Rozdział 2 Laura

3K 77 4
                                    

Weszłyśmy do środka, Mel od przekroczenia progu śmiała się z tej sytuacji. Ludzie zaczęli się na nas patrzeć, przez rechot mojej przyjaciółki.

- Nic nie mów. - podeszłam do baru - Dwa szoty poproszę. - położyłam kartę na ladzie.
Dopiero wtedy obróciłam się i zobaczyłam w całej okazałości lokal.

Na przeciwko baru czarne kanapy i takiego samego koloru stoliki. Nad nami znajdowały się białe led-y, podkreślające ciemny wystrój. Patrząc dalej, po prawej stronie schody do loży, identycznego koloru jak stoły. Do tego czarne szyby dookoła. Cały lokal wydawał się mieć z trzy piętra. Na marmurowym parkiecie, nie było dużo ludzi. Natomiast większość siedziała na ciemnych krzesłach barowych, przy czarnym lśniącym blacie. Alkohol stał na szklanych podświetlanych półkach, co dodawało większej głębi. Mężczyźni delektowali się swoimi trunkami, ubrani w garnitury. Kobiety miały ubrane piękne wieczorowe sukienki. Wcale to nie wyglądało na tandetny klub.

- Mel, powiedz mi, skąd znasz ten klub i skąd masz do niego bilety? - obróciłam się w jej stronę.

- To nie jest ważne. - machnęła ręką.
Barman postawił nam szoty, obie wypiłyśmy je od razu.

- Powiedz mi jak tam z twoim awansem. - skrzywiłam się lekko, gdy ciecz zapiekła w gardło.

Długo rozmawiałyśmy przy barze popijając co chwilę drinki. Byłyśmy już lekko" wstawione. Lekko to za mało powiedziane.

***

- Chodź ze mną zatańcz. - powiedziała Mel, łapiąc mnie za rękę, pociągnęła na parkiet.

- Poczekaj na mnie, muszę iść do toalety. - wyswobodziłam się z uścisku i ruszyłam w ich stronę.

W prawym rogu pod schodami znajdowały się drzwi. Otworzyłam je, przede mną ukazał się korytarz, a już dwoiło się w oczach. Szłam przez niego, nie słysząc żadnych szmerów, nawet stukotu moich szpilek. Czułam się lekko przerażona, skręciłam za róg, gdy wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Odsunęłam się od niego.

- Jasna cholera. - zmierzyłam go szybko wzrokiem, takie przyzwyczajone.

Czarny idealnie dopasowany garnitur, podkreślający mięśnie, biała koszula z rozpiętymi trzema guzikami u góry. Musiał zobaczyć co robię, bo wsadził ręce do kieszeni, ale ja dalej wodziłam po nim wzrokiem. Ciemny pasek i identyczne buty. Brązowe wręcz czarne włosy, jasne oczy. Cerę miała jakby delikatnie opaloną.

- To już zwidy. - złapałam się za głowę, przecierając oczy. Kiedy spojrzałam jeszcze raz przed siebie, ale nikogo nie było. - To wina alkoholu, muszę wracać do domu. - ruszyłam szybkim krokiem w stronę Melani.

- Wracamy do domu. - powiedziałam od razu

- Dlaczego? - spojrzała na mnie zdziwiona, a ja odebrałam kartę od barmana i wyszłyśmy szybko z kluby.

- Możesz mi powiedzieć co się stało?

- Powiem ci w drodze do domu. - spojrzałam na nią z powagą. Wyciągnęłam już telefon, żeby zadzwonić po taksówkę, gdy podjechało po nas czarne auto.
Spojrzałam na Melanii, a ona na mnie. Z auta wyszedł mężczyzna.

- Zamawiały panie taksówkę? - powiedział, po czym podszedł koło nas i otworzył nam drzwi.

- Dziękuję.

Przyjaciółka wsiadła do samochodu bez zastanowienia, natomiast ja zawahałam się, ale również podążyłam za nią.

- Dziękuję. - powiedziałam, jak mężczyzna usiadł za kierownicą.

- To, gdzie panie podwieźć? - spytał patrząc się w lusterko.

- Wpiszę panu adres. - powiedziałam niepewnie, mężczyzna podał mi komórkę. Szybko wpisałam adres i ruszyliśmy. Melanii odwróciła się w moją stronę.

- Teraz możesz mi powiedzieć, czemu tak szybko wyszłyśmy? - założyła ręce na piersi. Nawet nie patrząc na nią, wiedziałam, że to robi.

- Czy to ważne?

- Tak! - powiedziała podniesionym głosem - Wybiegłaś jakbyś zobaczyła ducha. - obróciłam się w jej stronę, zmarszczyła brwi. Była zła.

- Okej, tylko się nie śmiej. - pokazałam na nią palcem, a ona przyłożyła rękę na sercu - Chyba pomyliłam łazienki.

Melani na moje słowa wybucha śmiechem, później nie mogła złapać powietrza. Opowiedziałam jej o tajemniczym mężczyźnie. Byłam przekonana, że był on wyrobem mojej pijanej wyobraźni. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie widzi ludzi.

- Laura jesteś jedyną w swoim rodzaju. Widzisz ludzi. - przyjaciółka ponownie zarechotała, a ja z nią. Muszę przyznać było to dosyć śmieszne.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, drzwi po mojej stronie się otworzyły.

- Jesteśmy już na miejscu. - powiedział kierowca.

- Dziękuję. - wyszłam i wyciągnęłam z portfela pieniądze. Dobrze wiem, ile biorą taksówki to mojej lokalizacji. To prawie sto dolców. Zdzierstwo.

- Nie, panie nie płacą. - odpowiedział nawet na mnie nie patrząc. Schyliłam się, żeby zabrać" telefon z kieszeni.

- Dziękujemy, jeszcze raz i miłego wieczoru.
Ruszyłyśmy w stronę drzwi do domu.

- Uważaj, tu powinien być wąż...

Oczywiście kto może zaliczyć glebę po imprezie? Ja tylko ja, w dodatku na własnym podwórku. W ostatniej chwili zdążyłam się zorientować, że lecę i upadłam na rękę oraz kolano. Mel śmiała się ze mnie. Ledwo co wstałam, a ręka pulsowała. Otworzyłam drzwi do domu, po przekroczeniu progu rzuciłam szpilki w kąt.

- Ej, chyba zapomniałam telefonu odebrać od barmana. - powiedziała Melanii cały czas grzebiąc w torebce.

- Zaraz do ciebie zadzwonię, a jutro, jak coś po niego pojadę. - rzuciłam wchodząc po schodach. Tylko Mel jest w stanie, brać od jakiegoś typa numer telefonu i zapomni go odebrać.

Wskoczyłam na materac. Dopiero teraz zobaczyłam obtarte kolano i spuchniętą prawą rękę. Jęknęłam cicho, tylko tego mi brakowało. Koniec remontu, a ja znów coś sobie zrobiłam.
Po prostu Ś W I Ę T N I E.

- Mel! Chodź pomóż mi ściągnąć sukienkę.

- Idę stara babo. - rzuciła wchodząc do sypialni.
Z trudem uporałam się moją kreacją. Teraz nie byłam taka pewna, czy wybranie obcisłej sukienki, było dobrym pomysłem. Poszłam się szybko wykąpać i rzuciłam się z powrotem na materac.

- Jestem zmęczona, nie wiem jak ty, ale idę spać. - powiedział do mnie mój intruz po drugiej stronie łóżka.

- Dobranoc, wrzodzie.
- Dobranoc, paranoiczko.

Lucas//Dziedzictwo Morettich #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz