Rozdział 4

165 19 1
                                    

Chodziłam po lesie, znajdującym się niedaleko mojego domu. Musiałam wszystko przemyśleć.

Po dwudziestu minutach nogi zaczęły się pode mną uginać. Byłam naprawdę zmęczona, ale nie chciałam wracać do domu. Według mojego telefonu była 20:30. Nagle usłyszałam trzask gdzieś za mną. Obróciłam się, ale nikogo nie zobaczyłam. Szłam dalej i znowu to samo, ktoś złamał gałązke, lecz tym razem po mojej lewej. Wywnioskowałam, że odgłos dochodził z odległości około 50 metrów. Zaczęłam się bać. Astra przybiegła do mnie i zaczęła cicho powarkiwać. To nigdy nie wróży nic dobrego. Spanikowana odwróciłam się i zaczęłam iść żwawym  krokiem w kierunku domu. Przede mną coś przebiegło. Nie widziałam go dokładnie, ponieważ mrok skutecznie mi to uniemożliwiał. Zobaczyłam tylko przebłysk złota. A właściwie to dwie małe, złote kropki, wyglądające jak...oczy. Takie same jakie posiadała ta tajemnicza postać, którą widziałam rano. Kolejny przebłysk, nieco bliżej. Byłam na krawędzi paniki. Resztkami woli powsztrzymywałam się od szybkiej ucieczki. Oglądałam dużo horrorów i, w każdym takie posunięcie najczęściej kończyło się nożem wbitym w plecy. Właściwie żaden nie kończył się dobrze, co nie było zbytnio pocieszające. Kolejny trzask. Astra zawarczała, głośno szczeknęła i rzuciła się w tamtą stronę. Nie miałam pojęcia co robić. Strasznie się bałam, ale przecież nie ma mowy, żebym zostawiła suczkę samą! Rzuciłam się w jej kierunku, potykając się o wystające korzenie i jednocześnie nawołując ją.

Znalazłam się na małej, pustej polanie. Nie słyszałam nic oprócz pohukiwania sowy. Normalnie zatrzymałabym się tutaj i podziwiała widoki, ale teraz nawet o tym nie myślałam. Stałam tam rozglądając się dookoła i zastanawiałam się dokąd pójść.

Nagle ktoś położył mi rękę ja ramieniu. Krzyknęłam przeraźliwie i cofnęłam jednocześnie się odwracając. W ciemności zobaczyłam bladą twarz Matta.

- Nie strasz mnie tak więcej! - wydarłam się na niego. - Przez ciebie prawie zawału dostałam!

Mój komentarz musiał wytrącić go z równowagi, bo wrzasnął:

- Nie musiałbym tego robić gdybyś nie wychodziła! Co ci strzeliło do głowy?!

- Chciałam po prostu wyjść! Zadowolony?!

- Nie! Przez ciebie muszę siedzieć w lesie i cię pilnować!

- Nie jesteś moją niańką - mruknęłam I podeszłam.

- Hej! Katie, gdzie ty znowu idziesz?

- Znaleźć Astrę.

- Głupia dziewczyna.

- Słyszałam - warknęłam.

Szliśmy tak kłócąc się, a ja dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę z tego, że Matt jest w imny jakiś inny. Trochę bardziej gadatliwy, wygląda na mniej zmęczonego ( co zresztą jest bardzo dziwne, ponieważ ja byłam półprzytomna i oczy same mi się zamykały ). Na pewno jego charakter się wyostrzył i chętniej się ze mną kłócił.

Zaczęłam się martwić, ponieważ i ja, i mój przyjaciel nawoływaliśmy psa, a on nawet nie zareagował. Trzeba dodać, że Astra kocha Matta, ciągle go liże,  skacze na niego i chce się z nim bawić.

Wyraźnie widziałam, że mój przyjaciel jest na mnie zły. Kiedy już powiedział dlaczego jestem taka nieodpowiedzialna, naiwna i nieroztropna, zamilkł i szedł obok mnie w milczeniu. Niejednokrotnie mówiłam mu, ze jeśli nie chce nie musi ze mną iść, ale on tylko prychał, mruczał coś, czego nie rozumiałam, i odwracał głowę.

Po chwili usłyszałam ruch przede mną i coś na mnie skończyło. Tym czymś była moja suczka! Śmiałam się kiedy ona lizała mnie po twarzy i merdała ogonem. Wstałam, cała w ślinie i razem z Mattem skierowaliśmy się do domu.

Nie słyszałam już żadnych niepokojących dźwięków, czy cieni. Uznałam, że to chyba urojenia spowodowane zmęczeniem.

Kiedy już staliśmy pod domem powiedziałam:

- Dziękuję...za to, że mi pomogłeś.

- Nie ma sprawy. Ale następnym razem nie zapuszczaj się tam sama - przybliżył się do mnie. - Tam może być naprawdę niebezpiecznie i...no...nie chciałbym...to znaczy my! Ja i Lucas nie chcielibyśmy żeby coś ci się stało.

Wydaje mi się, czy on się zarumienił?

- Postaram się - posłałam mu delikatny uśmiech. - Ale wiesz...niczego nie obiecuję.

- Dlaczego się tego spodziewałem? - westchnął i uśmiechnął. - Do jutra.

- Na razie! - rzuciłam i wbiegłam do domu.

Na górze szybko się wykąpałam. Rozluźniłam się pozwalając wodzie zmyć moje zmartwienia dzisiejszego dnia. Myślałam, że nie zasnę po tym wszystkim, pomimo że byłam tak zmęczona, ale kiedy się położyłam, powieki same zaczęły mi się zamykać i po chwili już spałam.

-------------------

Hej, hej, hej!
Podobało się? Pisałam ten rozdział dwa dni :D A właściwie to dwa wieczory, ponieważ musiałam się uczyć :<
Zachęcam do głosowania i komentowania, ponieważ to naprawdę motywuje. Wiem, że na razie nic się nie dzieje, ale za kilka rozdziałów zacznie się rozkręcać!
Pozdrawiam kochani! A zwłaszcza mojego Chochlikersa!

Pomiędzy światłem, a cieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz