13.09.1736r.
Na sali rozbrzmiewała muzyka. Wszyscy zgromadzeni mężczyźni, w wytwornych strojach byli niezwykle zadowoleni. Udało im się dobić targu, więc było się czym cieszyć. Tylko jedna osoba, nie była zbytnio zadowolona. Jimin nie użalał się nad swoim losem, przez całe życie wpajano mu, że nie może się załamywać, że nie może pokazywać emocji, że nie może być jak te wszystkie normalne dzieciaki, miał być doskonały, na potrzebę innych.
Jednak w tej chwili chłopak nie za bardzo wiedział co miał zrobić. W dniu jego piętnastych urodzin jego wujek w końcu dopiął swego. Jimin wiedział, że po śmierci jego rodziców ten stary, wredny pijak wziął go nie bez powodu. Jednak nigdy w życiu nie odważył się go o to zapytać, prawdę mówiąc ten stary bydlak nawet nie miał powodu, by powiedzieć mu dlaczego się nim „zajął", to przecież nie tak, że ten chłopak był dla niego kimś ważnym. Dobrze wiedział, że obecność Jimina mu przeszkadzała, ale umyślnie ignorował to przez cały czas. Już z samego rana do ich domu wpadł tuzin mężczyzn, który przetransportował blondyna wraz z jego wujkiem do dużego budynku, jako że chłopakowi założyli wór na głowę, nie był w stanie nawet zobaczyć gdzie są, a co dopiero dopytywać dlaczego ich zabrali.
Z letargu wyrwał go dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Minęło już trochę czasu odkąd ktoś do niego zaglądał. Chłopak podniósł się z ziemi i otrzepał z kurzu, chcąc zachować chociaż trochę swojego potarganego honoru. Rosły, mocno opalony mężczyzna z na oko za długimi włosami nie wyglądał zbyt przyjaźnie, mimo wszystko jednak Jimin posłał mu sztuczny uśmiech, bo czemu nie. Najwyraźniej facet nie miał ochoty na głupstwa i bez ostrzeżenia złapał blondyna za ubrania i pociągnął do góry, chłopak nie zamierzał protestować i tak nie miał za dużych szans ze swoją dość wątłą budową ciała. Dosłownie blondyn został wciśnięty pod pachę tego dobrze zbudowanego chłopa. Czuł się jak worek z mąką. Nie minęło więcej niż pięć minut, a Jimin został rzucony na kolana. Jęknął boleśnie gdy przy próbie podniesienia się na proste nogi został uderzony w plecy.
— Ogłupiałeś do reszty? — Trochę ochrypły głos odezwał się z wyczuwalną irytacją, wprost w ich stronę.
— Chcesz stracić rękę? Jeszcze raz go dotknij bez mojej zgody, a stracisz ją na pewno. — Park wzdrygnął się na jego słowa, mimo że wiedział, że nie były one skierowane do niego.
— Przepraszam szefie. — W pomieszczeniu atmosfera była mocno napięta, blondyn poczuł jak po jego plecach spłynęła stróża potu, zaczynał się denerwować.
Do jego uszu doszedł skrzyp, a następnie kroki odbijające się echem od drewnianej podłogi, chłopak czuł coraz większy niepokój, miał złe przeczucie co do tego wszystkiego, dalej nie wiedział gdzie sprzedał go jego wujek i nie do końca chciał się przekonać. Poczuł mocny uścisk na szczęce, a jego twarz została uniesiona, przez co musiał oderwać wzrok od posadzki i spojrzeć w złowrogo brązowe oczy starszego mężczyzny.
— Twarz masz w porządku... Rozbierz go. — Jimin wzdrygnął się na te słowa i pierwsze o czym pomyślał to jak się stąd wydostać. Bez zbędnych ceregieli facet, który go tu przyprowadził wręcz rozerwał jego koszule i rzucił ją na ziemie. Blondyn odruchowo uderzył go w szczękę gdy sięgnął do jego spodni i podniósł się na równe nogi. Jednak jego plany zostały pokrzyżowane gdy przy jego gardle znalazł się miecz.
— Za dużo za ciebie zapłaciłem gówniarzu byś miał się teraz stawiać. Teraz jestem twoim Panem, miło poznać, nazywam się Walter, a teraz skończyła się moja dobroć, jeszcze jeden numer, a przebije cię na wylot, rozumiemy się? Twoje narządy mogą być cenniejsze, niż ta buzia. — Jimin dawno nie czuł takich emocji, nie był sobie w stanie przypomnieć kiedy ostatni raz bał się tak bardzo jak w tamtym momencie.
— Drugi raz nie zapytam. — Czuł jakby głos Waltera przecinał powietrze, którym oddychał, zabierając mu je.
— T-tak. — Wydukał.
Park czuł się mocno niekomfortowo, stojąc nago przed dwójką mężczyzn, którzy wlepiali swój obrzydliwy wzrok prosto w niego, pomijając już fakt, że w pomieszczeniu było piekielnie zimno, a blondyn trzepał się jak galareta.
— Ciało też w porządku. Trochę za chudy, ale sobie z tym poradzimy. — Uśmiech Waltera nie oznaczał nic dobrego. Ze względu na to, że jego ubrania zostały podarte, dostał; za dużą, lekko spoconą koszulę od mężczyzny, który go tu przyniósł.
— Powiedz tym idiotkom, żeby go umyły, ubrały i nakarmiły. Ma być gotowy na wieczór. — Słowa Waltera zostawiły za sobą echo gdy opuścił pomieszczenie. Służący Waltera złapał Jimina mocno za ramię, ciągnąc go za sobą gdzieś po korytarzach.
W pokoju, do którego zaprowadzono blondyna było dość tłoczno, poruszało się po nim zbyt duża ilość kobiet jak dla młodszego chłopaka, jedne były ubrane w kolorowe, skąpe szmatki, a inne miały na sobie fartuchy i długie, ciemne spódnice do kompletu z farbionymi na niebiesko koszulami. Jednym ruchem dłoni facet przywołał do siebie trzy kobiety w fartuchach.
— Szef kazał go umyć, ubrać i nakarmić. Ma być gotowy na wieczór. — Przekazał informacje i zniknął za drzwiami, zostawiając blondyna w rękach służących.
— Och kochanieńki tak mi przykro. — Powiedziała jedna z kobiet, łapiąc go pod ramie. — Przynajmniej się tobą zajmiemy byś wyglądał jak człowiek. Jak ci na imię? — Wszystkie trzy były chude jak patyki, ale uśmiechały się szeroko, sprawiając wrażenie sympatycznych.
— Jimin. — Kolejna z kobiet złapała Parka pod drugie ramię.
— Miło cię poznać. Nazywam się Charlotte, —Odezwała się pierwsza, która zbliżyła się do chłopaka już przy drzwiach. — to jest Anna, — Charlotte wskazała na wysoką rudą kobietę, która szła przed nimi. — , a to jest Taylor. — Wskazała na ostatnią z trójki. Blondyn nie odezwał się więcej, nie czuł takiej potrzeby. Obserwował całą trójkę gdy te biegały jak oszalałe, przygotowując kąpiel dla chłopaka. Po raz kolejny tego dnia został rozebrany bez swojej zgody i posadzony w ciepłej wodzie. Anna zabrała się za, już zdecydowanie za długie, włosy Jimina i skróciła je, aż do karku po czym je zmydliła mydłem w kostce, chłopak czuł jak ciągnęła go za włosy, chcąc je dokładnie wymyć, a na sam koniec wylała mu wiadro wody na głowę, by pozbyć się piany z jego włosów. W między czasie pozostała dwójka umyła go od szyi do stóp. Gdy wyszedł z wody opatuliły go niewyobrażalnie miękkim materiałem i zaprowadziły do pokoju, w którym miał się ubrać. Gdy już się wysuszył założyły mu ciemną koszulę i parę równie ciemnych obcisłych spodni, które mimo wszystko były dość wygodne, oraz wysokie buty. Jimin w życiu nie był tak zdziwiony i zaciekawiony jednocześnie, fascynowało go to jak te kobiety pracowały, szybko, dokładnie, a przy tym dalej były bardzo miłe i ciepło się do niego uśmiechały, były zupełnie inne od ich szefa, tamten był zwykłym dupkiem. Na sam koniec podały mu ciepłą zupę z chlebem i rybę.
— Skarbie zaprowadzimy cię teraz do twojego tymczasowego pokoju, będziesz mógł trochę odpocząć przed wieczorem, potem jedna z nas zaprowadzi cię do szefa. — Charlotte uśmiechnęła się pokrzepiająco, głaszcząc Jimina po plecach, zachowywała się wobec niego jak taka potulna babcia, było mu miło, że chociaż przez chwilę ktoś o niego zadbał. Został zaprowadzony na piętro i zakwaterowany w jednym z pokoi. Nie był to jakiś duży pokój, w rogu stało małe łóżko, a w drzwiach obok (które były otwarte) dało się dojrzeć niewielką łazienkę. Taylor zaproponowała raz jeszcze, by blondyn odpoczął po czym wyszła z pomieszczenia, zamykając go w nim na klucz.
Blondyn usiadł na łóżku, rozmyślając nad tym gdzie się znalazł, jeśli ,,oglądali" go tak dokładnie prawdopodobnie trafił do domu publicznego lub na handel ludźmi, ale obstawiał dom publiczny. Ten stary alkoholik, który był jego wujkiem, naprawdę to zrobił, sprzedał go i to pewnie za nie małą sumkę, cholerny dziad, ale czego się spodziewał? Ten staruch kochał tylko alkohol nic więcej, nawet swojej żony nie kochał, zdążył ją otruć i zebrać jej niewielki majątek, przepuszczając go na rum czy wino. Teraz tak myśląc, Jimin powinien już dawno temu odejść z jego domu i zająć się sobą. Mógł pracować wszędzie, w tych czasach ludzie potrzebują rąk do pracy, ale został z nim, dlaczego? Prawdopodobnie z litości bądź dlatego, że jego rodzice uwielbiali tego starego idiotę za nim stał się bezwartościowym pijaczyną.
Blondyn próbował zasnąć, ale nie był w stanie, coś mu podpowiadało, że zasypianie w takiej sytuacji to czysta głupota. Niedługo później przyszła po niego Anna, informując, że jest zmuszona zabrać go do Waltera, widać było po jej minie, że miłością go nie darzyła i było jej przykro z powodu sytuacji Jimina. Gdy opuścili pokój, musieli pokonać całkiem pokaźną liczbę schodów, by dojść do wyznaczonego miejsca, z czego blondyn dowiedział się później, byli pod ziemią w prywatnym domu publicznym dla zamożnej części miasta. Cóż za zaszczyt dogadzać bogatym. Blondynowi na samą myśl zebrało się na wymioty. Park stwierdził, w myślach, że wolałby już handel ludźmi, bo stamtąd łatwiej się wyrwać (stary pijaczyna już raz próbował pozbyć się chłopaka gdy ten był młodszy). Gdy weszli do pomieszczenia było w nim pełno ludzi, śmierdziało cygarami i tanim alkoholem, gdzieś w tle było słychać przesłodzone śmiechy kobiet, które musiały być miłe dla tych wszystkich ohydnych bogaczy. Dało się też słyszeć skoczną muzykę grajków, którzy urozmaicali pobyt tutaj. Jimin czuł niepokój gdy wszedł do pomieszczenia, w którym przebywał Walter. Przed drzwiami Anna jeszcze życzyła mu powodzenia. Została za drzwiami, a Jimin znalazł się w środku sam na sam z Walterem.
— Teraz wyglądasz o wiele lepiej Jimin. — Odezwał się z szerokim uśmiechem, a blondyn miał ochotę wycofać się i uciec jak najdalej stąd. Brązowooki podniósł się z miejsca i związał chustką swoje długie, ciemne włosy w kucyk. Zdjął z siebie płaszcz, w którym z nieznanych powodów przebywał, zanim Jimin wszedł do środka. Chłopak zaczął czuć się zagrożony w obecności starszego.
— Usiądź. — Jego głos brzmiał na tyle twardo, że bez gadania blondyn usiadł na fotelu, który był na przeciwko biurka Waltera. Młodszy splątał dłonie razem, by wyglądać na poważniejszego. Musiał sprawiać wrażenie obojętnego całą tą sytuacją, czuł się trochę bezpieczniej gdy ubierał maskę „nie obchodzi mnie to". Stary pijaczyna nadał jej taką nazwę. To była zwykła mina, po prostu nie wyrażała żadnych uczuć, więc ochrzcił ją tą oryginalną nazwą. Tak jak Jimin „ochrzcił" go przydomkiem „Stary pijaczyna".
— Od dziś będziesz dla mnie pracował czy tego chcesz czy nie. — Zaczął, a Jimin skierował swój wzrok wprost na niego.
— Podejrzewam, że dalej jesteś prawiczkiem. — Wargi Waltera opuścił długi śmiech. — Zmierzam do tego, że będziemy musieli to zmienić. — Dłoń starszego znów złapał twarz Parka w swój uścisk.
— Ja nie... — Oczywiście, że był, ale wolał kłamać niż dać się dotykać temu obrzydliwemu typowi.
— Shh, nie obchodzi mnie to co chcesz powiedzieć. Zapamiętaj sobie, że takie dziwki jak ty nie mają tutaj prawa głosu. Masz mnie usatysfakcjonować inaczej mój miecz przebije cię o tu. — Dotknął palcem środka klatki piersiowej blondyna, a ten się wzdrygnął. — No chyba, że wolisz bym oddał się w ręce moich podwładnych, wszyscy chętnie, by się tobą zajęli, jeden po drugim, aż w końcu padniesz ze zmęczenia i bólu. — Chłopak nie za bardzo wiedział co miał zrobić. Czuł się zagubiony w tej sytuacji, nie chciał tu być. Był wściekły, a jednocześnie miał żal do wujka, że go tu zostawił.
— Co mam zrobić? — Młodszy wyszeptał, zaciskając dłonie w pięści.
— Na kolana Jimin. — Chłopak posłusznie opadł na kolana, nie patrzył na Waltera. Słyszał jak ten pozbywa się swoich spodni. Stał nagi od pasa w dół. Blondyn miał odruch wymiotny odrazu, gdy zobaczył go bez spodni, ale nie mógł teraz przestać jeśli chciał żyć i się stąd wyrwać. By pewnego dnia się zemścić.
— Wiesz co robić, prawda? — Walter dotknął policzka chłopaka, a ten zagryzł wargę, powstrzymując się od odepchnięcia go od siebie. Jimin pokiwał głową na znak, że wie co ma robić. Ze łzami w oczach wziął do ust członka Waltera i zajął się nim. Tamtej nocy Jimin stracił swoje dziewictwo i część siebie.