1

2.9K 77 10
                                    

Odrazu informuje, że ten rozdział ma masę błędów  i może być cringowy( to był początek mojego pisania ) dalej powinno się dobrze czytać i staram się nie popełniać błędów. Nie zniechęcajcie się przez ten rozdział do dalszego czytania :)

Nastał dzień mojej wyprowadzki. Miałam zamiar odwiedzić słynne miasto muzyki, Nowy Orlean zapełnione wampirami, wilkołakami i czarownicami.
Na swoim celowniku mam Marcela Gerarda.
Cóż, poznałam się z nim w 1862 roku we Francji, kiedy usłyszałam że jakiś wampir przemieniał ludzi i tworzył z nich armię. Chciałam go zabić, ale dzięki pewnemu układowi, nawet się polubiliśmy. I tak do teraz jesteśmy przyjaciółmi.

Ze źródeł wiem, że rządzi francuską dzielnicą.

***************
Wjechałam już do miasta, było tak jak  zapamiętałam. Miasto tętniło życiem.
Pojechałam pod hotel, w którym tymczasowo miałam przebywać.
Wysiadam z mojego mustanga i udałam się w kierunku recepcji, zarezerwowałam pokój i weszłam do windy.

Niestety tu nie miałam dostępu do szpitalnych woreczków z krwią, więc postanowiłam, że jeśli przyjedzie obsługa to pożywię się na niej.

**********
Stałam właśnie przed wejściem do baru. Weszłam idąc pewnym krokiem przy okazji zwracając uwagę prawie całego baru.
Usiadłam sobie przy barze gdy nagle usłyszałam damski głos na przeciwko siebie.

- Podać coś? ‐ spytała miło blondynka.
- Tak, Bourbon ‐ odparłam, a barmanka nalała mi whisky.
Wzięłam kieliszek i wypiłam za jednym razem całą zawartość bez skrzywienia, w końcu ma się wprawę w piciu alkoholu dzięki Damona. Właśnie Damon no i Stefan gdzie oni wogóle są? Co robią? Czy żyją? Szczerze to zanimi tęsknię, a szczególnie za Stefanem, pewnie myślą, że nie żyje, wsumie się im nie dziwię, bo zniknęłam na 111 lat. No ale cóż w końcu musiałam ich zostawić.

Siedzę już tu piętnaście minut popijając whisky gdy nagle usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Postanowiłam się jeszcze nie odwracać.

- Kto kurwa zaparkował czarnym camaro na chodniku?! ‐ krzyknął nieźle wkurzony męski głos.
Chwila, chwila ja skądś kojarzę ten głos...Czy to Marcel? postanowiłam się się nie odwracać.

Momentalnie zauważyłam, że każdy patrzy na mnie. No to nieźle.

- Ty?! ‐ warknął.
- Ja? ‐ spytałam głupio. Chyba mnie nie poznał po głosie.
- Tak ty, w tej chwili zaparkuj gdzieś indziej.
- Niech pomyśle. Nie. ‐ odpowiedziałam z rozbawieniem
I postanowiłam się obrócić.
- Oj, Marcel złość piękności szkodzi. Nie poznajesz dawnej przyjaciółki?
- Co?! Colline? ‐ podbiegł do mnie mocno przytulając
- We własnej osobie ‐ odpowiedziałam.
- Jak to możliwe myślałem, że nie żyjesz - zmarszczył brwi.
- Cóż...byłam tu i tam aż postanowiłam wrócić na stare śmieci.
- Jak dobrze, że jednak żyjesz ‐ odparł szczerząc się
- Tak tak, dobra opowiadaj jak tam życie jak mnie nie było ‐ spytałam.
- Powiem Ci, że nieźle chodź mam problem z kilkoma wampirami
- Jakimi wampirami? ‐ zapytałam zaciekawiona.
- Pierwotni wrócili do miasta ‐ powiedział szeptem żeby nikt nie usłyszał.
- Rodzinka Mikaelson ‐ rzuciłam cicho - Czego oni chcą? ‐ dodałam.
- Chcą mnie wykurzyć z miasta żeby objąć władzę nad Orleanem ‐ powiedział zaciskajać zęby. ‐ Nie pozwole im na to.
- Okej, powodzenia ‐ powiedziałam sarkastycznie czego raczej nie zauważył.
- dziękuję, też mam taką nadzieję.
- Zapewne klaus zła hybryda nie podda się, będzie chciał za wszelką cenę Cię zniszczyć ‐ mruknęłam lekko rozbawiona.
- Ta. Może i jestem dużo słabszy od niego ale i tak mam pod ręką armię wampirów ‐ odpowedział pewny siebie.
- Oczywiste - Przecież Gerard nawet nie ma szans z nimi, mimo iż wiele o nich nie słyszałam, no oprócz Rebekah, mojej dawnej przyjaciółce, którą poznałam przed Marcelem to każdy wie, że są prawdopodobnie najsilniejszymi istotami na świecie, które liczą ponad 1000 lat.
- A tak zmieniając temat to ile masz zamiar tu zostać? ‐ spytał.
- Niedługo mam zamiar wyjechać do mojego rodzinnego miasteczka Mystic Falls ‐ powiedziałam rozmarzona tym, że tam wracam.
- Ale mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy ‐ mruknął mrużąc oczy.
- Noo oczywiście.
Zaśmialiśmy się. Po trzech godzinach pojechałam do domu. Weszłam do domu i siegnęłam do lodówki z krwią. Zdecydowanie uwielbiam bardziej wypitą świeżą krew ludzką i myślę, że jutro sobie zapoluję.
Po wypiciu krwi poszłam wziąść prysznic. Po umyciu się poszłam spać.

Tydzień później...

W tej chwili chodzę sobie po mieście i szukam jakiejś mojej ofiary. Chętnie bym wyrwała serce i wogle ale ktoś może mnie zauważyć.
Widzę jakąś rudowłosą dziewczynę która idzie ze słuchawkami w uszach. Podeszłam do niej

- Cześć ‐ powiedziałam uśmiechając się fałszywie.
- Cześć. Znamy się?

Pomyślałam właśnie żeby teraz użyć na niej perswazji.
Patrzyłam w jej oczy.
- Pójdziesz ze mną, nie będziesz krzyczeć i nic nikomu nie powiesz ‐ powiedziałam.
- Dobrze.

Podeszłam z nią w zaułek i wgryzłam się w jej szyje. Najchętniej bym wypiła z niej całą krew. No ale dam jej jeszcze pożyć na tym świecie.

Siedzę sobie na kanapie i oglądam telewizje i rozmyślam sobie o tym jak będę w Mystic Falls. Słyszałam, że Salvatore tam mieszkają to tym lepiej.
Ciekawe co tam u mojego słoneczka ( czyt. Stafana )
I czy mnie pozna. Jestem ciekawa ich reakcji.

Myślę że wyjade tam za 5 dni.

Z tą myślą poszłam spać.

●●●●●●●●●●●●
Hejka! Przepraszam za brak zdjęć z wnętrza domu Colline.
Do zobaczenia.

2.05.23r.

Postanowiłam sobie tak na chwile tu zajrzeć i trochę poczytać moje wypociny. Ten rozdział to chyba najgorszy jaki w życiu pisałam i aż dziwie się ile to ma wyświetleń. Poprawiałam trochę błędów, bo jakbym miała poprawiać wszystko to by mi dnia nie starczyło XD.
Gdyby nie sentyment do tego ff to bym to usunęła.

Ps. Zmieniłam całkowicie opis i wstęp z postaciami na gify co myślę że lepiej wygląda.

A Bad Hybrid | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz