Rozdział 14

133 9 1
                                    


1 października 1976

Ślizgon siedział oparty dłonią o ławkę i próbował skupić się na tym, co mówi nauczyciel, jednak nie bardzo mu to wychodziło. Nie dość, że i tak historia magii była nudna, to jeszcze jego myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Vivienne. Zastanawiał się jak przeszła pełnia i czemu do cholery zgodził się, że przyjdzie do niej dopiero przed obiadem. Już po pierwszych zajęciach miał ochotę iść zobaczyć co z Viv i Remusem, jednak Lily przekonała go, żeby poczekał do pory obiadowej, bo pewnie i tak odsypiają pełnie i Pomfrey go nie wpuści do sali. Posłuchał jej, w końcu i tak tylko połowa zajęć, dzieliła go do przerwy obiadowej. Wtedy od razu pójdzie zobaczyć, jak ma się jego dziewczyna i jej przyjaciel. Nawet nie miał ochoty na jedzenie. Cały czas myślał o wczorajszej nocy i mimo że starał się wyrzucać od siebie wszystkie złe myśli, to coś nie dawało mu spokoju. Jakby coś złego się wydarzyło, ale przecież gdyby tak było, to chyba by mu powiedzieli. A przynajmniej tak to sobie cały czas tłumaczył. Zresztą, gdyby nie jemu, to Jamesowi by powiedzieli od razu, w końcu mimo wszystko on był jej bratem. Dowiedziałby się, gdyby coś się stało. Natomiast ten nie wyglądał na zmartwionego, bardziej był wkurzony i to na Syriusza, co dość dziwiło ślizgona. Ta dwójka praktycznie nigdy się nie kłóciła, a dzisiaj każdy wręcz zauważał napiętą atmosferę między nimi. Sam Syriusz był jakiś taki cichszy. Nikt nie wiedział dlaczego, ale nikt, szczególnie nauczyciele nie narzekali z tego powodu.

Kiedy zajęcia z historii magii dobiegły końca, brunet od razu wyszedł z sali i skierował się do skrzydła szpitalnego. Miał iść tam z Lily, ale dziewczyna nie wyglądała, jakby jej się śpieszyło, więc postanowił iść sam, trudno najwyżej go dogoni. Mijał grupki uczniów, których jak na złość było nagle strasznie dużo. W końcu po kilku minutach dotarł pod skrzydło szpitalne. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył tam Jamesa, Petera i Syriusz, którzy rozmawiali z Pomfrey. Kobieta już z daleka wyglądała na lekko zdenerwowaną i nie chciała owej trójki wpuścić. Ci oczywiście tego nie rozumieli i nadal próbowali ją przekonać, do wpuszczenia ich, nieskutecznie. Pielęgniarka, widząc Regulusa, uśmiechnęła się lekko.

- Tak myślałam, że jeszcze pana tutaj zobaczę. - powiedziała, spoglądając na niego. Ślizgon od razu przywitał się z kobietą, ignorując pozostałą trójkę.

- Można wejść czy nie bardzo? - spytał.

- Oczywiście, może panu uda się przemówić do rozsądku pannie Potter. - odpowiedziała kobieta, od razu wpuszczając go do środka. Ten nic już nie odpowiedział.

- Vivienne? Coś się stało? To moja siostra, czemu pani mnie nie wpuści!?- spytał, zirytowany James.

- Wpuszczę was wszystkich za 10 minut, dobrze? Proszę być trochę cierpliwym, bo wcale nie wejdziecie, za to pójdziecie do profesor McGonagall. - powiedziała kobieta, zamykając im przed nosem drzwi.

Regulus siedział już między łóżkiem Vivienne i Remusa i próbował dowiedzieć się, o co chodziło kobiecie, jednak ani jedno, ani drugie nie było zbyt chętne do rozmowy.

- Vivienne litości, możesz powiedzieć, co się stało? I nie wmawiaj mi, że nic, bo ot, tak byś tu nie leżała. - powiedział, wzdychając głośno. Nie rozumiał co takiego, się stało, że dziewczyna nie chciała mu nic powiedzieć, nawet nie chciała z nim zbytnio rozmawiać.

- Naprawdę nic takiego się nie stało – nie dokończyła, ponieważ w tym momencie podeszła do nich ponowie pielęgniarka.

till death do us part // huncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz