Kiedy już pożegnałam się ze wszystkimi, weszłam nareszcie do swego mieszkania, aby się rozpakować, bo jeśli nie zrobię tego teraz, to nie zrobię tego nigdy.
Gdy wkładałam do szafy ostatnie ubranie jakie było w torbie, usłyszałam dzwonek dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i popatrzyłam przez wizjer, a kiedy zobaczyłam w nim bujną czuprynę Briana, uśmiechnęłam się lekko zaskoczona.
- Cześć, co tutaj robisz? Przecież przed chwilą się widzieliśmy. Potrzebujesz czegoś? - posyłałam mu uśmiech.
- Jeśli dla ciebie prawie dwie godziny to chwila... - spojrzałam szybko na zegarek na moim nadgarstku. Rzeczywiście! Przecież miałam tylko do rozpakowania jedną, niewielką trobę jak mogło minąć tyle czasu?!
- Nawet nie wiem kiedy to minęło - zachichotałam cicho.
- Wracając do twojego pierwszego pytania. Jadłaś coś? - potrząsnęłam głową, a na jego twarz wpłynął mały uśmiech - w takim razie chcesz iść gdzieś na miasto?
- Tak średnio, może zjemy u mnie? - Sophie dlaczego myślisz jedno, a mówisz drugie?
- Jeśli to nie problem.
- Żaden! Zapraszam! - odsunęłam się trochę, aby mógł wejść do mieszkania.
- Chcesz herbaty, kawy, cokolwiek innego? - zadałam standardowe pytanie.
- Herbatę poproszę - siadłna taborecie przy blacie i zaczął obserwować całe mieszkanie, tak jakby znalazł się tutaj po raz pierwszy.
Otworzyłam szafkę z herbatami i uśmiechnęłam się pod nosem - u mnie nie ma tak łatwo, jeśli chodzi o wybór naparu.
- W takim razie jaką? Uwaga, wymienię wszystkie, które mam - zielona, zielona z trawą cytrynową, czarna, earl grey, malinowa, czarna z maliną, zimowa, mielisa z imbirem, imbirowa, owoce leśne, biała, różana - odetchnęłam głęboko kończąc mój monolog i od razu musiałam powstrzymać się od śmiechu, widząc zdezorientowaną i zaskoczoną minę Briana.
- Mogę malinową? - zapytał powoli, a ja z rozbawieniem kiwnęłam głową.
Nastawiłam wodę na herbaty i wyciągnęłam kubki w niezwykle gryzących się ze sobą kolorach - kiedy ja je kupiłam? - stawiając je z lekkim łoskotem na blat, przez co się lekko skrzywiłam.
- Dobra, ale teraz najważniejsze pytanie - otworzyłam lodówkę i wychyliłam się zza niej w stronę Briana - mam tutaj na przykład... - z powrotem zajrzałam w głąb lodówki.
- A może ja mógłbym coś ugotować, bo ostatnio wyjątkowo mi się to udaje - pochwalił się brunet, ale ja nie odpowiadam początkowo na jego pytanie, bo prawie krzyczę, gdy ten stanął za mną i praktycznie położył mi głowę na ramieniu, aby lepiej widzieć zawartość lodówki - jeśli nie masz oczywiście nic przeciwko - dodał szybko.
Odskoczyłam, robiąc się lekko czerowna, po czym odchrząknęłam cicho.
- A-ale i tak nic nie mam w lodówce - odpowiedziałam szybko patrząc w podłogę.
- Rzeczywiście, widzę tylko sałatę, ser i jakiś jogurt. Dziewczyno jak ty żyjesz? W każdym razie, co ty na to, żeby wyjść na miasto? Znam bardzo dobry van z kanapkami... Wiem nie brzmi to sycąco, ale uwierz mi, te kanapki to obłęd - rozmarzył się May na co cichutko zachichotałam i pokiwałam głową na znak, że mi to pasuje.
Wzięłam tylko brązowy sweterek, bo mimo tego, że było lato, dni stawały się coraz chłodniejsze, więc było za zimno, żeby chodzić po dworze w krótkim rękawku, i złapałam pęk kluczy z drewnianej komody przy drzwiach.
CZYTASZ
I can't live without you • Brian May •
Fanfiction"Nie widziałam twarzy, bo jego włosy mi ją zasłaniały. Lecz chyba wyczuł, że ktoś go obserwuje, bo obrócił się w moją stronę. Przez chwilę na jego twarzy można było zauważyć zdziwienie, ale po chwili zagościł na niej śliczny uśmiech. Matko, jaki on...