11

2.6K 141 15
                                    

Jeongguk mimo wykończenia i namów różnych osób nie zamierzał wrócić do dormu nawet na moment. Nie mógł go opuścić kolejny raz, choćby miał tu siedzieć wieki. Wracał właśnie z toalety, żeby ponownie usiąść obok łóżka Taehyunga, więc otworzył drzwi do sali.

— O, Jeongguk.

— Dzień dobry, pani Kim. — Wysilił się na grzeczny, delikatny uśmiech, widząc mamę Taehyunga, która najwyraźniej wreszcie dotarła. 

Kobieta ostatni raz pogładziła swojego syna po głowie oraz usiadła na małej kanapie, gestem ręki pokazując mu, żeby również usiadł.

— Co tam u ciebie, kochany? — zapytała miło, gdy znalazł się obok.

Jeongguk milczał, patrząc na leżącego chłopaka i nie mogąc zwyczajnie powiedzieć, że jest w porządku. Zdecydowanie tak nie było. Wolałby zamienić się z nim miejscem.

— Nie martw się o niego — kontynuowała spokojnie. — Wszystko będzie dobrze.

— Przepraszam, to moja wina — wyznał niespokojnie kobiecie, która nie miała o niczym pojęcia i schował twarz w dłoniach, starając się nie rozkleić kolejny raz.

— Nie mów tak. Na pewno by nie chciał, żebyś się obwiniał, bez względu na wszystko.

— Pani nie rozumie...

— Aj, może jestem stara, ale nie taka głupia. — Uśmiechnęła się. — Nie mam pojęcia, co dokładnie się stało, ale mam pewność, że bardzo mu na tobie zależy. Jak na nikim innym.

— Nie wiem jak teraz — mruknął ze smutkiem. — Powiedział, że mnie nienawidzi...

— Jestem przekonana, że tak nie jest, nie zadręczaj się. Ludzie mówią i czynią różne głupoty. Bliskich jest zranić najłatwiej, każdemu się to przytrafia. Powinieneś z nim później szczerze porozmawiać, wszystko wyjaśnić, skoro coś się między wami wydarzyło.

— A co... jeśli się nie obudzi? — zapytał załamany, nie mogąc odpędzić od siebie takiego strasznego scenariusza.

— To mój syn i musi się obudzić — powiedziała pewnie, będąc przekonaną o swojej racji. Nie przyjmowała do siebie innej możliwości. — Jest silny, więc do nas wróci. Nie wątp w niego. 

— Przepraszam...

— Nie mnie przepraszaj. — Pogłaskała Jeongguka po ramieniu. — Wiem, że chcesz dla niego jak najlepiej i jesteś mu wyjątkowo bliski. Proszę, dbaj o niego. Ostatnio mało się odzywał, więc przypominaj mu też czasami, żeby częściej do mnie dzwonił.

— Dobrze. — Kiwnął lekko głową potwierdzająco.

Nie dowierzał, że kobieta tak bardzo go pocieszała oraz mu ufała, pomimo wyznania jej, że to przez niego. Był jej za to wdzięczny. Myślał, że będzie na niego wściekła, chcąc usilnie dowiedzieć się, co tak właściwie zaszło, a nawet nie spytała. Zrozumiał również, że chyba wiedziała więcej, niż przypuszczali.

Jakiś czas później dołączyła do nich reszta chłopaków, którzy musieli zmusić Jeongguka do zjedzenia czegokolwiek, co mu przywieźli. Tłumaczenie, że znalezienie się w takim samym stanie co Kim, na pewno mu nie pomoże, podziałało. Kiedy było już późno, przysypiał na kanapie w sali Taehyunga, a jego mama czuwała na fotelu przy łóżku.

Następnego dnia, chcąc się w jakiś sposób rozbudzić, poszedł zrobić sobie kawę do automatu. Zapłacił, klikając odpowiednie przyciski, a podczas czekania rozejrzał się wokół siebie. Nie spodziewał się zobaczyć Kyungsuna idącego korytarzem. Od razu cały się podirytował i zostawiając robiący się napój, ruszył szybciej w stronę Taehyunga, żeby znaleźć się przy nim jako pierwszy. Niestety chwilę później poczuł, jak ktoś łapie go za ramię, a doskonale przypuszczał kto to.

— Jeongguk, porozmawiajmy — odezwał się Kyungsun, zagradzając mu drogę.

— Nie mamy o czym rozmawiać — powiedział, próbując wyminąć chłopaka, na którego nie miał ochoty patrzeć. Wiedział, że nawet go zbytnio nie zna, ale nie mógł go znieść.

— Mamy. — Zatrzymał Jeona ponownie. — O Taehyungu.

— Czego od niego chcesz? — rzucił zdenerwowany. Nie dość, że ma wystarczająco problemów, to jeszcze on nie chce się odczepić. 

— Lubię go... bardzo — wyznał lekko zawstydzony. 

Jeongguk z kpiną przewrócił oczami, wypychając policzek językiem.

— Dlatego muszę ci coś powiedzieć — kontynuował Kyungsun, ignorując jego reakcję.

— Chcesz się o niego bić? — zapytał, będąc gotowym, aby to zrobić. Musi być idiotą, skoro uważa, że na niego nie zasługuje, ale i tak nie chce pozwolić nikomu innemu się do niego zbliżyć.

— Eh... jedyną osobą, o której ciągle myślał, nawet przy mnie, byłeś ty. Widzę, że nie jesteś taki obojętny, więc po prostu go kuźwa więcej nie rań, bo dobrze wiesz, co jest powodem tego wszystkiego. Jeszcze raz to zrobisz, a przysięgam, że wtedy już ci nie daruję i zrobię wszystko, co tylko mogę. Nawet ci przywalę, jeśli będzie taka potrzeba. A teraz na chwilę do niego idę — bezpośrednio oświadczył swoje, po czym zostawił Jeongguka samego.

Potrzebował się przewietrzyć. I tak nie mógłby wytrzymać, przebywając z Kyungsunem w jednym pomieszczeniu, więc lepiej będzie, jeśli na trochę wyjdzie. Czuł się żałośnie, że jakiś chłopak, który się nagle napatoczył, grozi mu odebraniem jego Taehyunga.

Udał się do małego parku naprzeciwko szpitala, po drodze jednak chwytając zostawioną wcześniej kawę, której na całe szczęście nikt nie zdążył zwinąć. Usiadł na pierwszej lepszej ławce, sącząc powoli gorący napój. Jego umysł stał się pusty - tylko względnie, bo z tyłu głowy dalej miał oczywiście Taehyunga - i tak po prostu gapił się w losowy punkt przed siebie, gdy chłodny wiaterek otulał jego ciało oraz rozwiewał włosy.

Po dłuższym czasie, którego nie zarejestrował, z transu ocucił go dzwoniący w kieszeni spodni telefon. Odebrał, widząc na ekranie, że to Jimin.

— Co? — mruknął cicho, chcąc szybko zakończyć połączenie.

Gdzie ty jesteś? — odezwał się jego przyjaciel.

— Przed szpitalem, a co?

Taehyung się obudził, a ciebie akurat nie ma, chociaż siedziałeś tu bez przerwy.

Jeongguk poczuł, jak serce mocniej mu zabiło. Cały się zestresował i spiął.

— Nic mu nie jest? — zapytał zatroskany z drżącym głosem.

A uważasz, że nic mu nie było przed tym wypadkiem? — odparł Park.

Milczał. Niestety tak nie było, o czym już doskonale wiedział. Jednak dziękował całemu światu, że do nich wrócił. Nie mógłby się pogodzić z inną opcją.

— Zaraz przyjdę. — Rozłączył się i pośpiesznie ruszył w stronę budynku, wyrzucając po drodze pusty kubek do kosza.

Will love be gone? | taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz