5. "Ale z umiarem bierzesz nadal leki."

982 100 25
                                    

Na wizycie u lekarza Louis dowiedział się, że z jego żebrami jest całkiem dobrze, są jeszcze trochę obtłuczone, jednak szybko się goją i nie potrzebuje więcej wizyt w związku z nimi. Jego mama niestety pojechała od razu po wizycie i szatyn nie miał jej tego za złe, wiedział że dziewczynki potrzebowały kobiety przy sobie. Przed wyjazdem zrobiła mu duże zakupy, aby Louis nie musiał nikogo prosić o pomoc co uspokoiło szatyna, miał niby numer do Harry'ego, ale nie był na tyle odważny aby do niego napisać.

Kilka dni później siedział uszykowany na rehabilitacje z Zaynem, rano jak wstał to dopadł go wielki zapał do pracy i nie chciał dzisiaj utrudniać pracy mulatowi, nie wiedział jak długo ten zapał będzie trwał, ale miał nadzieję, że jak najdłużej. Był wyjątkowo zmęczony, ponieważ rano nie mógł utrzymać szklanki w dłoniach dłużej niż minutę, jednak domyślał się, że było to spowodowane tym, że dzisiejszej nocy mało spał. Już wcześniej otworzył mulatowi drzwi i położył się na łóżku wiedząc, że ten jak zawsze przeniesie go na leżankę, jednak zanim w ogóle przyszedł Zayn zapalił papierosa chcąc się trochę rozluźnić, zauważył, że teraz robił to częściej niż zwykle ale pomagało mu to. Zaniepokoiło go trochę to, że żeby utrzymać papierosa musiał opierać dłoń na swoim udzie, postanowił jednak nie panikować i poczekać na Zayna, który dosłownie minutę później wszedł do jego domu.

- Cześć Louis, jak się czujesz? - rozstawił leżankę na środku sypialni.

- Na ogół dobrze, jednak martwią mnie moje dłonie, są bardzo słabe. - zmarszczył brwi.

- Za chwilę zobaczę co z nimi nie tak. - podszedł do niego i wziął go na ręce kładąc na leżance. - Pokaż je. - wziął w swoje ręce jedną dłoń chłopaka i zaczął ją lekko naciskać. - Nic poważnego tak myślę, po prostu teraz są narażone na wielki wysiłek, więc muszą się przyzwyczaić do tego, ale jeśli bardzo się będziesz martwił to możesz się zapytać lekarza, bo ja niestety nim nie jestem. - zajął się od razu jego nogami zginając w kolanach i prostując na przemian. - Mało dzisiaj narzekasz. - zaśmiał się patrząc na niego.

- Obudziłem się z małym zapałem. - wzruszył ramionami. - Nie wiem jak długo będzie to trwało, ale ciesz się.

- Mam nadzieję, że jak najdłużej. Im więcej ty będziesz miał zapału tym szybciej staniesz na nogi, mówię ci. - starał się go pocieszać, już nie raz spotykał się z brakiem motywacji i teraz już wiedział jak ma reagować, a wiedział, że Louis ma duże szanse na powrót do zdrowia, oczywiste było, że nigdy nie będzie tak jak dawniej, ale będą to tak małe problemy, że szatyn spokojnie będzie sobie dawał radę w przyszłości. - A jak sprawuje się krzesełko do wanny?

- Jest o wiele lepiej, naprawdę nie spodziewałem się, że to mi tak ułatwi życie. Nie wiem jak odwdzięczę się tobie i Liamowi. - przymknął oczy wiedząc, że nie ma nic do roboty niż leżenie.

- Daj spokój, cieszę się, że się tego pozbyliśmy, bo przypominało mi to o gorszych czasach Liama, nigdy nie chciałbym do tego wracać.

- Nic dziwnego, Liam jest dosyć postawny i pewnie było ci ciężko. - zaśmiał się mimo wszystko chcąc tak dobrać słowa, aby nie zranić chłopaka.

- Wtedy był jeszcze większym miśkiem niż teraz. Wiesz teraz ma mięśnie, a wtedy był dosyć gruby. - pokręcił głową ze śmiechem. - Dopiero gdy zauważył, że dosyć ciężko mi się z nim obchodzić, gdy waży zbyt dużo to postanowił schudnąć i dorobił się mięśni. Oczywiście nigdy nie przeszkadzało mi to jak wyglądał, ale zdecydowanie ułatwiło nam to życie. - wzruszył ramionami. - Ale ty nie masz się akurat o co martwić, jesteś tak drobny, że nastoletnia dziewczyna dałaby radę cię przenieść.

- Bez przesady. - wywrócił oczami, on sam widział że schudł, jednak nie aż tak jak widzieli to inni. - Długo będzie to jeszcze trwało? - uchylił jedno oko patrząc na mulata.

Delivery Man ¦ LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz