🇨🇳Chiny X Ameryka🇺🇲

210 8 4
                                    

[Jest to historia oddzielona od poprzednich części, i nie ma nic z nią wspólnego, oprócz shipu]

[POV. Chiny]
Spoglądam na budynek mojej uczelni.
Typowa, bogata szkoła. Nie dostałem się tutaj ze względu na moje talenty, moja rodzina ma zbyt duże wpływy aby jakakolwiek szkoła miała odwagę nie przyjąć jednego z rodu*. Westchnąłem, myśląc jacy geniusze mieliby szansę tutaj wstąpić, ale taki beznadziejny dzieciak jak ja spowodował że na uczelni nie ma już miejsc. Wszedłem do budynku.

Przywitał mnie miły zapach wysokojakościowych płynów do mycia. Woźna musiała niedawno sprzątać. Zgiełk głośnych rozmów wykładowców i innych uczniów wypełnił moją głowę. Nienawidzę hałasu. Wyruszyłem w stronę szatni.

Zaczynam powoli zdejmować moją kurtkę rozkoszując się błogą ciszą. Nagle do moich uszu dociera męski, niski głos. Odwracam się, by ujrzeć przystojnego, wysokiego blondyna.
— Cześć, um, mógłbyś mi wskazać pokój dla wykładowców? — nie wygląda na ucznia. Ma ubrany modny, kwiecisty garnitur, a nie mundurek.
— Może Pan poczekać? — to pytanie oczywiście retoryczne, ze względu na maniery. Założyłem wypastowane, czarne buty i chwyciłem plecak.
— Proszę za mną. — zacząłem prowadzić go w stronę pokoju.
— Jak masz na imię?
— Matthew China.
— Hej, Matthew, będę twoim wykładowcą. — uśmiechnął się mile. Wygląda naprawdę słodko. Odwróciłem wzrok, sprawiając że ta rozmowa jest jeszcze bardziej niezręczna niż była. 
— To tutaj. — szybko się odwróciłem i zacząłem iść poszukać mojego kumpla.
— Dziękuję! — słyszę jak niedoszły wykładowca wykrzykuje podziękowanie. Ignoruję go i siadam na solidnej, wygodnej ławce, obok przyjaciela.

— Hej, Matt!
— Cześć Japan. — wyciągam  dwa batoniki z plecaka, a jeden daję Japan. Jego mama bardzo dba o jego dietę i nigdy nie pozwala jeść słodyczy, bo ,,jeszcze będzie miał nadwagę i nigdy nie znajdzie żony". Gdybym tylko mógł, przywalił bym jej.
— Ratujesz mi życie! — dał mi małego buziaka w policzek.
— Mówiłem żebyś tego nie robił... — odwróciłem wzrok i zacząłem otwierać batonik.
— Wybacz, takie przyzwyczajenie. — Japan wyciąga telefon, po czym zaczyna coś na nim przeglądać.

—Ugh, Włochy sobie kogoś znalazł... — podsuwa mi pod nos smartfon. Na countrygramie wstawione  jest zdjęcie Włoch z Koreą Południową.
— Popatrz tylko! Jak się obściskują... 
— Ty też się obściskiwałeś z Włochami. — zmarszczyłem brwi.
— Wiem! Ale my do siebie pasujemy, jesteśmy z zaprzyjaźnionych rodów, a ona?! — przekręciłem oczami. I tak prędzej czy później do siebie wrócą.
— A ty, kogoś poznałeś? — patrzy na mnie dwuznacznym wzrokiem.
— Poznałem poznałem czy poznałem w sensie że w kimś się kocham?
— Ogólnie.
— Cóż... — drapię tył swojej szyi.
— Poznałem naszego przyszłego wykładowcę. — słyszę krótkie ,,Uuu" ze strony mojego przyjaciela.
— Jaki jest?! — jego oczu się świecą.
— Starszy od nas. — warknąłem w jego stronę.
— Związki ze starszymi nigdy nie wychodzą.
— Dla mnie owszem, ale czy dla ciebie...? — uśmiecha się w dziwny sposób. Wziąłem swój plecak i zacząłem iść w stronę klasy.
— China! Przepraszam, już nigdy nie będę z ciebie żartował! — udaje płacz, jakbym właśnie porzucił go do końca życia. Robi mi straszny wstyd. Przewróciłem oczami, odwróciłem się w jego stronę, czekając aż podbiegnie. Obydwoje ruszyliśmy do klas.

— Witajcie uczniowie! — przywitał nas stary profesor.
— W naszej radzie zawitał praktykant. Przez parę wykładów będzie oglądał, jak się pracuje, a potem - kto wie? Może będzie was uczył. — uśmiecha się ciepło do całej hali. Do sali wchodzi poznany przeze mnie wcześniej mężczyzna. Niezręcznie siada z kartką i długopisem na krześle.
— Dobrze, zaczynajmy. Dzisiaj tematem wykładu będzie... — w tym momencie mój mózg przestaje skupiać się na lekcji. Nie mogę przestać patrzeć na praktykanta. Rumienię się delikatnie.
Praktykant wyczaja że cały czas się na niego gapię i macha w moją stronę. Robię się jeszcze bardziej czerwony i czuję jak stres i wstyd paraliżuje moje ciało.
Japan łapie moją rękę i porusza nią tak, jakby wyglądało że odmachuję. Praktykant uśmiecha się w moją stronę i wraca do papierów, najwyraźniej zapisując notatki i wskazówki. Westchnąłem ciężko.

