Był piękny, słoneczny dzień. Killua patrzył pustym wzrokiem przez okno na błękitne niebo. Wziął telefon do ręki, sprawdził godzinę i zignorował to, że miał pełno nieodebranych połączeń od matki. Nienawidził ich za to, że każą mu być zabójcą. Z tego powodu uciekł z domu - by chociaż na chwilę o wszystkim zapomnieć. Jednak nic to nie dało, ponieważ jego matka oraz brat Illumi nie dawali mu spokoju. Telefon wibrował cały czas od nieodczytanych sms-ów i nieodebranych połączeń. Dlaczego to jemu było pisane takie życie? Udało mu się oderwać od dręczących go myśli i zszedł na dół zrobić sobie ostatnie śniadanie. Zrobił sobie jego ulubione danie - naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną. Po skończonym śniadaniu ubrał się, umył zęby i wyszedł. Zamknął szczelnie drzwi a klucz zostawił pod wycieraczką. Nie obchodziło go czy ktoś się tam włamie czy nie - i tak go już tu nie będzie. Szedł przed siebie 20 minut, aż w końcu dotarł na miejsce. Przed sobą zobaczył budynek - prawdopodobnie jakiejś korporacji. Wszedł po drabinie znajdującej się z tyłu aż na sam dach. Silny wiatr wiał w jego białe, puszyste włosy a łzy napływały mu do jego niebieskich jak ocean oczu. Patrzył na przejeżdżające auta. Nie chciał mieć widowiska ale mówi się trudno. Przypomniał sobie wtedy o zdaniu, które cały czas mówił mu jego brat ,,zabójcy nie mogą mieć przyjaciół". Kiedy pomyślał o tym zdaniu łzy poleciały mu po policzku. Chociaż budynek nie był aż tak wysoki to z pewnością odniósł by duże obrażenia. Kiedy wziął się w garść stanął na barierce i bez wahania z niej zleciał. Przypominał sobie jego rodzinę i wszystko z nimi związane. Wierzył, że chociaż w przyszłym życiu będzie wszystko dobrze i normalnie. W pewnym momencie czuł jak jego dusza powoli opuszcza jego ciało. Wiedział, że to już koniec. Nikt ani nic go nie uratuje. Zamykał już oczy i widział przed oczyma siebie jako zabójcę. Widział jak jednym ruchem odcina głowy niewinnym ludziom. Prawie nie wytrzymał tego widoku i chciał się obudzić ale nie było już odwrotu. Skoczył. Jest za późno by to naprawić. W pewnym momencie poczuł jak ktoś go łapie i usłyszał huk - tak jakby ktoś upadł. Bez względu na to kto go złapał Killua zamknął oczy. Słyszał, że ktoś obok niego płacze. Nie miał jednak już siły zobaczyć kim była tajemnicza osoba. Szkoda, że nie poznał osoby, która chciała go uratować.
*
Osoba, która próbowała uratować Killuę był chłopak mniej więcej w jego wieku. Miał czarno-zielone włosy wysunięte ku górze, brązowe oczy, zieloną kurtkę, czarne spodnie i czarne, sportowe buty. Chłopak zadzwonił szybko po karetkę. Oczywiście nie obyło się bez widowiska. Ludzie z przerażeniem, zdziwieniem i wszystkimi możliwymi emocjami patrzyli na chłopaka leżącego obok "martwego" ciała. Ktoś z owego widowiska zadzwonił na policję. Minęło kilka minut i przyjechała karetka razem z policją. Zabrali Killuę na łoże a chłopaka wsadzili do radiowozu. Odjechali zostawiając widowisko w tyle.
Na początku myśleli, że chłopak zamordował Killuę ale chłopak bronił się, że zauważył go lecącego z dachu. Nie wiadomo czy policja mu uwierzyła czy nie, ponieważ na jego historię odpowiedzieli tylko ,,yhm". Na szczęście później uwierzyli chłopakowi w jego historię i po trzy-godzinnej rozmowie wyszedł z komisariatu. Chłopak szybko złapał autobus jadący do szpitala. Wiedział, gdzie wożą samobójcę, ponieważ najbliższy szpital był kilka mil od miejsca incydentu. Jedyny kłopot sprawiał jednak fakt, że chłopak nic nie wiedział o samobójcy. To go zakłopotało. Dlaczego jechał do nieznajomego chłopaka? Jak ma się zamiar tam dostać jak nie poda jego imienia i nazwiska? Te myśli go dręczyły jednak w ostatniej chwili skapnął się, że jest już przy szpitalu. Wybiegł z autobusu i szybkim krokiem wszedł do szpitala. Ludzie spoglądali na niego ze zdziwieniem a recepcjonistka jako jedyna zachowała spokój i zapytała :
-W czym mogę pomóc?
W tym momencie chłopaka zamurowało. Co powinien odpowiedzieć? Co jeśli ona mi nie uwierzy? Kompletnie nie wiedział co robić ale zebrał się na odwagę i powiedział jej całą prawdę. Recepcjonistkę i innych czekających pacjentów dosłownie zatkało. Po pięcio-minutowej ciszy recepcjonistka rzekła:
-Opiszesz mi jego wygląd?
Chłopak tak bardzo był szczęśliwy, że przytulił recepcjonistkę. Ta go odepchnęła a on starając się opanować emocje opisywał wygląd chłopaka. Recepcjonistka długo myślała aż w końcu wyszła zza lady spytać przechodzącego lekarza. Po krótkiej rozmowie podeszła do chłopaka i mówi :
-Sala 34 pierwsze piętro-.
Chłopak popędził szybko szukając sali. Kiedy już ją znalazł zapukał. Na szczęście nie było lekarza więc spokojnie wszedł do pomieszczenia. Spojrzał na kardiorogram - jeszcze żył. Miał nadzieję, że chłopak się obudzi. Posiedział trochę patrząc w jego zamknięte oczy. I tak po jakimś czasie wyszedł bo lekarze robili mu badania. Siedział sam na korytarzu z własnymi myślami. Chyba po prostu miał za czułe serce by zostawić nawet nieznajomego. Kiedy się otrząsnął za oknem było już ciemno. Blask księżyca padał akurat na drzwi sali 34. Skapnął się wtedy, że lekarze otwierają drzwi. Spojrzeli na chłopaka i spytali :
-To ty wcześniej siedziałeś przy Panie Zoldycku?
Chłopak podniósł głowę.
-Tak to byłem ja. Czy już z nim lepiej?
Lekarze bez emocji powiedzieli:
-Tak. Przebudził się już. Prawdopodobnie zostanie na obserwacje. Zadzwonimy do Pana jeśli coś się wydarzy-.
Odeszli bez słowa a chłopak wparował do sali. Białowłosy spojrzał dziwnie na czarnowłosego, który płacząc przytulał go.
-Kim jesteś? - spytał białowłosy odsuwając od siebie chłopaka
-TAK SIĘ CIESZĘ, ŻE ŻYJESZ!- zawołał chłopak ze łzami w oczach
-Uhm.. odpowiesz na moje pytanie?
-No jakby to zacząć..- zamyślił się - Chciałeś popełnić samobójstwo ale ja w ostatniej chwili niewytłumaczalnym cudem złapałem Cię i w taki sposób żyjesz- powiedział trochę zakłopotany.
-Znamy się?
-Nie.. po prostu przechodziłem obok tego budynku, z którego skakałeś. Nic nas nie łączyło
-W takim razie jestem Killua Zoldyck - uśmiechnął się białowłosy podając chłopakowi rękę.
-Ja jestem Gon Freecss - podali sobie ręce i zaczęli rozmawiać.
-Zostaniesz tu do jutra na obserwacji. Jak coś będzie się działo lekarze do mnie zadzwonią
-Rozumiem
-Gdzie mieszkasz?
-Uhm.. Na ***************** 23
-Nie wiem gdzie to jest ale odwiozę Cię tam kiedy wyjdziesz ze szpitala. Masz jakąś rodzinę?- Killua spuścił głowę
-Mam ale mieszkam sam
-A czy mieli by możliwość do Ciebie przyjechać?
-Raczej nie - powiedział białowłosy coraz bardziej zawiedzionym tonem.
-Nie wiem czy nie będziesz mieć nic przeciwko zamieszkać u mnie na jakiś czas. Widzę, że mentalnie i fizycznie potrzebujesz pomocy
-Ale ledwo co się znamy
-Wiem ale nie lubię zostawiać ludzi w potrzebie - Niebieskooki uśmiechnął się.
-Niech będzie-. Brązowooki spojrzał na telefon. 21:32?! Tak długo z nim rozmawiał? Gon włożył telefon do kieszeni, wstał z łóżka i powiedział:
-Muszę lecieć bo mam jutro szkołę. Do jutra
-Do jutra-.
Gon wybiegł z sali. Podbiegł na najbliższy przystanek. Autobus w stronę jego domu właśnie odjechał. Nie no super. Musi czekać teraz godzinę na autobus w tym zimnie. Podniósł głowę i popatrzył w puste, czarne niebo. *Oby Killua wyzdrowiał* pomyślał i uśmiechnął się do siebie.—————————————————————————-
Witajcie! To moje pierwsze opowiadanie i mam nadzieję, że wam się spodoba. Za jakiekolwiek błędy przepraszam.
Do następnego!
CZYTASZ
Sięgając pamięcią || Killugon
RomanceKillua miał dość tego, że rodzina zmusza go do bycia zabójcą więc postanawia zakończyć swoje życie. Jednak czy napewno? Zmieniłam informacje dotyczące postaci: Killua - 18 lat Gon - 18 lat Bisky - 21 lat Kurapika - 19 lat Palm - 20 lat Leorio - 19...