CZASAMI DEMONY WYGRYWAJĄ

510 10 23
                                    

Louis siedział w gabinecie. Miał na sobie białe ubranie i mocno podkrążone oczy, nie wyglądał na zdrowego ale na smutnego, chorego i przygnębionego.

- Więc Panie Tomlinson jak się pan dzisiaj czuję?

- Przez to że mnie tu trzymacie nie mam się nawet jak dobrze czuć - mówił z wyrzutem. Gdy od razu po szpitalu gdzie lekarze zrobili mu płukanie tabletek został przewieziony do psychiatryka sam zgodził się na siedzenie tu. Czuł się tu bardziej bezpiecznie niż na ulicy gdzie co chwilę ktoś rzucał w niego uwagami.

- Panie Tomlinson oboje wiemy że jest tu Pan tylko i wyłącznie dla Pana dobra. Więc przejdźmy do rzeczy. Czy miał Pan myśli samobójcze?

- Tak, dziś przy śniadaniu.

- Jak one wyglądały?

- Zastanawiałem się czy da się zalać sobie płuca gorąca herbatą ale szybko to odrzuciłem bo nie byłbym w stanie tego znieść.

- Czy pisze pan dalej dziennik? - Lou nic nie odpowiedział tylko podał go kobiecie.

Mam dość tego świata. Wszyscy mnie nie nawiedzą i nawet nikt się o mnie nie zmartwił. Byłoby łatwiej gdyby mnie wtedy nikt nie znalazł. Nie wiem kto wezwał pomoc ale niech zgnije za to w piekle.

- Nadal jest Pan zły o to że udało się Pana uratować - stwierdziła podając mu dziennik - czy chciałby się pan z kimś spotkać? Z kimś z rodziny? Kimś ze znajomych?

- Skoro oni nie interesują się tym że siedzę w wariatkowie to na cholerę mam się z nimi spotykać?

- Mówiłam panu że na chwilę obecną nie możemy nikogo wpuścić, ale interesują się panem, mogę zapewnić. Może chcę Pan się spotkać z osobą która wezwała pomoc?

- Ale nie wsadzicie mnie w kaftan?

- Nie widzę takiej potrzeby, będzie pan pod ciągłym nadzorem więc nie widzę takich potrzeb.

- Dobra.. kiedy przyjedzie tu ta osoba?

- Dziś wieczorem - powiedziała i Lou do wieczora chodził trochę bardziej spięty niż zwykle.

Gdy otworzyły się drzwi od jego pokoju stanął w nich Harry z łzami w oczach. Było to niemożliwe że to on przyszedł do niego tamtego wieczoru, bo po co miałby się tam znaleźć. Szukał wzrokiem czegoś czym mógłby w niego rzucić ale jedyne co widział to dziennik w którym zapisywał swoje przemyślenia. Więc po prostu podszedł do drzwi i wypchnął Harrego na korytarz zamykając się.

- Tommo, proszę porozmawiaj ze mną - powiedział Styles stojący pod drzwiami - nawet przez drzwi.

- Nie mów tak do mnie! Przecież powiedziałeś że mnie nienawidzisz! - wrzasnął ale jego głos przepełniał ból. To jak Harry po odejściu mu powiedział że go nienawidzi i że ma się do niego nie odzywać uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Zażycił mu że był samolubny bo przecież oni wszyscy mają problemy, a nawet większe niż on. Nie zdawał sobie jednak sprawy że Tomlinson jest w poważnej depresji i jest w stanie szargnąć się na swoje życie. Louis usiadł pod drzwiami podkurczając kolana i zaczął płakać. Był taki słaby. Tak cholernie słaby.

- Lou przepraszam - powiedział cicho. Słyszał jego płacz i jemu też zebrało się na łzy. Gdyby wiedział jak Lou się naprawdę czuję nawet by o tym nie pomyślał, ale on naprawdę żałował - jesteśmy przyjaciółmi..

- Nie jesteśmy.. nigdy nie byłeś dla mnie przyjacielem.. - Harrego zabolało serce że Louis tak myślał - poza tym nazywam się Louis. Nie Lou czy Tommo. Nie nazywaj mnie zdrobniale.

- Nie płacz.. proszę Louis nie płacz - miał ogromne wyżuty sumienia - jak się czujesz?

- Co cię to obchodzi? Ale jeśli chcesz już wiedzieć to źle, nie mam się dobrze jeśli to cię interesuje.

LOVE WINS ONE SHOOTS LARRY STYLINSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz