7

62 6 6
                                    


Od razu coś mu przyszło do głowy. Znów zszedł na dół i podszedł do fortepianu, na którym zaczął grać spokojną melodię. Po chwili zaczął śpiewać.

I'm in my bed
And you're not here
And there's no one to blame
But the drink in my wandering hands

Forget what I said
It's not what I meant
And I can't take it back
I can't unpack the baggage you left

What am I now? What am I now?
What if I'm someone I don't want around?
I'm falling again, I'm falling again, I'm falling
What if I'm down?
What if I'm out?
What if I'm someone you won't talk about?
I'm falling again, I'm falling again, I'm falling

Nawet nie zauważył kiedy z jego oczu zaczęły wypływać łzy. W ciągu jednej chwili ogarnęło go wielkie zmęczenie i skłoniło do pójścia spać chociaż na chwilę. Powolnym krokiem wrócił do sypialni i głośno westchnął. Nie myśląc już więcej rozebrał się do bokserek i położył się na łóżku, wepchnął nos w pościel, która oprócz smrodu dymu i wódki pachniała też jego Louisem. Zasnął w ciągu kilku minut. Jego sen nie był spokojny. W głowie ciągle miał najgorsze scenariusze, a obrazy, które się tam pojawiały spędzały mu sen z powiek i przysparzały o łzy w oczach.

Po przespaniu ledwie trzech godzin postanowił wziąć prysznic. Nie odważył się jednak pójść do łazienki, w której wczoraj znalazł swojego... znalazł Louisa. Poszedł pod prysznic w innej części domu, dawno przez niego nie odwiedzanej.

Kiedy brał prysznic nie myślał o niczym innym niż o zobaczeniu Lou, nie wiedział co się z nim dzieje. Winił się, że nie ma go w szpitalu. Spędził siedem minut pod gorącym strumieniem wody po czym wyszedł na zimne płytki. Nie ogolił się ani nie nałożył żadnego makijażu. Jego lakier na paznokciach zszedł już praktycznie w całości, pewnie przez ciągłe skubanie ich w oczekiwaniu na wyniki badań Louisa.

Ubrał się i zszedł na dół do kuchni w celu zjedzenia czegoś, ale nic nie przeszło mu przez gardło. Wypił tylko czarną kawę, której szczerze nienawidził, ale była najszybsza w przygotowaniu.

Wszedł do auto i prawie z piskiem opon pojechał do szpitala.

Pod szpitalem zobaczył Zayna, opierał się o murek ze skrzyżowanymi rękoma. Kiedy tylko Harry go zobaczył szybko do niego podszedł.

-I jak? Jego stan się zmienił? – dopytywał.

-Nic się nie zmieniło... przykro mi, Harry.

-Czemu stoisz pod szpitalem? Coś się stało?

-Nie, ja tylko musiałem chyba odetchnąć trochę świeżym powietrzem.

-Idę do Lou. – powiedział już praktycznie przechodząc przez drzwi.

Pod salą był Mark. Tego się całkowicie nie spodziewał, już wiedział czemu Zayn stał przed budynkiem. Mężczyzna był bardzo zapracowany i praktycznie nie miał czasu dla rodziny, a raczej dla Louisa, bo ten nie był jego biologicznym synem.

-Dzień dobry...

-A ty tu czego? – spytał od niechcenia. Harry spodziewał się tej odpowiedzi, nigdy nie pałali do siebie ogromną sympatią.

-Przyszedłem do Louisa.

-Wpakowałeś go w to gówno i masz jeszcze czelność się tu pokazywać? Żałosne.

-Co pan ma na myśli mówiąc, że to moja wina?

-No jakąś musiał mieć przyczynę, żeby się doprowadzić do takiego stanu.

-I że to niby ja jestem tą przyczyną?- nie mógł uwierzyć w słowa mężczyzny.

-No a niby kto? Jakby sobie znalazł dziewczynę to nie miałby takich problemów... Czasami żałuję, że nie jest z Eleanor.

Brunetowi chciało się płakać, nie mógł uwierzyć w słowa, które właśnie zostały rzucone. To była prawda. Louis teraz leżał w szpitalnym łóżku i walczył o życie tylko i wyłącznie z jego powodu. Wykazał się debilizmem, za który teraz trzeba było zapłacić. Tylko czemu Louis odkupywał jego grzechy? Zrobiłby wszystko, żeby teraz być na jego miejscu.

-Halo?- Mark odebrał dzwoniący telefon. – Już jadę, będę za dwadzieścia minut... oczywiście, że to możliwe, do zobaczenia.

Nie mówiąc ani słowa zszedł schodami w dół i Harry tyle go widział. Było to dla niego niepojęte, jak on mógł tak po prostu wyjść kiedy człowiek, dla którego był prawie ojcem leżał nieprzytomny w szpitalu.

Nie myśląc zbyt długo skorzystał z tego, że był sam i wszedł do sali. Louis leżał z głową skierowaną w stronę okna. Był jeszcze bledszy niż gdy go ostatnio widział. Usiadł na krześle, na którym siedział już wcześniej. Siedział nieruchomo ciągle patrząc na zamknięte powieki starszego.

Postanowił nic nie mówić, nie chciał powtórzyć poprzedniej sytuacji. Mijały długie minuty, nic nie zapowiadało się na poprawę jego stanu.

Po jakimś czasie do sali weszła lekarka. Wtedy zdał sobie sprawę, że spał z głową opartą o ścianę ani na chwilę nie puszczając dłoni Louisa.

-Zapraszam do mnie – powiedziała do Harry'ego na co ten zmarszczył brwi, bo nie wiedział o co jej może chodzić. Podniósł się i szybko opuścił pomieszczenie. Poszedł za nią do gabinetu i usiadł na krześle, które wcześniej mu wskazała. Usiadła za biurkiem i z długim westchnieniem złączyła dłonie na blacie. Patrzyli tak sobie w oczy przez kilka sekund.

-Pacjent jest w tragicznym stanie, nie będę tego ukrywać – Harry zagryzł wargę – Jest wygłodzony i odwodniony. Kiedy go tu przywieźli był też pod wpływem alkoholu oraz dużej ilości środków nasennych. Stracił bardzo dużo krwi, ale to chyba pan już wie – zamilkła na chwilę.

Był załamany, schował twarz w dłoniach i bez skutku próbował odpędzić łzy.

-Jego słaby organizm może sobie z tym nie poradzić. – kiedy to powiedziała brunet zamarł, wpatrywał się w podłogę z łamiącym serce wyrazem twarzy. Zapomniał o oddychaniu i dopiero po chwili zaczął odczuwać brak powietrza. Wstał i wziął klika bardzo głębokich wdechów chodząc po całym gabinecie.

-Jak duże są szanse, że... że on sobie poradzi? Że z tego wyjdzie? – spytał, a jego łzy spływały po policzkach.

-Obawiam się, że nie ma już dla niego ratunku... oczywiście zawsze jest jakiś procent szans... jednak nie jest on duży, proszę się spodziewać najgorszego. Przykro mi, panie Styles.

Zakręciło mu się w głowie, a wszystkie łzy jakie tylko miał zaczęły równomiernie wypływać z kącików szmaragdowych oczu. Dlaczego jego Lou? Przecież on niczym nie zawinił... był jeszcze taki młody. Jeśli to miała być jego kara za całe zło jakie w życiu wyrządził to im się udało. Siło wyższa, zrobiłaś to! Ukarałaś Harry'ego największą karą jaką tylko mogłaś... Powiedz tylko czemu w tym samym momencie musi cierpieć jego cały świat? Bo to prawda, powtarzał to już wiele razy i tyle samo jeszcze powtórzy, Louis William Tomlinson jest jego pieprzonym światem i jeśli nadejdzie jego koniec... to nastąpi też koniec Harry'ego. To się nie mogło stać, bo kara nie na tym polega, prawda? Śmierć to pójście na skróty. W życiu po śmierci (jeżeli w ogóle takie istnieje) nie ma cierpienia, a może jest, nieszczególnie go to interesowało.

-Zostawię pana samego – powiedziała lekarka po jego dłuższym milczeniu.

***

Hej Wam, powiem szczerze, płakałam jak to pisałam. Nie wiem czy jestem w stanie skończyć tę książkę... Jest dla mnie bardzo trudna pod wieloma względami i mimo to, że jestem z nią bardzo zżyta to niczego nie obiecuję. W tym momencie zawieszam Falling Again i nie wiem kiedy do niego wrócę i czy w ogóle to zrobię. 

Dziękuję za każde wyświetlenie, za każdy głos i komentarz. Kocham Was.

All the love, kochani <3

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 08, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Falling Again || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz