13

292 36 5
                                    

Stałam i patrzyłam jak brunetka pakuje torby do bagażnika golfa. Nie mogłam w to uwierzyć. Miałyśmy zaplanowaną trasę i kłamstwo dla matki Camili. Przecież dziewczyna z tym statusem społecznym nie może włuczyć się po farmach. Ona była niezwykle zadowolona. Jej dobry nastrój czasami udzielał się również mi, jednak moje wątpliwości i najciemniejsze myśli szybko do tłumiły. Nie odbieram od Jima, nie odpisuje mu. Nie chcę mieć z nim kontaktu. Przynajmniej narazie. Muszę trochę ostudzić emocje i z nim porozmawiać. Chcę poznać jego wersje.

Jechałyśmy autostradą. Camila zachwycała się krajobrazami. Rozciągnięte pola, łąki i pastwiska na których pasły się owce, podziwiała je wielkimi oczami. Ja już przywykłam do tego i nie sprawiało mi to tak wielkiej przyjemności. Przysięgam, że jej uśmiech jest bardzo ładny, a to spojrzenie sprawia, że oddech można stracić, pragnie się by tak patrzyła na ciebie. Oczywiście ja tego nie chciałam. Camila była moją przyjaciółką. Absolutnie mogę przyznać, że najlepszą jaką miałam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jeden dobry uczynek sprawi, że tak mnie polubi. Prawda jest taka, że zrobiłam to dla pieniędzy, nie dla niej.

Zajechałyśmy do mojego miasteczka. Nic się nie zmieniło. Te same budowle, sklepy, ten sam klimat. Wyglądało to tak, jakby czas dla tego miejsca się zatrzymał. Kiedy na skrzyżowaniu za nami stanęła konna dorożka, Camila uklękła na siedzeniu, otworzyła szybę i wychyliła głowę przez okno. Dziewczynie omal nie wypadły oczy z orbit. Nic dziwnego. W tych czasach spotkać konie, krowy lub owce. Śmiałam się z jej reakcji bo dla mnie, to było normalne. Sama uwielbiałam konie i skrycie nie mogłam się doczekać kiedy znów zobaczę naszą klacz.

Wjeżdżając na podjazd dało się poczuć zapach szarlotki którą piekła moja mama w każdą niedziele. Zaparkowałam w takim miejscu by samochód nikomu nie przeszkadzał. Brunetka wysiadła. Minę miała nieco nieswoją. Wyglądała jakby cała jej odwaga i pewność siebie wyparowały.

Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i spojrzałam w kierunku dźwięku. Na ganku stała moja młodsza siostra i wyglądała jakby zobaczyła ducha. Nie zapowiedziałam się dlatego była zdziwiona. Brunetka stała za mną wszystko obserwując.

-Mamo! Lauren przyjechała!- krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Mocno mnie objęła, a ja ją. Dawno jej nie widziałam. Miała dużo dłuższe włosy i była znacznie wyższa.

-Stęskniłam się.- powiedziałam.

-Ja za tobą też. Kto to?- wskazała na Camilę. Nie odpowiedziałam jej bo na drewniany ganek wyszła moja mama.

-Dawno cię tu nie było.- powiedziała, uśmiechając się. Jej twarz nabyła kilku nowych zmarszczek, a włosy już nie miały takiego połysku jak kiedyś, ich kolor się zmieniał przez pojawiające się siwe włosy.

-Ale nic się tu nie zmieniło.- powiedziałam i uściskałam kobietę.

-Czyj to samochód?- zapytała, nie wypuszczając mnie z objęć.

-Wypożyczony.- odpowiedziałam i wyrwałam się z uścisku. Nie chciałam żeby poczuła jak mi serce łomota z powodu kłamstwa.

-Stać cię?-

-Mówiłam, że znalazłam prace dorywczą.- miałam ochotę przewrócić oczami.
Taylor z zainteresowaniem przyglądała się brunetce o której, w tym momencie całkowicie zapomniałam.

-A to kto? I gdzie Jim?- zadawała kolejne pytania które odczuwałam niczym torpedy.

-Mamo, może wejdziemy do środka.- pokazałam Camili skinieniem dłoni aby do nas dołączyła. -To jest Camila. Moja przyjaciółka z uczelni.- brunetka podała mamie dłoń, a mnie dźgnęła łokciem w bok na moje kłamstwo.

-Miło mi panią poznać.- uśmiechnęła się słodko brunetka.

-Mi również. Cieszę się, że Lauren ma przyjaciółki. Nigdy nie była zbyt koleżeńska.-

-Mamo.- przewróciłam oczami, a ona posłała mi karcące spojrzenie.

-Chodź upiekłam ciasto.- złapała Camile w dole pleców, popychając w kierunku wejścia. Ze skrzywioną miną ruszyłam za nimi.

-Zanim Lauren usidliła Jima, nie pomyślałabym, że będzie z kimś w związku.- niemo pokazałam Camili, żeby trzymała buzie na kłódkę i nie ciągnęła tematu chłopaka z moją mamą. Na wszelkie pytania o Jima miałam przygotowane odpowiedzi, a raczej kłamstwa. Kolejne. Camila tylko przytaknęła skinięciem głowy. Usiadła na krześle przy stole. Położyła łokieć na stole, a na dłoni ułożyła głowę. Udawała zainteresowaną tym, co mówi moja mama. Ewentualnie była zainteresowana. Usiadłam na moim ulubionym fotelu w rogu pokoju. Tato dostał go jeszcze od swojej prababci w prezencie na przeprowadzkę. Gdyby widziała czego się dorobił byłaby z niego dumna. W przeciwieństwie ze mnie.

-Lauren jest taka nieśmiała. Cieszę się, że ma na uczelni przyjaciół.- uśmiechnęła się szeroko kobieta i podała Camili na talerzu kawałek ciasta.

-W rzeczy samej, Lauren jest nieśmiała.- brunetka uśmiechnęła się do kobiety. Kiedy ona się odwróciła by przynieść łyżeczki, pomachała do mnie sugestywnie brawami. Przewróciłam oczami.

-Mamo, gdzie jest tata?- zapytałam, biorąc w ręce talerz.

-Pojechał z Handsonemnad jezioro.-

-Na ryby?- ukroiłam kawałek ciasta.

-Tak.- miała coś jeszcze dopowiedzieć ale do kuchni wpadła zdyszana Taylor.

-Lauren! Konie uciekły!!- wykrzyczała. Zerwałam  się z fotela jak oparzona. Wybiegłam z domu. Złapałam powróz, zawieszony na gwoździu na stodole. Rozglądnęła się i w zbożu dojrzałam dwie ciemne kropki. Zaczęłam biec ile miałam sił w nogach. Przeskoczyłam rów i biegłam przez pole zboża sięgającego mi niemal po piersi. Na moje szczęście konie zatrzymały się na łące. Powoli podeszłam do nich. Obok starej klaczy stał źrebak, a niedaleko nich niedawno zakupiona przez mojego tatę, tarantka. Moja słaba kondycja dała o sobie znać, poczułam kłucie w dole brzucha.

-Kenzi.- nawoływałam starszą klacz. Zobaczyła mnie i niemal od razu się uspokoiła. Podeszłam do niej i pogłaskałam po pysku. Tęskniłam za tym zwierzęciem. Spojrzałam na karego źrebaka. Był uroczy i tak jak Kenzi, miał białą plamkę na pyszczku. Większym wyzwaniem będzie młoda klacz. Widziała mnie może ze dwa razy. Złapałam klacz za kantar i ruszyłam w kierunku młodszego konia. Jeżeli to nie zadziała i się spłoszy to jestem w ciemnej dupie. Powoli, ostrożnie stawiałam kroki w kierunku konia, obserwując jego reakcje. Na szczęście była przyzwyczajona do starszej klaczy i widząc ją ze mną dała się złapać. Zapięłam jej karabińczyk przy kantarze. Trzymając oba konie zastanawiałam się czy opłaca mi się poświecić swoje ulubione spodnie. Raz się żyje pomyślałam. Podprowadziłam Kenzi do bala z sianem. Puściłam ją i weszłam na siano. Przełożyłam nogę przez jej grzbiet, ręka złapałam za grzywę. W drugiej ręce wciąż trzymałam powróz. Usadowiłam się wygodnie na koniu. Źrebak obserwował wszystko co robię. Oddalał się od matki nie więcej jak na pięć metrów. Zwinęłam trochę powróz by drugi koń był bliżej mnie. Szturchnęłam piętami konia, a on ruszył. Czułam ogromną satysfakcję, że udało mi się je złapać. Przynajmniej jedną rzecz mogłam zrobić dobrze bez okłamywania nikogo.

Przyjechałam na podwórko. Camila rozmawiała o czymś z Taylor. Mama pewnie była w domu. Źrebak nas wyprzedził i podbiegł do Taylor. Dziewczyna od razu zaczęła go głaskać, a na twarzy Camili pojawił się tak wielki uśmiech, jak wtedy kiedy ogląda małe zwierzaki na instagramie. Podniosła wzrok na mnie i momentalnie wstała. Z jej twarzy nie mogłam nic wyczytać. Stała i się patrzyła. Zdziwiłam się trochę, że nie usłyszałam żadnego komentarza z jej strony, typu, że widać, że mam wprawę w jeździe na koniu. Taylor pomogła mi zaprowadzić zwierzęta do zagrody. Camila pomogła złapać źrebaka z którym jak się okazało było najwiecej problemów. Czułam na sobie nieustannie wzrok brunetki.

the sweetest poisonWhere stories live. Discover now