Słyszymy głośny dzwonek, który przerywa wykładowcy po 2 godzinach gadaniny. Wstaję wykończony i zaczynam iść w stronę wyjścia z hali. Nagle ktoś chwyta mnie za dłoń, a ja szybko się odwracam.
— Cześć Matt.
— Witam Pana. — mogę poczuć jego cudowne, męskie perfumy wypełniające moje nozdrza.
— Nie czuję się komfortowo z mówieniem do siebie na Pan. Jestem Jordan America. Możesz mówić mi Ame. — puszcza do mnie oczko, a moje dłonie coraz bardziej zaczynają się pocić.
— T-Tak.. Hej, Ame. — nigdy się nie jąkałem. Spogląda na mnie zdziwiony ale po chwili ciepło się uśmiecha.
— Może pójdziemy na kawę?
— Co? — głos staje mi gardle po zadaniu tego pytania. Nawet nie chciałem go zadać. Pewnie pomyślał że jestem jakiś głuchy.
— Na kawę. Chciałbym porozmawiać z niektórymi uczniami na czym najbardziej im zależy, jeśli chodzi o wykładowców. — poczułem się dziwnie kiedy usłyszałem ,,z niektórymi uczniami".
— Cóż... J-jasne. Jestem wolny po wykładach. — ani trochę nie jestem wolny.
— Cudownie! Ja zapłacę. Widzimy się po wykładach. — odszedł, kiedy chciałem zacząć tłumaczyć że nie musi za nic płacić. Westchnąłem i wyszedłem z sali.

[...]

Po wejściu przez drzwi można było usłyszeć brzdęk dzwonka, informującego kelnerom że nowy klient przyszedł. Zacząłem szukać wzrokiem Ame. Szybko podszedłem do stolika.
— Hej! — wita się radośnie. Jeszcze nikt nie był taki wesoły na mój widok. Zarumieniłem się delikatnie.
— Cześć... — podchodzi do nas wysoka, ładna Turcja. Podaje menu Ameryce, przy okazji ,,niechcący" dotykając jego dłoni. Potem szybko podaje mnie, i informuje że zaraz przyjdzie odebrać nasze zamówienia.
Ame przytakuje i chowa nos w menu.
— Jakieś specjalne życzenia?
— Nie... Chyba wezmę tylko wodę. — spoglądam na niego. Marszczy widocznie brwi zdenerwowany. Chyba moim zachowaniem?
— Uh... W sumie mam ochotę na mrożone espresso z wanilią.
— Cudownie, może wezmę nam jeszcze czekoladowego donuta?
— Tak, mi pasuje. — opieram się o mój łokieć. Do naszego stolika podchodzi wcześniejsza kobieta i przyjmuje zamówienie, po czym mówi że zamówienie będzie najszybciej jak to możliwe.
— Więc... — odzywa się po krótkiej chwili.
— Co dla ciebie jest najważniejsze w wykładowcy? — między nami zachodzi głucha cisza. Nigdy tak naprawdę nie słucham, tylko potem podkradam notatki od Japan.
— Cóż, chyba poczucie humoru. Nie lubię gdy wykładowca wymaga od studentów zbyt dużo, albo czegoś wręcz niemożliwego, stresując ich. — chyba właśnie powiedziałem coś, co każdy inny by powiedział. Przecież nikt nie lubi być pod presją. Przytakuje energicznie.
— Rozumiem. — kelnerka stawia nam nasze zamówienia.
Ame zagląda pod talerzyk i wyjmuje stamtąd małą karteczkę. Ciężko wzdycha.
— Hm?
— Ah. Kelnerka zostawiła mi swój numer.
— To chyba dobrze? — Ame wybucha śmiechem.
— Oh nie. Nie interesują mnie kobiety. — robi z papierka kuleczkę i wrzuca prosto do kosza. Zastanawiam się, czy zacząć klaskać.
Zjadamy w towarzystwie miłego dialogu między nami donuty i dopijamy kawę.
Ame prosi o rachunek, i daje duży napiwek. Obydwoje wychodzimy z kawiarni.

— Świetnie się dzisiaj bawiłem. — przyznaję zarumieniony, jakby to była randka.
— Ja też. — patrzymy na siebie przez krótką chwilę.
Nasze twarze są coraz bliżej siebie, a ja mogę poczuć jego perfumy coraz mocniej. Staję na palcach, a nasze usta się łączą. Po krótkiej chwili się od siebie odrywamy.
— Ah, przepraszam. To moja wina. — Ame puszcza moje ramiona i cofa się.
— Nie, ani trochę. To ja przepraszam. — robi się bardzo niezręcznie między nami.
— Posłuchaj, poczułem się zbyt komfortowo. Nie chcę żebyś ten pocałunek źle odebrał.
— Nie odbieram go źle. Był przyjemny... — odwracam wzrok.
— Tak?
— Tak. — patrzy na mnie zdziwiony.
— Chciałbyś... Może częściej się spotykać? — mówi zarumieniony lekko. Przytakuję.

Po tym Ame i Chiny byli w związku. Było ciężko, bo w końcu, student z wykładowcą. Ale przetrwali to. Są w szczęśliwym związku. Konieeec

* - Każdy z rodu określoną liczbę gwiazd. Z każdym dzieckiem ta liczba na fladze się zwiększa. Np. kiedy flaga oryginalnej Ameryki ma 50 gwiazd, to syn Ameryki będzie miał ich 51. Tak samo w przypadku ZSRR, czy Chin.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 03, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Oneshoty Countryhumans 🇪🇺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz