Oops, Sorry didn't see you there

573 12 1
                                    

Studia. Do tego medycyna. Okazało się że wcale nie jest to takie kolorowe jak myślałem, wręcz przeciwnie. Owszem mój wydział był wspaniały, wykładowcy także ale utrzymanie się w stolicy graniczyło niemal że z cudem. Z tego też musiałem znaleźć prace a moja dostępność w godzinach od 17-19 i 21-23 nie ułatwiała mi szukania jej. Wszem moi rodzice mi pomagali ale chciałem mieć też swoje pieniądze które mógłbym przeznaczyć na coś innego poza jedzeniem i płaceniem za wynajem. Tak też znalazłem prace w kawiarnio- barze niedaleko uczelni, mogłem z niej od razu iść na zajęcia wieczorne i wracać z powrotem tym razem do baru. Pracowałem też na przerwach bo wtedy była ona najbardziej oblegana, idealna praca aby zarobić trochę kasy na drobne wydatki. Więc byłem w niej kelnerem i obsługiwałem klientów za to wieczorem barmanem, w większości byli to uczniowie i wykładowcy lecz nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie nałapałem plusów u niektórych nauczycieli przynosząc im czasami na wykład kawę o którą prosili. Więc cóż tego pamiętnego dnia była środa wieczór, tego dnia zawszę zostawałem dłużej bo pijani klienci poza byciem wylewnymi byli też bardzo hojni, a napiwki zawszę trafiły prosto do mojego portfela. Wtedy też do lokalu wszedł szatyn z podbitym okiem i usiadł na stołku. Odsłużyła go moja koleżanka z pracy, nie ukrywałem był przepiękny. Co Kendall też zauważyła zaczynając z nim flirtować. 

- Wypierdalaj szprycho, wole kutasy - powiedział a ja poczułem czerwień na policzkach. Musiałem odwrócić wzrok gdy usłyszałem dzwonienie dzwonka. 

- W czym mogę pomóc? - zapytałem mężczyznę stojącego po drugiej stronie lady.

- Przynieś nam księżniczko pięć piw - z jego ust idealnie wyczuwalny był alkohol, jednak była to moja praca. Gdybym odmówił pewnie bym został wyrzucony stąd w podskokach. 

- Za chwilę przyniosę - powiedziałem zaczynając nalewać alkohol do kufli. Postawiłem je na tacy i zacząłem kierować się w stronę stolika. Jednak szybko straciłem równowagę bo szatyn obok którego przechodziłem nagle wstał. Na szczęście złapał jednak tace pomagając mi, jakbym je rozlał musiałbym oddać wszystkie moje dzisiejsze napiwki. 

- Oops, przepraszam nie zauważyłem cię, wybacz mi jeśli się zatrzymam i zerknę ale jesteś tak piękny - powiedział a ja zamrugałem kilkukrotnie. Cóż, mimo podbitego oka nadal wyglądał perfekcyjnie. 

- Hi, o nie, nie ma sprawy.. dziękuję że pomogłeś mi utrzymać równowagę - poprawiłem kufle na tacy, moje policzki piekły niewyobrażalnie. Nie patrząc na chłopaka poszedłem kilka kroków podając piwo kilku chłopakom, gdy jednak odkładałem ostatni kufel poczułem że ktoś mocno klepie mój pośladek. Spojrzałem na jednego z mężczyzn którego ręka nadal znajdowała się na moich pośladkach. 

- Coś ci się kurwa nie pomyliło? - usłyszałem głos szatyna, facet momentalnie zabrał swoja dłoń. Sam nie wiem czy wystraszył się szatyna czy co? - przeproś w tej chwili tego chłopaka matole - syczał do niego a ten unikał jego wzroku. 

- Sorry poniosło mnie - powiedział a ja zdziwiłem się, chłopak był aż tak przerażający? Kiwnąłem jednak lekko głową i zacząłem iść w kierunku lady, prawdopodobnie sam bym nie zareagował, była to raczej codzienność. 

- Dzięki - powiedziałem do chłopaka który już siedział przy ladzie - co podać? Piwo, drinka?

- A jakie potrafisz zrobić?

-  Blow-job shot? - na moje słowa uśmiechnął się zadziornie. 

- Nie wiem czy tak przy ludziach wypada - zaśmiał się a ja poczułem jak moje policzki pieką - przepraszam to było nie na miejscu.. poproszę tego drinka - żaden  z klientów nie był tak intrygujący jak ten chłopak.

LOVE WINS ONE SHOOTS LARRY STYLINSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz