Dwaj latarnicy spotkali się na drodze, zwanej przeznaczeniemNikt z ludzi wcale ich nie widział, nie zagadnął ich imieniem
Szli tak i rozmawali o marnej egzystencji człowieka:
Ja daję światło, lecz rankiem przez Ciebie wszystko wnet ucieka
Tyś jest nierozważny w swoim postępowaniu
Oskarżasz mię o zabieranie, w Twym mniemaniu
Latarnia powinna palić się, gdy jest rano
To nonsens jest kompletny i powiem Ci jeno
Że gdybym ich nie gasił, Tyś byś zapalać ich nie mógł
W czerni chodzę i w ciszy gasić je będę
Byś sposobność miał wieczorem ku ludzi uciesze lągł
W latarni nowe nadzieje, życie młode
Bo tyś jest w bieli i zapalasz nowe życie
A mym odwiecznym zadaniem jest gasić je skrycie
Gdy czas się skończy blask przestanie się wnet tlić
Rankiem zaś na nowo Kloto uwije nić