Chcę uciec. Chcę zapomnieć o tych wszystkich wydarzeniach z przeszłości, które momentalnie zalały moją głowę niczym tsunami Indonezję, przez to, że zobaczyłam Mirandę.
Jestem tego świadoma, że ona zaraz tu podejdzie i pewnie będzie udawać mile zaskoczoną, że się widzimy, a mi będzie się zbierało na wymioty.
Tak jak przewidziałam, po krótkich truchcie, Miranda podchodzi i z początku jest zaskoczona, ale już po chwili na jej twarzy pojawia się promienny uśmiech, lecz ja po prostu wiem, że jest on sztuczny. Za dobrze znam jej prawdziwą naturę.
Dosłownie wpada na Briana i obejmuje go, a gdy odsuwają się od siebie, mam ochotę spryskać go płynem dezynfekującym, albo najlepiej w nim wykąpać.
- Och! - zatyka usta swoimi dłońmi - Sophie, kochana - gdy mnie przytula, przysięgam, że zaraz na nią zwymiotuję. Patrzę ukradkiem na Briana, który jest naprawdę zdziwiony, że się znamy - dawno żeśmy się nie widziały, ile to już minęło?... - stuka się po brodzie swoim cholernie długim paznokciem.
- Ostatni raz widziałam cię na zakończeniu liceum - staram się mówić lekkim tonem.
- Ach! No racja, jestem zapominalska - składa dłonie, jakby się modliła i chichocze, po czym postanawia jeszcze raz mnie przytulić, a ja czuję, że zaczyna mi brakować powietrza, nie potrafię oddychać, ale nie dlatego, że za mocno mnie ściska - wręcz przeciwnie, ona mnie prawie nie dotyka - to dlatego, że pamiętam, co mi kiedyś zrobiła i jak wielką szkodę wyrządziła.
Mam ochotę odepchnąć ją, wykrzyczeć różne niecenzuralne rzeczy w jej stronę, ale nie mogę tego zrobić, ponieważ będę musiała tłumaczyć się Brianowi, bo nigdy się tak nie zachowuję, ale nie chcę tego robić. Nie chcę okłamywać bruneta, bo nawet gdybym powiedziała prawdę, ta suka i tak by udawała niewinną, a wiem, że ona potrafi robić to tak perfekcyjnie, że każdy uwierzy w jej słowa.
- To może kupimy sobie trochę jedzenia i chwilkę pogadamy? - pyta słodkim głosikiem i przykleja się do ramienia bruneta, a ten tylko wesoło się uśmiecha i potakuje.
Lustruję ją chwilę wzrokiem i cicho parskam pod nosem. Zawsze przeczuwałam, że Miranda będzie w przyszłości przysłowiowym "plastikiem" i nie pomyliłam się. Mimo iż nie jest tlenioną blondyną, bo zachowała swój naturalny kolor włosów - ciemny blond - to wszystko inne ma zmienione, no może prócz figury, bo zawsze miała idealną. Rzęsy ma tak długie, że mogłabym zamiatać nimi podłogi, usta jak jakiś karp, paznokcie to już nie paznokcie tylko szpony, a jej makijaż można by zdzierać szpachelką do tapet. Pomyślicie, że przesadzam? Uwierzcie mi, że opisuję bez koloryzowania to, co widzę przed sobą.
Z każdym krokiem w stronę kawiarni, która podobno znajduje się niedaleko, zastanawiam się, skąd May ją zna?!
Przez moje zamyślenie wpadam na plecy Briana, który właśnie się zatrzymał i prawie upadam, ale w ostatnim momencie odzyskuję równowagę.
- Przepraszam Soph - uśmiecha się przepraszająco - zapomniałem, że przecież muszę powiedzieć chłopakom, że muszą sobie sami jakoś skołować jedzenie - wskazuje w stronę domku i zaczyna tam truchtać, a ja mam ochotę krzyknąć, żeby wracał, żeby nie zostawiał mnie tu z nią.
Gdy tylko Brian się oddala, Miranda obraca się w moją stronę, zakłada ręce na klatce piersiowej i patrzy na mnie z pogardą.
- Więc... Brian to twój chłopak?
- N-nie - odpowiadam z prawdą, zanim orientuję się, że mogłam skłamać, ciekawe jaka byłaby jej reakcja.
- Wiedziałam, nigdy nie zabrałby się za... - robi jakieś niewyjaśnione ruchy palcem - to.
CZYTASZ
I can't live without you • Brian May •
Fanfic"Nie widziałam twarzy, bo jego włosy mi ją zasłaniały. Lecz chyba wyczuł, że ktoś go obserwuje, bo obrócił się w moją stronę. Przez chwilę na jego twarzy można było zauważyć zdziwienie, ale po chwili zagościł na niej śliczny uśmiech. Matko, jaki on...