Rozdział 12

441 29 8
                                    

Rozdział 12

Gruzowisko było zaminowane, ale opustoszałe. Stracili jedynie czas i nerwy. Ara doszła do wniosku, że albo informator Diabła się pomylił, tudzież ich okłamał, albo ten mały skubaniec zdążył uciec dalej niż przypuszczali. Przez moment zastanawiała się czy to nie on zastawił na nich te pułapki, ale wydawało jej się to niewiarygodne. Skąd jakiś przeciętny chłopak miałby ładunki wybuchowe?

- Zapewnię temu gówniarzowi takie męczarnie, że… - zaczął marudzić Jo.

- Zamknij się, głąbie – uciszyła go Ara, szukając jakiekolwiek śladu obecności poszukiwanego.

- Twoja niewyparzona gęba przestała mnie już bawić – odgryzł się, patrząc na nią krzywo. Przewróciła oczami, mając już serdecznie dość całej tej bezcelowej wyprawy. – Matko, nie mogłabyś być bardziej irytująca – dodał pod nosem, wstukując współrzędne w swoim zegarku.

Ciemnowłosa oświetliła wąską ścieżkę i dostrzegła w błotnistym gruncie ślady podeszwy butów. Szturchnęła swojego towarzysza łokciem i wskazała mu swoje odkrycie, a on podszedł do odcisków i uważnie je zbadał.

- Całkiem świeże – zawyrokował, a dziewczyna już szukała kierunku, w którym podążały. Przeszli jeszcze kilkanaście metrów nim trop się urwał. Rozejrzeli się dookoła i to Diabeł był tym, który zauważył wystający zza drzewa rękaw. Posłał jej znaczące spojrzenie i machnął ręką, dając do zrozumienia, że mieli zajść swoją ofiarę z dwóch różnych stron.

Będąc już o krok od celu, jedno z nich nadepnęło na gałązkę, która złamała się z głośnym trzaskiem, alarmując ukrywającego się osobnika. Poderwał się on do biegu, ale po przebiegnięciu kilkunastu metrów został powalony przez znacznie szybszego szatyna.

- No dalej, śmiało, potraktujcie mnie równie miło, co Scotta – syknął, próbując zatuszować roztrzęsienie i szamocąc się pod uchwytem Jo. W jego oczach z łatwością można było dostrzec ból.

- Kto to Scott? – wypaliła zaciekawiona Arabella, zjawiając się obok.

- Mój… Chłopak. Właściwie były chłopak – przyznał z wahaniem. Zapadła głucha cisza. – Były, bo go zamordowaliście – dodał z jadem. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, coraz bardziej gubiąc się w zaistniałej sytuacji.

- My? Słuchaj, od wielu godzin cię szukamy i do tej pory na nikogo się nie natknęliśmy – poczuła potrzebę wyjaśnienia, choć przecież oczyszczenie swojego nazwiska nie miało żadnego znaczenia.

- Nie jesteście z kościoła? – zdziwił się.

Śmiech Diabła było prawdopodobnie słychać w całym lesie.

- Chciałbyś – odparł wciąż rozbawiony. Brunetka uważnie obserwowała dziwne zachowanie złapanego chłopaka. Cały był w błocie, jego ubranie było podarte, twarz miał posiniaczoną, a z przeciętej wargi sączyła się strużka krwi.

- Ktoś z kościoła zabił Scotta? – Tym razem to Jo zainteresował się słowami ofiary.

Heartless DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz