-To już wszystko- powiedziałam stawiając ostatnie pudło z rzeczami w moim nowym mieszkaniu- dzięki za pomoc- zwróciłam się do mojej przyjaciółki, która zaoferowała mi pomoc z przeprowadzką.
Już dawno postanowiłam, że za zarobione pieniądze kupię sobie mieszkanie. Moje, własne, małe mieszkanko, lecz dopiero niedawno znalazłam takie, którego poszukiwałam- nie za duże, w cichej okolicy, ale w miarę blisko do miasta, no i niedaleko do pracy oraz rodziny.
Bardzo cieszę się, że wreszcie mogę mieszkać sama, a nie na utrzymaniu rodziców. W końcu mam dwadzieścia dwa lata, a poza tym moja rodzina nie zarabia zbyt wielu pieniędzy.
-Ogarniesz teraz wszystko sama?- zapytała mnie Natalie, moja przyjaciółka, otrzepując się z niewidzialnego pyłku.
-Tak na luzie- odpowiedziałam. Na szczęście meble mam już poskładane, bo poprosiłam (czyt. szantażowałam) mojego o pięć lat starszego brata Willa o to, by pomógł mi z tym. Zgodził się, ale muszę mu postawić obiad.
***
Gdy Natalie wyszła, postanowiłam, że przestawię lustro w odpowiednie miejsce, ale gdy spojrzałam na swoje odbicie, na chwilę zatrzymałam się, aby się sobie przyjrzeć.
Miałam na sobie ubraną niebieską bluzkę, która lekko odsłaniała mój brzuch oraz czarne, najzwyklejsze legginsy. Zawsze wszyscy zazdrościli mi mojej figury. A ja zastanawiałam się i nadal zastanawiam, dlaczego... Nigdy nie miałam wysokiej samooceny, bo byłam kiedyś mocno przy kości, ale gdy schudłam, jeszcze bardziej się sobie nie podobam. Wyglądam dosłownie jak patyk. Mam bardzo lekko zarysowaną talię, wystające kości biodrowe, obojczyki, nie mam praktycznie żadnych kształtów, a gdy widzę się na zdjęcia, niekiedy mam wrażenie jakby moje nogi miały się zaraz połamać. Mówiąc krótko jestem po prostu deską.
Urodą też nigdy nie grzeszyłam. Nie maluje się również zbytnio, przeważnie tylko rzęsy, trochę pomadki i lekko poprawię brwi. To tyle.
Jednak zawsze podobały mi się moje jasno brązowe włosy i moje zielone oczy, które znajdowały się za szkiełkami okularów.
Jak pewnie się domyślacie, nie miałam w życiu chłopaka, takiego prawdziwego, w sumie to się nie dziwię. Kto by mnie tam chciał...ale staram się tym nie przejmować i nawet mi się udaje.
***
Minęły trzy godziny, a mi zostało jedno pudło. Rozpakowywanie zajęło mi więcej czasu niż myślałam. Jakoś dziesięć minut temu zamówiłam pizzę, bo chyba zaraz umrę z głodu. Oby przyszła o czasie.
Wracając do ostatniego kartonu, to spodziewałam się, co tam będzie. Moja gitara i inne stare graty. Od zawsze marzyłam by grać na tym instrumencie, dlatego moi rodzice kupili mi ją na dziesiąte urodziny. Jednak nadal nie potrafię na niej grać, a trzy struny są zniszczone. Gdy uzbieram więcej pieniędzy, to może będzie mnie stać na nowe i kto wie, może nawet na jakiś kurs.
***
Minęło dwadzieścia minut, a do pół godziny miało być moje jedzonko, prawdopodobnie za chwilę do mnie dotrze i będę mogła je wreszcie wszamać.
O wilku mowa, dzwonek do drzwi. Zanim je otworzyłam usłyszałam jeszcze jakieś głosy, może to mój sąsiad. Możliwe, że zdążę go zobaczyć i kto wie, może nawet poznać? W końcu trzeba się z kimś tutaj zakolegować.
Otworzyłam drzwi, zapłaciłam i odebrałam pizzę, kątem oka zauważyłam mężczyznę z burzą brązowych, kręconych włosów, który właśnie otwierał drzwi do mieszkania. Najwyraźniej wracał z zakupów, bo trzymał w jednej ręce pełną reklamówkę jedzenia. Myślałam, że nie będę miała okazji teraz się z nim poznać, bo zaraz wejdzie do swojego mieszkania, lecz ten siłował się z zamkiem.
CZYTASZ
I can't live without you • Brian May •
Fanfiction"Nie widziałam twarzy, bo jego włosy mi ją zasłaniały. Lecz chyba wyczuł, że ktoś go obserwuje, bo obrócił się w moją stronę. Przez chwilę na jego twarzy można było zauważyć zdziwienie, ale po chwili zagościł na niej śliczny uśmiech. Matko, jaki on...