Rozdział 7

185 20 0
                                    

Obudziłam się w ciemnym pokoju. Leżałam na czymś zimnym i twardym. Wszystko mnie bolało, ale powoli i ostrożnie usiadłam. Zaczęłam przypominać sobie ostatnie wydarzenia. To wszystko wydawało mi się takie nieprawdopodobne, a jednak... ten mężczyzna nie wydawał się normalny. Czułam coś, jakby zła i mroczna energia, bijąca od niego, która wzmocniła się, kiedy mnie dotknął.

Moje oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności. Zobaczyłam łóżko i drzwi, jedyne przedmioty znajdujące się w celi.

Zaczęłam się zastanawiać ile byłam nieprzytomna. Kilka godzin? Dni? Wszyscy na pewno bardzo się o mnie martwili.

Usłyszałam odległe dudnienie kroków, które z każdą chwilą się zbliżały. Drgnęłam lekko, ale kiedy zobaczyłam lekką poświatę płomienia pochodni wstałam i zbliżyłam się do drzwi. Wyjrzałam za nie na tyle, na ile pozwoliły mi kraty i zobaczyłam cień wysokiej i muskularnej osoby - pewnie mężczyzny.

Zastanawiałam się, czego oni ode mnie chcą. Miałam nadzieję, że nie będę siedzieć tu wieczność, ale coś mi mówiło, że szybko mnie nie wypuszczą.

Drzwi otworzyły się z trzaskiem i weszła osoba, której cień widziałam. Była ubrana tak samo jak mój napastnik. Czarna szata z kapturem zasłaniała jego twarz.

Postać zbliżyła się do mnie na odległość wyciągniętej ręki ( mojej, bo jego była o wiele dłuższa ). Staliśmy tak chwilę w milczeniu. Po pewnym czasie usłyszałam niski i lekko ochrypły głos:

- Nasz Pan chce cię widzieć.

" Nasz? ", pomyślałam, mam nadzieję, że chodziło mu o siebie i jego znajomych, bo nade mną nikt nie miał władzy. Nawet rodzice.

- Nigdzie nie idę - powiedziałam stanowczo. - Chyba, że ktoś łaskawie powie mi ci tu się do cholery dzieje?! - krzyknęłam.

- Nie wrzeszcz tak, bo pożałujesz - mruknął. - Idziesz ze mną. No dalej!

Odwrócił się i zaczął iść w kierunku drzwi. Kiedy zobaczył, że nie ruszyłam się z miejsca zapytał:

- Co jest? Ruszaj się!

- Mówiłam, że nigdzie nie idę - odparłam obojętne i oparłam się o ścianę.

Facet chyba się zdenerwował, bo podszedł do mnie i mocno chwycił za nadgarstek. Pisnęłam. Wiedziałam, że mężczyzna z łatwością może złamać mi rękę, zwłaszcza jeśli jeszcze bardziej go rozzłoszczę, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Po moich policzkach spłynęły łzy. Zamrugałam szybko, żeby je odpędzić. Nie mogłam okazać słabości.

Uścisk na moim nadgarstku lekko się poluźnił, a ja zostałam przyciśnięta do ściany. Kaptur zsunął się z głowy mężczyzny i zobaczyłam jego twarz. Była taka jak każda inna. Ciemne oczy - o wiele ciemniejsze, niż oczy Matta, lekko zadarty na końcu nos, pełne, różowe usta, lekko wystające kości policzkowe... zwykły mężczyzna. Wiedziałam jednak, że jest on zły do szpiku kości i najchętniej coś by mi zrobił.

Pochylił się nade mną i powiedział:

- Nawet nie wiesz jakie masz szczęście dziewucho. Pan zakazał mi robić ci krzywdy, ale gdyby to ode mnie zależało, za nieposłuszeństwo, już leżałabyś na ziemi i błagała o litość.

Głośno przełknęłam ślinę. Zaczynałam się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby pokornie za nim pójść.

- D-dobrze - powiedziałam cicho. - Idę. Już idę.

Mężczyzna uśmiechnął się zadowolony, że się podałam, a ja poczułam z tego powodu wstyd. Tak już miałam. Jeżeli się poddawałam, uznawałam to za ogromny grzech i czasem nocami nie spałam myśląc, jak to naprawić. Wiem, przesadzałam, ale taki był mój charakter.

Pomiędzy światłem, a cieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz