Louis bez zawahania mógł powiedzieć, że to był najlepszy dzień w jego życiu, zobaczył swoją ulubioną drużynę na boisku i kilku zawodników nawet przybiło z nim piątkę, do reszty nie miał pretensji o to, że nie zrobili żadnego ruchu w jego kierunku, byli to piłkarze, którym nie szło na dzisiejszym treningu i jak najbardziej rozumiał to, że chcieli znaleźć się w szatni.
Razem z Philem wyszli ze stadionu po dwóch godzinach, na ustach szatyna cały czas gościł uśmiech i nie mógł się powstrzymać od ciągłego dziękowania chłopakowi.
- Cieszę się, że ci się podobało, tak właściwie nie byłem zbyt przekonany do tego pomysłu, wiesz, jesteś na wózku i mogłoby cię to zdołować. - powiedział szczerze i ruszył w stronę bliskiej knajpy.
- Muszę się w końcu przyzwyczaić do myśli, że długie lata spędzę na wózku, a stawiam, że omijanie rzeczy, których nie mogę już robić przez wózek mi w tym nie pomoże. - wzruszył ramionami. - Dobra, a teraz powiedz mi gdzie mnie prowadzić, bo nie dajesz mi żadnej kontroli nad tym gdzie się kierujemy. - nawiązał do tego, że Phil odkąd wyszli ze stadionu nie dał mu prowadzić wózka.
- Do knajpy, stawiam, że jesteś głodny, bo ja jestem bardzo, a tam mnie już znają i zawsze dają mniej tłuszczu niż mają w zwyczaju. - zaśmiał się.
- O tak, jestem bardzo głodny. - przyznał. - Więc myślę, że to świetny pomysł.
Dotarli do miejsca dziesięć minut później i gdy tylko dosiedli się do stolika złożyli zamówienie.
- Jestem wyczerpany. - zaśmiał się. - Dosłownie zmęczyły mnie emocje jakbym dzieckiem był. - pokręcił głową.
- Trzeba cię częściej gdzieś zabierać, nie będziesz miał problemów ze snem. - posłał mu lekki uśmiech. - I mam nadzieję, że mi będzie przypadał ten zaszczyt.
- Zobaczymy jak się będziesz starał. - zaśmiał się i zajął jedzeniem, gdy dostali swoje zamówienia.
Czas mijał im naprawdę szybko, po jedzeniu przyszedł czas na deser, niestety tylko szatyn mógł sobie na niego pozwolić, ale i tak kilka razy wepchnął niemal siłą kawałki ciasta do ust Phila. Ten śmiał się co chwilę powtarzając, że nie może jeść takich rzeczy, jednak Louis był nieugięty powtarzając ciągle, że od jednego ciasta nic się nie stanie. Problem pojawił się w momencie, kiedy Phil dostał telefon, że jego mama jest w szpitalu i Louis widział, że ten chce się jak najszybciej pojawić przy kobiecie.
- Idź szybko, dam sobie radę, naprawdę. - zapewniał szatyn chcąc przekonać chłopaka, że to dobry pomysł.
- Nie Lou, nie dotrzesz do domu, musze ci pomóc. - sprzeciwił się, nie był takim dupkiem, żeby zostawić szatyna kilka kilometrów od domu wiedząc, że nie da on rady dotrzeć do domu.
- Znajdę kogoś kto po mnie przyjdzie, idź już, twoja mama cię teraz bardziej potrzebuje niż ja. - uśmiechnął się. Phil mimo wszystko nadal nie był przekonany co do tego pomysłu, jednak po kilku namowach szatyna zostawił go i biegiem ruszył w stronę najbliższego postoju taksówek.
Louis nie był pewny do kogo ma zadzwonić, z tego co wiedział Zayn spędzał ten dzień ze swoim chłopakiem, więc nie chciał psuć im tej chwili. Jego ostatnią deską ratunku był Harry. Niepewnie przygryzając wargę wybrał numer do bruneta i z niecierpliwością czekał aż ten odbierze.
- Cześć Lou, co tam? Potrzebujesz czegoś? - szatyn automatycznie uśmiechnął się słysząc głos bruneta, sam nie wiedział czemu tak na niego działał.
- Nie wiem czy to podchodzi pod twoją pomoc jako wolontariusz, ale masz teraz chwilkę czasu?
- Na spokojnie mam wolną godzinę, a co się dzieje? - spytał lekko zaniepokojony.
CZYTASZ
Delivery Man ¦ Larry
FanfictionLouis jest niepełnosprawny, a Harry uwielbia odbierać jego wiadomości z prośbami o zakupy, które ten czasami wysyła na dostosowaną do tego aplikacje.