1

82 7 10
                                    

    Kiedy Louis otworzył oczy Harry już kręcił się po domu i dopakowywał różne rzeczy do jego walizki niczym mama. Dziś był dzień, w którym Louis miał wyjechać na jego pierwszą solową trasę koncertową. Był tym faktem niemożliwie zestresowany ale jednocześnie cieszył się, że znów może robić to co szczerze kocha.

-Louis?! – usłyszał z dołu – Wstałeś już? Musisz jechać za dwie godziny!

-Wstałem! – odpowiedział mu. Przetarł oczy i usiadł opierając plecy o ramę łóżka.

Po chwili w drzwiach ich sypialni pojawił się brunet ubrany w różowy sweter i zwykłe szare dresy.

-Będę tęsknił. – przyznał Harry kładąc się jeszcze na chwilę obok Louisa. Mocno się do siebie przytulili, a Louis pocałował czubek jego głowy.

-Ja też, ale to szybko minie. Będzie tak jak z twoją trasą, codzienne rozmowy, pisanie... jakoś damy radę. – pocieszał go.

-No wieeeem. – przeciągnął się i ziewnął po czym Louis wywnioskował, że miał dziś mało snu.

-Stresujesz się tym bardziej ode mnie. – zaśmiał się.

-Bardzo możliwe. – zgodził się z Lou.

-Idę się umyć.

-Okej. – powiedział ciągle mocno go trzymając.

-Przykro mi, ale musisz mnie puścić, kochanie.

-Zaraz.

-Zaczyna się... Nie mogę się spóźnić, a ty to bardzo dobrze wiesz.

Po paru minutach sprzeciwiania się brunet postanowił w końcu przesunąć się na drugi koniec łóżka tak, aby starszy mógł z niego zejść i pójść wziąć prysznic. Postanowił, że zrobi mu śniadanie aby zaoszczędzić trochę czasu. Zszedł na dół do kuchni i przygotował super szybkie śniadanie, czyli jajecznicę oraz tosty.

Louis zszedł na dół po dwudziestu minutach ubrany w same dresy. Podszedł do stołu i usiadł na krześle naprzeciwko swojego talerza i oboje zaczęli jeść.

-Będziesz robił coś ciekawego jak mnie nie będzie? Jakieś imprezy? – uśmiechnął się.

-Taaaak zwołam pół Londynu i będziemy się bawić dopóki nie wrócisz. – zaśmiał się pokazując dołeczki w swoich policzkach.

-A tak serio?

-Nie wiem, chyba pojadę do mamy i zostanę na kilka dni. Może skontaktuję się z wytwórnią, bo mam trochę naprawdę dobrych tekstów.

-Będę się powoli zbierał. – oznajmił.

-Spakowałem ci jeszcze jedną parę spodni i dwie koszulki. Nie wziąłeś maszynki do golenia więc dałem ją do kosmetyczki. Pamiętaj dzwoń do mnie jak będziesz miał czas i nie imprezuj za dużo.

-Dzięki, mamo.

-Nie śmiej się, bo prędzej czy później zabrakłoby ci tych rzeczy. – zauważył.

-Nie śmieję się, przecież podziękowałem! – uniósł ręce w geście obronnym.

Po dosyć długim pożegnaniu Louis w końcu wszedł do samochodu, który miał zawieść go na lotnisko. Całą drogę wpatrywał się w swoje buty, nawet nie rozmawiał z kierowcą. Był okropnie zestresowany najbliższymi miesiącami. Występowanie samemu przed tysiącami ludzi nie było dla niego zbyt zachęcające. Miał jednak nadzieję, że to tylko mylne spostrzeżenia i wszystko będzie dobrze.

Lot zleciał mu całkiem dobrze, nie był zbyt długi ani nikt go nie denerwował... w sumie nie miał na co narzekać

-Louis – powiedziała Dona, jego stylistka gdy tylko wszedł do busa, którym będzie jeździł z hotelu do hotelu przez najbliższe miesiące. Zaszczyciła go swoim wielkim, sztucznym uśmiechem. Naprawdę nie miał ochoty na żadną interakcję z tą kobietą.

Falling Again || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz