Jajco.

204 23 1
                                    

– Co?

– Jajco. Tak jak słyszałeś. Pójdziesz ze mną na bal? – Zapytał, ściskając lekko jego rękę, którą wciąż trzymał ciasno w swoim uścisku.

– Żartujesz sobie? – Spojrzał mu prosto w oczy, a na jego twarzy malowało się zarówno niedowierzanie, jak i zniechęcenie – Nawet się nie znamy, a ty wyskakujesz z jakimś balem. Poważnie? Czy ja wyglądam na idiotę, żeby robić sobie ze mnie jaja?

– Ale...

– Proszę, wyjdź z tego sklepu. Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia – Odwrócił się do niego plecami, po czym zdecydowanym krokiem pomaszerował do, jak Hongjoong przypuszczał, kantorka sklepowego.

– Seonghwa, czek...! – Dopadł za nim do drzwi, ale zanim zdążył nacisnąć klamkę, usłyszał dźwięk przekręcanego klucza. Próbował je otworzyć, ale nadaremnie. Były zamknięte. – Proszę, posłuchaj, nie to miałem...

– Nie każ mi się powtarzać – Dochodzący zza drzwi, stłumiony głos był wyjątkowo oschły, co nieco zasmuciło Hongjoonga.

Nie robił sobie z niego jaj, to było nieporozumienie. Niestety, nie miał jak tego teraz naprawić i wiedział, że jeżeli nie przestanie naciskać, będzie tylko gorzej.

– Dobrze, wyjdę. Ale nie myśl, że odpuściłem. Możesz sobie uważać co chcesz, ale nie robię sobie z ciebie żartów. Ten bal naprawdę się odbędzie, a ja chcę iść na niego z tobą i zrobię wszystko, żebyś mi uwierzył. A teraz przepraszam – Powiedział, po czym ślimaczym krokiem wyszedł przed sklep i oparł się o jego ścianę. Spojrzał w górę, na śliczne, jasnobłękitne niebo, na którym promieniało wesoło jesienne słońce i przygryzł w zamyśleniu wargę. Zbyt mu się spodobał ten pozornie nieśmiały florysta z ciętym językiem, żeby teraz miał z niego zrezygnować.

Przegrał bitwę, ale wojna się dopiero zacznie.

–––

– Hę? Przestraszyłeś na śmierć swoją parę? – Yeosang spojrzał na niego, niedowierzając absurdowi, jaki przed chwilą usłyszał – Jak to się stało?

– Poniosło mnie – Zwiesił głowę, wbijając wzrok w czubki swoich butów – Myślał, że robię sobie z niego jaja, bo zaprosiłem go na bal, kiedy ledwie minutę wcześniej poznałem jego imię.

– Jaki, kurwa, znowu bal?

– Hm?

– Pytam, co ty sobie ubzdurałeś z jakimś balem?

– No a ta impreza dla par, to nie jest inaczej bal?

Yeosang odłożył puszkę coli, którą do tej pory pił i westchnął z rezygnacją.

– Oczywiście, że nie, kretynie! Bal to bal, coś wykwintnego i z prawdziwego zdarzenia. Impreza, o której mówimy, to ta, na której nastolatki zazwyczaj zachodzą w nieplanowane ciąże i wciągają narkotyki dupą. Nie dziwię się, że myślał, że robisz sobie z niego polewkę, skoro bale to właściwie baśniowy twór i nikt ich już nie urządza w tym wieku – Powiedział, po czym ponownie chwycił przed chwilą postawioną cole.

Hongjoong wpatrywał się w niego przez chwilę, przetwarzając informacje, jakie przed sekundą usłyszał.

Kiedy w końcu zębatki w jego głowie zaskoczyły, zerwał się z krzykiem, na co Yeosang prawie się oblał ze strachu.

language of flowers - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz