach, i ukryłam twarz w dłoniach. Moja wyobraźnia płatała mi figle i cały czas przed oczami miałam to, jak wracam do rodzinnego domu na farmę. Nie miałam nic przeciwko mieszkaniu tam. Jednak już zasmakowałam niezależności i chciałabym tu zostać. Nie chciałam z tego wszystkiego rezygnować. Po pierwszej fali załamania, smutku, obaw i wątpliwości, wstałam i wyciągnęłam laptop z szafki pod telewizorem. Otworzyłam go i w czasie kiedy się uruchamiał, zrobiłam sobie kolejną porcje herbaty. Postawiłam kubek na blacie stolika i chwyciłam laptop. Włączyłam przeglądarkę i weszłam na stronę, gdzie ogłaszali się pracodawcy, szukający pracowników. Znalazłam kilka ciekawych ofert. Wstałam i wyciągnęłam z szafki karteczki samoprzylepne i długopis. Spisałam na oddzielnych karteczkach numery telefonów,  nazwy firm i stanowiska na które Jim mógł aplikować. Po przejrzeniu strony z ofertami pracy nabrałam nadziei, że jednak szybko uda mu się znaleźć coś nowego. Teraz był duży popyt na mechaników, lakierników albo spawaczy. Chłopak przyuczał się w prawdzie na kowala ale w innych rzeczach także się doskonale odnajdywał. Motoryzacja była jego 'konikiem' i kiedy ktoś zagadał go w tym zakresie, wykazywał się dużą wiedzą. Z zapałem mówił o autach, silnikach, cylindrach czy innych rzeczach o których ja nie miałam pojęcia.

Moją uwagę przykuło ogłoszenie na jasnożółtym tyle, z banerem wyróżnione. Z ciekawości kliknęłam w nie. W ogłoszeniu pisało, że praca polegałaby na pilnowaniu dziecka, a zakres obowiązków obejmował pilnowanie pory snu, odbieranie ze szkoły, pilnowanie posiłków i towarzystwo. Przejrzałam wymagania i doznałam olśnienia! Przecież spokojnie mogłam aplikować na to stanowisko! Spełniałam wszystkie wytyczone wymagania.  Po za tym zakres obowiązków nie sugerował tak dużej zapłaty. Kiedy jednak spostrzegłam ile pieniędzy oferowano bez większego zastanowienia chwyciłam telefon i wybrałam numer. Może to próżne z mojej strony ale nie chce wracać do rodziców. Mogłam sprawiać wrażenie, że tam działa mi się krzywda, jednak to nie prawda. Po prostu tam nie pasowałam. W głowie przypomniały mi się słowa mamy: "to teraz jesteś miastowa." Czy jestem? Pewnie tak.

-Halo?- nagle w słuchawce rozbrzmiał kobiecy, bardzo przyjemny głos.

-Dzień dobry, dzwonie w sprawie ogłoszenia o prace.- powiedziałam, dumna ze swoje głosu, że brzmiał tak pewnie.

-Dzień dobry, mogłaby mi pani przybliżyć o które ogłoszenie chodzi?- zapytała zapewne sekretarka osoby która zamieściła ogłoszenie.

-Chodzi o zajmowanie się dzieckiem.-

-A tak! Już chwila. Musze przełączyć bezpośrednio do szefowej.- powiedziała kobieta, a ja przybiłam sobie piątkę, bo wiedziałam, że to nie ona zamieściła ogłoszenie. - Proszę sekundę poczekać.-  w słuchawce rozbrzmiała muzyka, niczym ta charakterystyczna dla podróży w  windzie. 

-Cabello, mów.- burknął kobiecy głos. Budził on respekt. Gdyby ta kobieta była nauczycielką z pewnością bym się jej przeraźliwie bała.

-Dzień dobry, moje nazwisko Jauregui. Dzwonie z ogłoszenia o prace.- powiedziałam drapiąc się po karku. Nastała cisza, a ja przymrużyłam oczy, odchylając głowę do tyłu. Czułam dziwne zdenerwowanie, a serce waliło mi jak młotem.

-No tak, przypomniałam sobie. Poszukuje nowej protegowanej dla córki. Poprzednia zrezygnowała bo zaszła w ciąże. Rozumie pewnie pani.- powiedziała pośpiesznie pani Cabello.

-Oczywiście, że rozumiem.- pomyślałam, że jak odpowiem pełnym zdaniem to wyjdę na bardziej oczytaną osobę.

-Nie mam całego dnia. Proszę się jutro zjawić w CC International o godzinie 16. Dziękuje za telefon. - po tych słowach rozłączyła się.

Nieco zdezorientowana popatrzyłam w telefon. Cała rozmowa trwała około sześciu minut, a połowę czasu czekałam na przełączenie. Jednak zadowolona z obrotu spraw odłożyłam telefon i chwyciłam laptopa. Sprawdziłam na jakiej ulicy jest CC international. Zmarszczyłam nos widząc, ze będę musiała tam jechać dwadzieścia minut autobusem. Jednak wizja tak dużej wypłaty nakręcała mnie aby jednak spróbować.

Z internetu dowiedziałam się, że właścicielką firmy kosmetycznej jest niejaka Caroline Cabello.* Jednak nie było nigdzie wzmianki o jej rodzinie. Musze się przyznać sama przed sobą, że byłam ciekawa w jakim wieku jest jej córka.

Drzwi od łazienki otworzyły się, a z niej wyszedł Jim. Czysty, ogolony, z mokrymi włosami i w samych majtkach. Schylił się by mnie objąć od tyłu, a ja wtuliłam się w jego, pachnącą żelem pod prysznic rękę. Byłam z siebie zadowolona, że umówiłam się na rozmowę o prace. Jednocześnie denerwowałam się jutrzejszym spotkaniem, ze sprawiającą wrażenie surowej kobietą, możliwe moją przyszłą pracodawczynią.

*na potrzeby ff imię zostało zmienione

the sweetest poisonWhere stories live. Discover now