Rozdział 5

162 12 5
                                    


8 lipca 1976


Kolejne dni całe szczęście były już trochę chłodniejsze, ale nadal nie dało się usiedzieć długo na powietrzu. Tym bardziej, nie dało się usiedzieć w szklarni, a właśnie tam Viv spędziła prawie całe dwa dni. Ostatnim razem trochę ją zaniedbała, więc teraz miała tam strasznie dużo roboty. Wiedziała, że w końcu musi doprowadzić ją do porządku, a skoro ostatnio kupiła dość dużo nowych roślin, to tym bardziej musiała to teraz ogarnąć.

W tym wszystkim nie pomagało jej to, że James i Syriusz w ciągu tych dwóch dni, co chwila przychodzili do niej, tylko po to, żeby porobić jej na złość. Wszystko dlatego, że im się nudziło. Po ostatnim nieudanym wyjeździe wcale nie wychodzili z domu, więc była na nich wręcz skazana.

-Mamoo tym razem wrócę na kolacje tak? - powiedziała, wchodząc do kuchni za kobietą. Na dzisiaj umówiła się z Regulusem u jego wujka. Chciała dowiedzieć się więcej o swojej babce. Skoro rodzice nie byli chętni do rozmów, to chociaż od niego mogła się czegoś dowiedzieć. Jednak po jej ostatnim spotkaniu z chłopakiem, matka nie była tak chętna, żeby ją znowu puścić.

- Ostatnim razem też tak mówiłaś – odpowiedziała spokojnie kobieta. Nastolatka westchnęła cicho.

- Oj no mamo. Teraz naprawdę wrócę. Je promets*.

- Najpóźniej o 6 masz być w domu i ani minuty później, bo więcej Cię nie puszczę – powiedziała, grożąc jej palcem. Dziewczyna od razu uśmiechnęła się szeroko.

- Będę nawet przed 6 – odpowiedziała, biegnąc znowu na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi i podeszła do szafy w poszukiwaniu jakichś ubrań. Szybko wybrała jakieś i się w nie przebrała. Przez chwilę, widząc swoje odbicie w lustrze, chciała się z tego przebrać. Mimo że lubiła tę sukienkę, to odkrywała ona więcej blizn niż inne jej ubrania, dlatego przez chwilę zwątpiła, czy chce w niej wyjść. Przez kilka minut biła się z myślami, aż w końcu zdecydowała się nie przebierać. W końcu obiecała Regulusowi, że postara się zaakceptować swoje blizny. Dlatego nie mogła ich zakrywać za każdym razem. Jeśli będzie tak robić, to nigdy się do nich nie przyzwyczai. Na nogi założyła jak zazwyczaj swoje czarne trampki. Sięgnęła po swoją różdżkę i schowała ją do torebki. Była już gotowa i skoro nie miała nic innego do zajęcia, postanowiła już zbierać się do Regulusa. Zabrała torebkę i ponownie zeszła na dół.

- Wrócę na kolacje! - krzyknęła, wchodząc do kominka i już po chwili znajdowała się w domu Blacków. Nie przepadała za tym rodzajem transportu, ale w jej wieku ten był najszybszy. Nie umiała się teleportować, zresztą jeszcze nawet nie mogła się tego uczyć. Żeby móc się teleportować trzeba było mieć skończone 17 lat i mieć skończony kurs na to. Fakt mogła uczyć się na własną rękę, tak jak robiła to z nauką animagii, ale nie za bardzo chciała. Wystarczy, że tego drugiego uczyła się sama i złamała tym prawo.

- A to tylko ty – usłyszała za sobą oschły głos kobiety. Nastolatka odwróciła się i ujrzała matkę Blacków – Walburgę.

- Dzień dobry – odpowiedziała, wysilając się na delikatny uśmiech. - Regulus u siebie?

- Tak u siebie – odpowiedziała od niechcenia i sięgnęła po gazetę leżącą na stoliku. Szatynka nic już nie odpowiedziała, tylko od razu ruszyła na górę. Nie miała zamiaru wchodzić w dyskusje z kobietą. Walburga za nią nie przepadała i pokazywała to na każdym kroku. Dlatego dziewczyna nawet nie chciała z nią rozmawiać.

till death do us part // huncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz