Rozdział 2

237 17 0
                                    

Luke's POV

-Skarbie?- uniosła brew.

Już widzę podobieństwo do Damien’a, on również zastanawia się nad nieważnymi pierdołami. W końcu rodzina.

-Kurwa, serio?!- parsknąłem zażenowany- sekundy temu zakazałem Ci się widywać z  Hoodem, a ciebie dziwi, że nazwałem Cię skarbem.

-J-ja...-

Bądź miły Luke, nie spierdol tego..

-On może jedynie wpędzać w kłopoty

A zapomniałem, już je masz- dodałem sobie w myślach.

Brunetka otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale i tym razem byłem szybszy.

-Radzę Ci wracać jak najszybciej do Anglii i nigdy nie przyjeżdżać do Australii- odparłem bez zastanowienia , na co miałem ochotę przywalić sobie w twarz.

-         K-kim ty do cholery, jesteś?- wykrzyknęła dziewczyna powoli wstając ze skórzanej kanapy.

Gwałtownie  wstałem i złapałem ją za nadgarstki i dość mocno ścisnąłem, jęknęła.

-Puść mnie! To boli- Odsunąłem się od dziewczyny i włożyłem powoli ręce do tylnych kieszeni moich spodni.

-Nie wspominaj o tej rozmowie Calumowi, okey?- spytałem poważnym tonem, a dziewczyna skinęła głową w odpowiedzi.- i rozpatrz wyjazd do Europy..

Avalanna nie słuchając dalej mojego pierdolenia, ruszyła szybkim krokiem ku drzwi villi Hooda.

Zajebiście to rozegrałeś, idioto- karciłem siebie w myślach. Co mnie do cholery naszło, żeby w ogóle zaczynać temat z tą laską, przecież mogłem ją od razu wsadzić w pierwszy lepszy samolot i problem z głowy. Ale oczywiście nie, bo Pan idiota Luke chciał  słusznie postąpić.

Jestem w stu procentach pewien, że wszystko opowie Hoodowi, a ten będzie chciał mnie w zamian zabić, bo czego się nie robi dla swojego  pana i władcy?!

Pokręciłem głową słysząc swoje myśli. Jak to możliwe, że ja Luke Hemmings chcę bezinteresownie ratować czyjąś dupę.

Po prowadzeniu monologu w swoich myślach zorientowałem się, że jedyną osobą w salonie jestem ja. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 22:47, ruszyłem od razu z miejsca i pognałem do kuchni. Znam za dobrze Caluma i wiem, że w takich godzinach opróżnia wszystkie butelki wódki.

Stałem w progu drzwi patrząc z pogardą na bruneta.

-Co ona do cholery, tutaj robi?!- wykrzyczałem na chłopaka, który opierał się o szafki. Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech.

-Taa, Ty nie wiesz ile pracy mi zajęło ściągniecie jej tutaj, ale bez obaw Clifford pojechał do Londynu pilnować starego. Śledzi każdy jego ruch, poczynanie, więc w każdej chwili może go zabić.- parsknął śmiechem.

Michael Clifford, zawsze był niezależny dopóty, dopóki nie spotkał na swojej drodze Ashtona Irwina i dołączył do Jego gangu kretynów, do którego oczywiście ja tez należałem. Jak widać do teraz chłopak z czerwonymi włosami jest posłuszny swojemu władcy. Przewróciłem oczami na myśl związaną z Cliffordem.

-         Myślałem, że tylko dziewczyna ma zginąć-brunet wybuchnął śmiechem, uniosłem brwi zdezorientowany

-         W pierdlu  oznajmij nam, ze zabiję całą rodzinę Forbes’a- kręcił przecząco głową- Trzeba było nie wyjeżdżać na cały rok do Melbourne i udawać, że nie masz z nami nic wspólnego,  byś był bardziej wtajemniczony, po co przyjechałeś?- na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, którego od tej chwili nie znoszę!

Dobre pytanie. Sam nie wiem czemu, może chciałem wrócić do moich rzekomych przyjaciół, a może się z nimi tylko pożegnać. Można również rozpatrzyć opcję chęć zostania super bohaterem.

Niepotrzebnie tu wracałem, gdybym został w Melbourne nie czułbym takiego poczucia winy, jakie czuję teraz, gdybym jakoś zareagował inaczej w tamtą noc Ashton by nie siedział za kratkami i nikt by nie organizował tej cholernej rzeźni. A ja byłbym nadal waflem chłopaka. Wiem, że nie mogę winić Caluma i Michaela za to, że są posłuszni Ashtonwi pierdolonemu psychopacie Irwinowi, oni nie są świadomi do końca co robią i w co się pakują. Uważają swojego wroga numer jeden Damien’a Forbes’a chociaż nigdy ich nie tknął palcem. Za to usadził Irwina w więźieniu i okradł go z ‘majątku”. Byłem pewien, że chodziło o coś więcej, ale nie mam odwagi zapytać Caluma, który może wie mniej ode mnie. Ash nigdy nic nie mówił swoim waflom o sobie, poza nami nie miał nikogo innego, nie chwalił się swoją rodziną, a my po prostu nie pytaliśmy.

Wzruszyłem ramionami nie odpowiadając na pytanie. Ruszyłem w stronę najbliższego stołka, na którym później się usadowiłem.

-Nie jesteśmy tacy źli, on nie jest..- mruknął ledwo słyszalnie brunet- on chcę wyrównać rachunki to tyle, wątpię, żeby ich zabił, pewnie będziemy Forbes’ów trzymać w piwnicy dopóty, dopóki Damien nie da przyzwoitej sumki, za Ich życie.

-mówimy o tym samym Irwinie?! –prychnąłem, robiąc grymas na twarzy bruneta- możesz się z nia pożegnac.

Chłopak odwrócił swój wzrok ode mnie na podłogę.

-         jakiś gnój ważniejszy, niż życie ludzkie- parsknąłem na pożegnanie i ruszyłem w stronę mahoniowych drzwi wyjściowych..

Pałętając się bez celu po mieście rozmyślałem, co mam ze sobą zrobić. Czy może wrócić do gangu i znowu brać udział wwyścigach samochodowych, za którymi cholernie tęskniłem. To było coś w rodzaju uzależnienia, ścigałem się codziennie i byłem w to naprawdę dobry, jak nie najlepszy. Ten rok był dla mnie najtrudniejszym w całym życiu, nikt  naszej ‘paczki’ nigdy by nie przypuszczał, że to właśnie ja stanę się kimś w rodzaju normalnym. Uważali mnie za takiego samego dupka jak Irwin, tylko, że ja nie przysparzałem sobie problemów  najgorszymi  świrami w Australii. Mam też inne wyjcie, uratować rodzinę Forbes’ów spod rąk Irwina i  tym samym uratować siebie.

To będzie dla ciebie nie lada wyzwanie Hemmings.

Zatrzymalem się w małym lasku, cholera wiem jak ja się tu znalazłem. Wziąłem głeboki wdech i ruszyłem w stronę domu Hooda, powiadomić go o moich planach.

SHATTEREDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz